1 listopada nie pójdę na cmentarz. To smutne, co zrobiliśmy z tym świętem [FELIETON]

natemat.pl 1 dzień temu
1 listopada od lat regularnie chodziłem odwiedzać groby bliskich. W tym roku mówię sobie dość z prostego powodu. I założę się, iż wielu z was czuje coś podobnego.


Przez lata poszliśmy w bardzo złą stronę. Pewnie zaraz pomyślicie, iż chodzi mi o Halloween, ale nie tym razem. Niech każdy wycina sobie z dyni, co mu się podoba i przebiera się, za kogo tylko chce. Zresztą trudno walczyć z popkulturą. Powinniśmy pójść po rozum do głowy z zupełnie innego powodu.

1 listopada jest jak festyn. To cmentarna rewia mody


Od dzieciaka chodziłem na cmentarze 1 listopada. Z rodzicami, dziadkami. Później do dziadków na cmentarz. Nie z obowiązku, ale z tradycji, bo dla mnie ten dzień to trochę jak otwieranie albumu ze starymi zdjęciami. Z roku na rok już w połowie października czuję się jednak coraz dziwniej.

Nie rozumiem naszego polskiego szału, który przypomina konkurs na najbardziej efektowny grób. Rewia mody ma oczywiście dwa oblicza. Jedno, to przystrajanie nagrobków. Drugie to strojenie się samemu. I mylenie cmentarnych alejek z wybiegiem na pokazie mody. To poszło w bardzo złą stronę.

Chociaż w porządku, niech każdy ubiera się, jak chce – nie w tym problem. Gorsze jest to, iż 1 listopada stał się świętem tworzyw sztucznych. Sklepy to wykorzystują, bo czują w tym pieniądze. Polacy kupują, bo na tacy mają podane najnowsze znicze z bajerami i efektowne wieńce. Kupujemy, stroimy, sami się nakręcamy na wydatki, żeby było: lepiej, więcej i drożej niż u kogoś innego.

Zostawić pusty grób na Wszystkich Świętych? Albo z symbolicznym zniczem i skromnym bukietem? A broń Boże, bo co ludzie powiedzą?!

Nie umiemy w cmentarny minimalizm. Pamiętam opowieści mamy i babci, które z sentymentem co roku wspominają, iż kiedyś znicze robiło się samemu. O gotowych wiązankach kwiatów też nie było mowy. Półki w supermarketach nie uginały się od wkładów i lampionów w rozmaite wzory.

Kiedyś ten jeden znicz coś znaczył. Czysty nagrobek, chwila zadumy. Ludzie nie byli atakowani miesiąc wcześniej przez cały komercyjny szum. Dla wielu z was to może "boomerskie" gadanie, ale przekonałem się, iż nie do końca.

Zobaczcie, co dzieje się pod cmentarzami już kilka dni przez 1 listopada. Kiedyś sprzedawali znicze i kwiaty. Dziś da się kupić ciastka, pączki, popcorn i watę cukrową. Widziałem choćby kolorowe balony. Zrozumiem gorącą herbatę czy słynną pańską skórkę. Ale na litość boską, nie róbmy z cmentarzy bazarów. I to nie tanich, bo biznes kwitnie i tanio wcale nie jest.

Rok temu poczułem przesyt. Szczytem absurdu była znajoma, która 1 listopada pochwaliła się sernikiem kupionym przy cmentarzu. Brakuje tylko dmuchanych zjeżdżalni i zawodów na skakanie w workach z reklamówką zniczy. Wiem, przesadzam, ale naprawdę zastanawiam się, gdzie jest granica tego dziwnego szału. Dzisiaj nie ma reguły – nabierają się na to młodsi i starsi.

1 listopada nie pójdę na cmentarz


Niedawno pomyślałem, iż w tym roku nie pójdę. 1 listopada nie pójdę na cmentarz. To nie żaden bojkot czy manifest. To po prostu jeden z tych ważnych dni, który sami zamieniliśmy w narodowy kabaret. I bardzo tego żałuję, bo Uroczystość Wszystkich Świętych jest przejmująca i wyjątkowa tak samo dla wierzących, jak i tych, którym z Kościołem zupełnie nie po drodze. To święto nas przecież w jakiś sposób łączy.

Mam jednak dość plastikowej i taniej otoczki. Na myśl o 1 listopada czuję się zmęczony dwa tygodnie wcześniej. Cmentarze, które są dla mnie ważne, odwiedzam regularnie. Nie widzę problemu w tym, by pojawić się na nich tydzień później, żeby ominąć dziwny festyn i tłum ludzi. Ale szczerze mówiąc, przez chwilę miałem wyrzut sumienia, iż to ja sobie tak wymyśliłem. No bo moje "niepójście" nie sprawi, iż za rok będzie lepiej.

Niedawno kolega przyznał mi się, iż on też nie idzie. Dał mi do myślenia, bo na cmentarzu ma mamę i innych bliskich. Powiedziałbym, iż przecież wypadałoby jednak pójść, ale rozumiem go. Tak samo jak wszystkich, którzy nie wyobrażają sobie 1 listopada bez wizyty na grobach.

Nie będę bawił się w teologa, ale Wszystkich Świętych to w Kościele bardzo radosne święto. Problem w tym, iż u nas to skręciło w kłopotliwym kierunku. Z księżmi nie jest mi już po drodze, ale w jednym się z nimi zgadzam. Ogarnijmy się z 1-listopadowym kultem plastiku i rywalizacją na najlepszy pomnik. Niech ten "grobbing" naprawdę będzie okazją, żeby trochę oczyścić głowę. I zwolnić. Bo daliśmy sobie zabrać coś pięknego.

I tak na koniec, polecam wam wieczorny spacer po dowolnym cmentarzu. choćby samotny. I nie pierwszego, ale drugiego czy trzeciego listopada. Nigdzie tak łatwo nie zbierzecie myśli.

Idź do oryginalnego materiału