niedziela, 27 maja 2018
Niby o czym?
Nie posprzątałem.
Nie umyłem okien.
Nie odkurzyłem.
Poplamiony, polibacyjny obrus, tkwiąc po ranty w pudle łazienkowym, błaga o litość.
Nie pisałem, bo i o czym?
Wciągnięty w szczurzy wyścig, przez blisko dwadzieścia dni skwierczałem na patelni, wraz z innymi stachanowcami, skwierczałem, kompulsyjnie przywołując nawet te wspomnienia i cytaty, których nie byłem w stanie sobie do tej pory w całości przypomnieć. Mickiewicz, Słowacki, Norwid. Szymborska na dokładkę.
Omasta jedna.
Okrasa cholerna, molestująca elegancją i szykiem, jak kurwiszon zdjęty nocną porą spod poselskiego hotelu.
Jestem winny. Mam nadzieję, że, gdy już grzecznie wyciągnę kopyta i kulturalnie, zgodnie z zasadami ustanowionymi przez naturę zacznę się rozkładać, uda się wam wreszcie wyprostować wasze powykręcane moimi wypocinami mózgi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz