Ta ryba powinna trafić na "czarną listę". Jest gorsza nawet od pangi
Na pierwszy rzut oka wygląda całkiem nieźle – jasne, chude mięso, delikatny smak, niska cena. Nic dziwnego, że tilapia coraz częściej trafia na nasze talerze jako "zdrowsza" alternatywa dla bardziej tłustych ryb. Problem w tym, że za tą atrakcyjną otoczką kryje się historia, której większość konsumentów wolałaby nie znać. Sposób hodowli, jakość paszy, zawartość zanieczyszczeń i niska wartość odżywcza.
Tilapia zdobyła popularność głównie dlatego, że jest tania, łatwo dostępna i "bezpieczna" smakowo – delikatna, bez charakterystycznego zapachu ryby. Nic dziwnego, że często trafia do dań dla dzieci, diet odchudzających czy gotowych posiłków. Ale to, co na pierwszy rzut oka wygląda jak rozsądny wybór, po bliższym przyjrzeniu się budzi sporo wątpliwości. Żeby zrozumieć, dlaczego coraz więcej ekspertów bije na alarm w sprawie tej ryby, warto najpierw dowiedzieć się, skąd naprawdę pochodzi tilapia i w jakich warunkach się ją hoduje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zupa rybna z łososiem - mnóstwo smaku i aromatu
Skąd pochodzi tilapia i jak się ją hoduje?
Tilapia to jedna z najczęściej hodowanych ryb na świecie – tania w produkcji, szybkorosnąca i mało wymagająca. Brzmi dobrze? Tylko na pierwszy rzut oka. Większość filetów z tilapii, które trafiają na polski rynek, pochodzi z intensywnych hodowli w krajach takich jak Chiny, Wietnam, Indonezja czy Brazylia. To właśnie tam ryby te są masowo produkowane w zbiornikach, gdzie liczy się ilość, nie jakość.
Tilapie hoduje się często w przepełnionych stawach lub basenach przemysłowych, gdzie dostęp do świeżej, dobrze natlenionej wody jest ograniczony. Duże zagęszczenie ryb sprzyja rozwojowi chorób, dlatego w wielu gospodarstwach stosuje się antybiotyki, środki przeciwpasożytnicze i chemikalia, które nie zawsze są dopuszczone do użycia w Europie. Ich ślady mogą pozostawać w mięsie, co budzi uzasadnione obawy konsumentów.
Do tego dochodzi jakość paszy – tilapie karmione są najczęściej soją GMO, mączką rybną z niskiej jakości odpadów, a niekiedy nawet odpadami poubojowymi. Nie tylko wpływa to na smak i wartość odżywczą mięsa, ale też na jego bezpieczeństwo.
W efekcie mamy do czynienia z rybą hodowaną szybko, tanio i często bez wystarczającej kontroli, zwłaszcza jeśli pochodzi z krajów, gdzie standardy weterynaryjne i środowiskowe są dużo niższe niż w UE.
Co trafia na nasze talerze?
Choć na półce sklepowej tilapia wygląda atrakcyjnie – jasne, czyste filety, często oznaczone jako "chude mięso" czy "idealne dla dzieci" – to rzeczywisty skład tego, co jemy, może budzić spore zastrzeżenia.
Wiele partii tilapii dostępnych na rynku pochodzi z masowej produkcji, gdzie ryby są karmione tanimi paszami – zawierającymi soję modyfikowaną genetycznie (GMO), odpady rybne i mączki zwierzęce, które nie mają nic wspólnego z naturalną dietą ryby. Taki sposób żywienia wpływa bezpośrednio na jakość mięsa, jego skład chemiczny i profil tłuszczowy.
Badania wykazały, że niektóre filety z tilapii zawierają pozostałości antybiotyków, leków weterynaryjnych, a nawet zanieczyszczenia chemiczne (np. metale ciężkie, pestycydy). To efekt nie tylko intensywnej hodowli, ale też niskich standardów sanitarnych w krajach eksportujących tę rybę.
Do tego dochodzi kwestia wartości odżywczych, bo choć tilapia jest niskokaloryczna i zawiera białko, ma niski poziom zdrowych kwasów omega-3, a za to wysoką zawartość kwasów omega-6. Taka proporcja może sprzyjać stanom zapalnym, szczególnie u osób z chorobami przewlekłymi lub zaburzoną gospodarką lipidową. Jest więc potencjalnie niebezpieczna dla zdrowia, zwłaszcza jeśli trafia na nasz talerz często i w dużych ilościach.