kobieta w kawiarni
Głośnomówiący w kawiarni – znak czasów czy zwykły brak wyczucia? fot. Pixabay.com
REKLAMA

Wybrałam się do kawiarni, żeby odpocząć

Ostatnio miałam wolne popołudnie i postanowiłam wybrać się do kawiarni. Chciałam chwilę posiedzieć w spokoju, napić się dobrej kawy i poczytać książkę. Usiadłam przy oknie, zamówiłam cappuccino, rozłożyłam się wygodnie i już po kilku minutach poczułam, że znalazłam swoje małe miejsce na relaks. Niestety – nie na długo.

Zaledwie chwilę po mnie przyszła młoda dziewczyna. Usiadła dwa stoliki dalej, rozpakowała torbę i położyła telefon na stole. Po chwili włączyła rozmowę na głośnomówiącym. Pomyślałam: "Pewnie szybka sprawa, zaraz skończy". Ale nie – to była długa, bardzo osobista rozmowa. Dziewczyna bez żadnego skrępowania zaczęła opowiadać koleżance o swoim życiu intymnym. Dosłownie. Szczegóły, które w moim odczuciu powinny zostać między bliskimi osobami, były wykrzykiwane w miejscu publicznym, między łykami kawy i szelestem papierowych serwetek.

Obok siedziało dziecko

To, co najbardziej mnie poruszyło, to fakt, że przy sąsiednim stoliku siedziała kobieta z kilkuletnim dzieckiem. Maluch jadł ciastko i patrzył z zaciekawieniem w stronę dziewczyny, która mówiła rzeczy, których nie chcę tu nawet cytować. Matka w pewnym momencie zaczęła na nią coraz bardziej nerwowo zerkać, aż w końcu wstała i przeniosła się z dzieckiem na drugi koniec sali. A dziewczyna? Nawet tego nie zauważyła. Nadal opowiadała o "tych sprawach", jakby siedziała w swoim salonie, a nie w miejscu publicznym.

Zastanawiam się, czy to tylko brak manier, czy już coś więcej. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że granica między sferą prywatną a publiczną się zaciera. Ludzie przestają zwracać uwagę na to, gdzie są i kto ich słucha. Liczy się tylko ich potrzeba ekspresji, wygoda i prawo do bycia sobą – ale czy naprawdę wszystko trzeba robić kosztem innych?

Wielu z nas traktuje przestrzeń publiczną jak własne podwórko. Kiedyś rozmowy telefoniczne w miejscach takich jak kawiarnia były szeptane, skracane, czasem nawet przenoszone na zewnątrz. Dziś wszystko jest na widoku – emocje, dramaty, plotki, szczegóły intymnego życia. Czy to ma być norma?

Tamtego dnia wyszłam z kawiarni szybciej, niż planowałam. Książka została nieprzeczytana, kawa niedopita. I jeszcze długo po tym, jak zamknęły się za mną drzwi, miałam w głowie słowa, których nigdy nie chciałam usłyszeć od nieznajomej osoby. Ale najbardziej bolała mnie refleksja: czy naprawdę już tak ma wyglądać nasza codzienność?

Rozmowy o seksie w przestrzeni publicznej to nie dowód odwagi ani luzu. To po prostu brak kultury. I jeśli nie zaczniemy się temu sprzeciwiać, to za chwilę nie zostanie nam już ani miejsca na oddech, ani na prawdziwą prywatność.

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: