Joanna Kołaczkowska, kobieta-ogień, mistrzyni śmiechu i subtelnej refleksji, odeszła 17 lipca 2025 roku, zostawiając po sobie ogromną pustkę — ale też wyraźne ślady ciepła, życzliwości i niezwykłej odwagi. Mimo ciężkiej choroby nowotworowej, przez którą ostatnie miesiące były dla niej wyjątkowo trudne, zachowała pogodę ducha i głęboką troskę o innych. Teraz, gdy świat przygotowuje się do jej ostatniego pożegnania, na jaw wychodzą poruszające szczegóły dotyczące pogrzebu — w tym te, które sama Joanna pozostawiła jako swoją ostatnią wolę.
Pogrzeb artystki odbędzie się 28 lipca w Warszawie i podzielony zostanie na dwa etapy: uroczystość katolicką i świecką. Jednak to nie forma ceremonii przykuwa największą uwagę. To treść przesłania, które Joanna chciała przekazać na koniec swojej drogi — i które dziś rozbrzmiewa jeszcze mocniej niż kiedykolwiek.
„Asia nie przepadała za patosem i wieńcami” – czytamy we wpisie kabaretu Hrabi, z którym artystka była związana niemal całe życie. – „Zamiast kwiatów, jeżeli czujecie taką potrzebę – spełnijcie Jej wolę i wesprzyjcie Fundację Avalon”.
To nie tylko piękny gest, ale też wyraz troski o innych — coś, co tak bardzo definiowało Joannę. Zamiast pochwał i pomników, wolała konkretne wsparcie dla tych, którzy codziennie zmagają się z trudnościami. Jej pogrzeb ma być świętem życia, nie śmierci.
Msza żałobna odbędzie się 28 lipca o godzinie 11:00 w Kościele św. Karola Boromeusza przy ul. Powązkowskiej 14 w Warszawie. O godzinie 12:30 rozpocznie się ceremonia świecka w sali ceremonialnej Cmentarza Wojskowego na Powązkach.
Ale choćby tam nie będzie łez na pokaz ani górnolotnych przemówień. Będzie pamięć. Cisza. Śmiech, być może — wspomnienie Asi w jej najlepszym wydaniu. Będzie miejsce na spojrzenia pełne wdzięczności i puszkę, do której można wrzucić grosz na rzecz fundacji. Będzie też kod QR, dla tych, którzy wolą działać cyfrowo.
„Rodzina Asi bardzo prosi, by podczas uroczystości nie składać kondolencji. Wszystkie dobre myśli i sama obecność są dla nich ogromnym wsparciem” – podkreślili przyjaciele z kabaretu.
Joanna była artystką, ale jeszcze bardziej – człowiekiem z krwi i kości. Nie lubiła nadęcia, zawsze wybierała prawdę zamiast iluzji. Jej walka z nowotworem była cicha, ale nie beznadziejna. Do końca wierzyła w sens tego, co robi. I właśnie dlatego dziś tak wielu czuje, iż stracili bliską osobę, choć może nigdy nie zamienili z nią słowa.
Jej ostatnia prośba nie brzmi jak rozkaz — to delikatna, piękna wskazówka. Jak żyć. Jak odchodzić. Jak pamiętać.
Być może nie chodzi o to, by opłakiwać jej odejście. Może chodzi o to, by się uśmiechnąć — dla niej. I dla siebie.