Nienawidzę nocnych telefonów. Przyzwoici ludzie nie dzwonią o tak późnej porze, chyba iż stało się coś wyjątkowego. Dlatego zawsze drżę, gdy słyszę dzwoniący telefon w środku nocy, spodziewając się złych wieści.
Już zapadałam w sen, gdy melodia telefonu męża rozdarła ciszę sypialni. Mąż westchnął i sięgnął po komórkę.
— Nieznany numer — powiedział, rzucając mi przez ramię spojrzenie.
— Wyłącz dźwięk. Jak coś ważnego, zadzwonią rano — zamruczałam, zanurzając się pod kołdrę.
Telefon wciąż dzwonił. Westchnęłam i odsunęłam kołdrę.
— No odpowiedz w końcu! — poprosiłam, wiedząc, iż już nie zasnę.
Mąż długo słuchał kogoś, po czym oznajmił, iż rano wyjeżdża.
— Co? — spytałam, całkiem rozbudzona. — Gdzie?
— Jasiek nie żyje. Zawał. Żona dzwoniła, prosiła, żebym przyjechał. Rano wezmę wolne i jadę. Ech, Jasiek, Jasiek… Czterdziestki choćby nie skończył… — Staś wstał i poszedł do kuchni.
Wczesnym rankiem odprowadziłam męża, pakując mu koszulę na zmianę i maszynkę do golenia. Jaśka znałam słabo, więc nie pojechałam z mężem.
Siedziałam, pijąc kawę, zastanawiając się, od czego zacząć dzień: od sprzątania czy prania firan? Jak wiadomo, kobieta nigdy nie ma wolnego. Postanowiłam, iż nie będę gotować. Trzy dni bez jedzenia wyjdą mi tylko na dobre. W ostateczności usmażę jajecznicę. A na powrót męża przyrządzę coś pysznego.
Lecz moje plany legły w gruzach. Ledwie zdążyłam się ogarnąć, gdy zadzwoniono do drzwi. Pomyślałam, iż to sąsiadka po sól, i śmiało otworzyłam.
Na progu stała moja teściowa, a za nią majaczył jej drugi mąż, Seweryn.
— Widzę, iż nie jesteś zachwycona? Byliśmy w okolicy, pomyśleliśmy, iż wpadniemy. Ale jeżeli jesteś zajęta, to pójdziemy — mówiąc to, Maria Kazimierzowa choćby nie drgnęła, wpatrując się we mnie.
Jakby kiedykolwiek uprzedzała o swoich wizytach.
— Ależ skąd, proszę wejść — uśmiechnęłam się szeroko, wpuszczając ich do mieszkania.
— Tylko na chwilę, prawda, Sewuś? — powiedziała teściowa, zrzucając z ramion sobolowe futro. Seweryn złapał je w locie z wprawą cyrkowca.
— Nie trzeba się rozbierać, jeszcze nie sprzątałam. Zawsze się cieszę, Maria Kazimierzowa. Świetnie pani wygląda — dodałam uprzejmie.
— A Staśka nie ma? W pracy? Przecież dziś wolne. Nie dba o siebie. Tobie też by się przydała praca. Wtedy on by nie harował w weekendy. — W głosie teściowej nie było wyrzutu, ale oskarżenie o moje lenistwo.
— Pracuję, tylko zdalnie… — zaczęłam się tłumaczyć. Mogłam krzyczeć, i tak by mnie nie usłyszała. Gdy próbowałam wyjaśnić, iż teraz można dobrze zarabiać przez internet, nagle ogłuchła.
Teściowa przejechała wzrokiem po pokoju, wypatrując kurzu na szafce i koszuli Stasia rzuconej na krześle. Zapomniałam jej wrzucić do pralki.
— Nowe firanki kupiłaś? Ładne, ale stare też były dobre. Żyjecie ponad stan, za dużo wydajecie. Nową kanapę też? A co stało się ze starą? — Nie czekając na odpowiedź, Maria Kazimierzowa usiadła na kanapie, oceniając jej wygodę. — Nie za jasna?
A mówią, iż z wiekiem pamięć się pogarsza. Moja teściowa miała pamięć jak słoń. Zapamiętała nawet, jakie firany wisiały u nas pół roku temu.
Zostawiłam ją, by rozkoszowała się kanapą, i rzuciłam się do kuchni, przeszukując lodówkę. Samej herbaty nie wystarczy. Wiedziałam, iż wieczorem zadzwoni do wszystkich przyjaciółek i opowie, jak źle ją przyjęłam. A jej kochany Staśek głoduje. Nie, tego jej nie ułatwię.
Otworzyłam lodówkę. Warzywa na sałatkę są, to już coś. Wyjęłam z zamrażarki kawałek mięsa i wrzuciłam do mikrofali. Gdy się rozmrażało, zabrałam się za szybkie ciasto biszkoptowe.
Wsadziłam ciasto do piekarnika, mięso rozbiłam tłuczkiem i rzuciłam na rozgrzaną patelnię, po czym zajęłam się krojeniem sałatki. Mieszkaniem rozniósł się zapach świeżego ciasta. Spodziewałam się, iż teściowa zaraz zjawi się w kuchni… Na próżno.
Usłyszawszy okrzyk, którego nie umiałam rozszyfrować, wpadłam do pokoju. Maria Kazimierzowa stała przy szafce i trzymała w rękach wazę z porcelany ćmielowskiej.
— To antyk! Tak wydajesz pieniądze mojego syna?! — wykrzyknęła, patrząc na mnie jak na karalucha.
Zaczęłam gorączkowo tłumaczyć, iż dostałam ją od babci w spadku dwa miesiące temu… Ciasto! Pognałam do kuchni, wyciągając rumiany biszkopt. Uff, zdążyłam. Przewróciłam mięso, przykryłam patelnię i wróciłam do sałatki.
Gdy mięso było gotowe, nakryłam stół odświętnymi talerzami i zaprosiłam gości.
— Nie przyjechaliśmy jeść, tylko was odwiedzić — oznajmiła Maria Kazimierzowa, siadając przy stole. Jej wzrok błądził od mięsa do sałatki, potem do ciasta i z powrotem.
Seweryn wziął widelec i nabrał soczysty kawałek. Nóż też położyłam, ale Seweryn był prostym człowiekiem, nie znającym etykiety. Odgryzł kęs i zamknął oczy z rozkoszą. Moja dusza śpiewała z radości, iż moje starania nie poszły na marne. Na ziemię sprowadził mnie lodowaty głos teściowej.
— Seweryn, jak możesz?! Przecież trwa post!
Seweryn zakrztusił się, jakby zamiast mięsa połknął ropuchę.
Zamarłam ze strachu, iż się udławi pod jej wzrokiem albo wypluje. Ale przeżuł i przełknął.
Drżałam z przerażenia, iż popełniłam karygodny błąd — zapomniałam o poście. Postanowiłam przyjąć cios z godnością.
Z winowajczą miną zaczęłam tłumaczyć, iż Staś uwielbia moje mięso, więc zawsze mamy zapas. A w sklepie obok tylko mintaj. Nie mogłam przecież poczęstować gości mintajem.
— Gdybyście dali znać wcześniej, kupiłabym rybW końcu teściowa i Seweryn wyszli, pozostawiając za sobą tylko wspomnienie niespodziewanej wizyty i półmisek nietkniętego mięsa, które Staś z uśmiechem dojadł, gdy wrócił do domu.