Tak wyglądają wakacje w patchworku. "Rozstaliśmy się zaraz po powrocie"

natemat.pl 5 godzin temu
– Dzieci partnera zawsze mogą jechać na wakacje z nami. Ale po powrocie nie opowiadają o nich swojej mamie. Chciałyby podzielić się radością, pochwalić, ale niekoniecznie mogą. Bo już bywało tak, iż ich mama się obrażała, gdy słyszała, iż spędzały ze mną czas albo iż dobrze się bawiły – przyznaje Milena, macocha dwójki nastolatków. Zapytaliśmy dr Magdalenę Śniegulską, psycholożkę czy wakacje w patchworku mogą być udane.


W tajemnicy


– Pierwsze wspólne wakacje były bardzo trudne. Wciąż trwała sprawa sądowa, która emocjonalnie obciążała całą naszą patchworkową rodzinę. To był czas przecierania szlaków, wzajemnego poznawania się i – trochę – walka z żywiołem. Żywiołem emocji, nowości, napięć i konfliktów lojalnościowych. Wszystko było niepewne, nieśmiałe, trudne – wspomina Milena. – Dziś, podczas trzeciego wspólnego wyjazdu, jest już zdecydowanie spokojniej.

Milena mówi o sobie, iż jest dodatkiem do rodziny: 14-letniej dziewczynki, 11-letniego chłopca i ich taty, który dzieli się opieką nad dziećmi z byłą partnerką. Kiedy rozmawiamy, w tle słuchawki słychać szum morskich fal – zastaję ich właśnie na wspólnym wyjeździe.

Pytam, czy taki wyjazd to prawdziwy odpoczynek, czy może jednak spore wyzwanie.

– To mieszanka emocji – pięknych, ale czasem też trudnych – przyznaje. – Kocham te dzieciaki ogromnie, choć to miłość inna niż macierzyńska. Cenię je za to, kim są – mądre, dobre, czułe – i za to, iż są dziećmi mężczyzny, którego kocham. Dla mnie to zupełnie naturalne, iż chcę być blisko nich, iż cieszy mnie ich obecność. Są momenty pełne radości, śmiechu, wspólnego szaleństwa – tak jak teraz, kiedy bawimy się razem na plaży w Krynicy Morskiej.

Ale, jak mówi dalej, ta euforia jest podszyta zakłopotaniem. Milena nie może otwarcie dzielić się tym, iż spędzają razem miły czas. Nie wolno jej też udostępniać wspólnych zdjęć w mediach społecznościowych.

– Wiem, iż gdybym to zrobiła, dzieci mogłyby mieć z tego powodu kłopoty – tłumaczy – Oficjalnie wiadomo, iż jesteśmy razem na wakacjach. I to tyle. Wiem, iż otwarte mówienie o tym mogłoby im zaszkodzić. I to jest bardzo trudne dla nas wszystkich.

Milena podkreśla, iż mama dzieci jej partnera nigdy wprost nie zabroniła wspólnych wyjazdów. Ale też nigdy ich naprawdę nie zaakceptowała. Potrzebuje kontroli nad tym, co się dzieje w domu ojca i w jego nowym związku.

Jej partner sam zadbał o to, by mama dzieci wiedziała, dokąd wyjeżdżają i na jak długo. Dzieci wysyłały jej zdjęcia, ale nigdy takie, na których były z Mileną.

Czy podczas wakacji zdarzyło się coś, co ją pozytywnie zaskoczyło? Coś budującego, szczególnie zapadającego w pamięć?

– Relacja dzieci z tatą – odpowiada bez wahania. – Pomimo tego, iż rozstanie rodziców było trudne i bardzo konfliktowe, one nie dały się od niego odsunąć. Trzymają się go jak dwa małe rzepy. Ta miłość jest ogromna. I to jest coś, co mnie chyba najbardziej poruszyło. Że w obliczu całego tego emocjonalnego zamieszania, wśród lojalnościowych dylematów, one potrafią być tak wierne, tak kochające. Ja nigdy nie miałam takiej relacji z tatą.

Milena z podziwem mówi też o dojrzałości dzieci.

– Zaskoczyło mnie, jak pięknie potrafią to wszystko łączyć. Mam wrażenie, iż wyciągają z tej sytuacji to, co dla nich najlepsze. Nie wiem, czy sama umiałabym być tak elastyczna – podsumowuje.

Pretensje


– To miały być pierwsze wspólne wakacje – ja, on i moja jedenastoletnia córka. Mieliśmy roczny staż związkowy. Ja wiele lat po rozwodzie, on kawaler – zaczyna swoją opowieść 38-letnia Kasia. – Wynajęliśmy apartament w samym centrum Wrocławia, z widokiem na Odrę. Wakacje w mieście wydawały się świetnym pomysłem na pierwszy wyjazd. W domku nad jeziorem mogło dochodzić do konfliktów, bo wiadomo, iż zajęć byłoby mniej. A w mieście jest mnóstwo rozrywek.

Były mąż Kasi był bardzo niezadowolony, iż z jego córką na wakacje jedzie "obcy człowiek", ale nie mógł nic zrobić. Michał, partner Kasi, bardzo chciał jechać. Mówił, iż wreszcie nacieszą się sobą, lepiej poznają.

Pierwsze napięcia pojawiły się już w samochodzie. Córka Kasi chciała posłuchać muzyki, Michał stanowczo tego zabronił. Powiedział, iż hałas go męczy.

– Ja już wiedziałam, iż robi na złość, bo na co dzień przecież słucha muzyki w aucie. Ale potem jakoś się wszystko uspokoiło. Jak dojechaliśmy na miejsce, było dobrze – opowiada.

Ale tylko przez dwa dni.

– Córka chodziła z mapą i szukała krasnali, a Michał już był poirytowany, iż się nudzi i bolą go nogi. I iż on "nie ma pięciu lat", żeby łapać krasnali, a przecież uzgodniliśmy tę rozrywkę. To chyba jedna z najlepszych atrakcji dla dzieci we Wrocławiu.

Potem już było tylko gorzej. Kasia mówi, iż czuła, jak bardzo jej córka irytuje partnera. Cokolwiek powiedziała, było źle. Nie tak jadła posiłek w restauracji, za długo zawiązywała buty. Za gwałtownie znudziła się zwiedzaniem muzeum.

– Oczywiście na osobności zwracałam uwagę partnerowi, iż nie powinien tak się zachowywać, ale to tylko pogarszało sytuację. Mówił, iż za bardzo rozpieściłam córkę i iż "trzeba ją ustawić do pionu". A mnie serce pękało, bo Amelka z dnia na dzień gasła.

Kasia opowiada, iż najgorzej było, kiedy Michał próbował z Amelką rywalizować o nią. Słyszała: "Ty się tylko nią zajmujesz", "Nie możemy napić się wieczorem w spokoju?".

– Do domu wracaliśmy już w absolutnej ciszy. I nie dlatego iż nie grała muzyka. Obie nie miałyśmy ochoty na jakąkolwiek rozmowę z Michałem – wspomina.

I dodaje:


– Rozstaliśmy się zaraz po powrocie. Nie wyobrażam sobie być z kimś, kto nie akceptuje mojego dziecka, kogo ono drażni.

Wyjątek


Agata rozwiodła się cztery lata temu. Wychowuje dziewięcioletniego syna. Od niecałego roku mieszkają razem z jej partnerem.

– Mój syn bardzo go lubi – mówi Agata. – Partner to trochę duże dziecko, a syn – jak na swój wiek – jest wyjątkowo dojrzały. Znaleźli wspólny język. Oglądają razem filmy, chodzimy wspólnie na spacery z psem. Syn bardzo dobrze dogaduje się też z partnerką mojego byłego męża. Wszyscy mamy przyjacielską atmosferę. Bez dramatów.

W tym roku czekają ich pierwsze wspólne wakacje w nowym składzie.

– Jedziemy do Londynu, zwiedzić studio filmowe Harry’ego Pottera. Spędzimy tam pięć dni. Ten wyjazd to marzenie mojego syna – opowiada.

Rok temu partner Agaty jeszcze nie był gotowy na wspólny wypoczynek. Nie mieszkali też razem.

– Oswajał się z nową sytuacją. Na wakacje pojechałam tylko z synem. Teraz wspólnie wybraliśmy miejsce, zaplanowaliśmy atrakcje tak, by każdemu coś pasowało. To też forma integracji. Mamy zarezerwowany nocleg z osobnymi sypialniami – syn będzie miał pokój, każdy swoją przestrzeń – opowiada.

Mimo wszystko, nie kryje, iż ma obawy.

– Trochę się stresuję. Całą trójka mamy ADHD, więc może być intensywnie. Ale jesteśmy przygotowani: dużo rozmawiamy, planujemy, pytamy siebie nawzajem, co kto chciałby robić. Staram się być optymistycznie nastawiona do tego wyjazdu.

Do tej pory Agata sama organizowała wakacje z synem.

– Jego tata zapewniał atrakcje na miejscu – basen, kino, wspólne wyjścia. On więcej pracuje, więc ja byłam od wyjazdów, a on od zajęć na miejscu. Ustaliliśmy, iż jeżeli wyjazd jest niedrogi, pokrywam koszty sama, a tata organizuje coś fajnego u siebie. W tym roku jednak, jako iż przed nami wyjazd zagraniczny, spytałam, czy chciałby się dołożyć. Od razu się zgodził. choćby zaproponował, iż pójdziemy razem wyrobić paszport.

Ojciec syna Agaty nie miał również nic przeciwko temu, by ich dziecko wyjechało z jej partnerem.

– Mamy bardzo dobry kontakt. Znam patchworki, gdzie jest zupełnie inaczej. Czasem mam wrażenie, iż jesteśmy wyjątkiem – uśmiecha się.

Więcej wyzwań


– Wakacje same w sobie są wyzwaniem – mówi dr Magdalena Śniegulska, psycholożka. – Starsze badania z lat 60’ i 70’ ubiegłego wieku dotyczące stresu pokazywały, iż to jeden z istotnych czynników stresogennych.

Jak tłumaczy, choć dziś wiemy, iż stres to doświadczenie subiektywne, ta ogólna prawidłowość wciąż się utrzymuje.

– Ważne, by o tym pamiętać również w kontekście rodzin patchworkowych – zaznacza. – Gdy pojawiają się jakieś trudności, często zbyt gwałtownie przypisujemy im "łatkę": patchwork, adopcja, samotne rodzicielstwo. Tymczasem wiele z tych napięć może po prostu wynikać z tego, iż wakacje są trudne dla większości rodzin.

Dr Śniegulska podkreśla, iż jeżeli za organizację odpowiada jedna osoba, zwykle ma w głowie wizję idealnego wypoczynku. Zwłaszcza, gdy czasu wolnego jest niewiele.

– A potem okazuje się, iż ktoś jawnie okazuje niezadowolenie albo wręcz sabotuje te plany. Często interpretujemy to przez pryzmat dawnych emocji związanych z rozstaniem – zauważa.

Jak dodaje, warto to znormalizować: to nie zawsze "wina patchworku". Z trudnościami organizacyjnymi mierzy się większość rodzin. W patchworku są one po prostu bardziej skomplikowane – zarówno logistycznie, jak i emocjonalnie.

Podobnie bywa, gdy dziecko mówi, iż nie chce wyjeżdżać z "obcymi" dziećmi.

– Szukamy prostych odpowiedzi, a to bardzo złożony temat – zauważa psycholożka. – Powodów może być wiele: brak wcześniejszego kontaktu, lęk przed porównywaniem, doświadczenia faworyzowania rodzeństwa czy przeciwnie – poczucie bycia ciągle obserwowanym. Dlatego trudno dawać jednoznaczne rady, bo wszystko zależy od wcześniejszych doświadczeń dziecka.

Jak tłumaczy dalej ekspertka, wakacje w rodzinie patchworkowej to także istotny czas z perspektywy rozwojowej – dzieci uczą się funkcjonowania w grupie, dochodzenia do kompromisów, uwzględniania potrzeb innych. Taki wyjazd może być też okazją do poznania różnych stylów życia i porównania, w jakim środowisku dziecko czuje się najlepiej.

– Moi pacjenci czasem mówią, iż mając dwie rodziny, doświadczają "szoku kulturowego" – mówi dr Śniegulska. – Ale też widzą w tym wartość. Bo mogą sprawdzić, w którym kontekście funkcjonują lepiej i co chcą wziąć dla siebie na przyszłość.

Z doświadczenia psycholożki wynika, iż mniej problemów z organizacją wakacji mają te rodziny, które rozstały się spokojnie i uporządkowały emocje.

– jeżeli nie działamy z pozycji udowadniania czegokolwiek byłemu partnerowi, tylko z troski o dobro dziecka, to wakacyjne plany układa się znacznie łatwiej – podkreśla.

Śniegulska zwraca też uwagę na inny istotny aspekt: dzieci dorastają, a system opieki powinien ewoluować wraz z nimi.

– Rodzice często nie zauważają, iż sztywny podział – tyle dni u mamy, tyle u taty – w pewnym wieku przestaje działać – mówi. – Pojawia się nowy świat: rówieśnicy, pasje, zajęcia. I wtedy jeden z rodziców może poczuć się jak "taksówkarz", który jest tylko od dowożenia na zajęcia. To dotyczy również "potrzeb" wakacyjnych.

Jak dodaje, to dobry moment, żeby usiąść wspólnie i zweryfikować oczekiwania oraz możliwości. – Im więcej jest gotowości do spokojnej rozmowy i przedstawienia faktów bez ocen i emocji, tym łatwiej o porozumienie – zauważa.

Trudność pojawia się jednak, gdy w grę wchodzą dodatkowe ograniczenia, np. była żona mówi, iż dziecko może jechać na wakacje ze swoim tatą, ale bez jego nowej partnerki.

– To niełatwe sytuacje – przyznaje. – Bo przecież chodzi o to, by dziecko miało kontakt z rzeczywistym życiem rodzica, a w nim często jest już nowa rodzina.

Jak zaznacza, nie wszyscy muszą się lubić. Bywa, iż dziecko źle znosi obecność innego dziecka z patchworku.

– To temat, któremu warto się przyjrzeć. Nic na siłę. Można tak zorganizować wakacje, by te interakcje były kontrolowane i nie narażały nikogo na zbędny stres. Patchwork bywa trudny, bo wchodzi w grę wiele osób, wiele oczekiwań i często bardzo silne emocje – podsumowuje.

Idź do oryginalnego materiału