Łukasz Grzegorczyk: Sklepy Dino są aż tak brzydkie, żeby robić o nie aferę jak w Wilanowie?
Kosma Nykiel: Nie odbiegają znacząco od tego typu obiektów, które powstają w Polsce.
Poproszę o fachową ocenę.
Spójrzmy na pawilony handlowe, których w Polsce buduje się dużo w ostatnim czasie. One z reguły są brzydkimi budami z płaskim dachem, bez jakiegokolwiek nawiązania do lokalnego charakteru, maluje się je na biało lub szaro. A kiedy spojrzymy na supermarket jak Dino, wyróżnia się dwuspadowym dachem. To jest jak na polskie warunki miły akcent, bo łagodzi bryłę budynku.
Pasuje do krajobrazu Wilanowa?
Pamiętam czasy jeszcze zanim zbudowano miasteczko Wilanów. Było tam wielkie pole przed pałacem, ale ten sklep ma powstać tak naprawdę gdzieś na dolnym Wilanowie. To nie jest tak, iż chcą postawić Dino w sercu dzielnicy. Może to nie jest najbardziej nowoczesna bryła, ale byłbym daleki od demonizowania jej, czy nazywania "sklepem spod Przasnysza". I nie spodziewałem się, iż w ogóle będziemy mieć pretekst do dyskusji o architekturze supermarketów.
Podziękujmy mieszkańcom Wilanowa, to oni włożyli kij w mrowisko. A tak na serio, to naprawdę takie architektoniczne koszmary?
Jeśli popatrzymy na to ze stricte architektoniczno-urbanistycznego punktu widzenia, to nie jest najgorsze, co powstaje w polskiej przestrzeni. Zdecydowanie zmieniła się jakość stawianych supermarketów, bo kojarzę nową Biedronkę na łódzkich Bałutach. Ona wygląda naprawdę ciekawie. Ma fajny design i służy choćby do ilustrowania newsów o tej sieci sklepów.
Architektura się poprawia, bryły są coraz bardziej nowoczesne. Łatwo rozróżnić, które supermarkety powstały 10-15 lat temu, a które w ostatnim czasie. Te nowe mniej przypominają baraki. Już zapomnieliśmy o czasach, kiedy Biedronki były malowane na jaskrawe żółte kolory, które chcąc nie chcąc, przyciągały wzrok.
Zdarza się również tak, iż sieci handlowe dopasowują gotowy projekt budynku do lokalnych uwarunkowań. Takie przypadki mamy na obszarach zabytkowych. Wiadomo, iż muszą się dostosować do planu zagospodarowania przestrzennego. Myślę, iż w tym kierunku powinniśmy zmierzać, by wyciągać charakterystyczne elementy danych regionów czy dzielnic. Może to jest kompromis również w przypadku Dino w Wilanowie.
Czyli jednak odzywa się marudzenie i "mentalność Wilanowa"?
Nie wiem, czy chciałbym to tak nazywać. Wilanów jest miejscem, gdzie to szczególnie się uwydatniło ze względu na zagęszczenie tego typu zjawiska. Spójrzmy na moją Łódź, która jest bardzo egalitarnym miastem. Są knajpki, gdzie można zobaczyć lokalsów, stałych bywalców pewnego miejsca, którzy w piątkowy wieczór piją piwo, a stolik obok siedzi laureat nagrody Nike. Uważam, iż to jest właśnie piękne. Każde miasto ma swoją charakterystykę, bo w Łodzi nigdy nie nazywaliśmy nikogo "słoikiem". Nie ma konkursu, kto jest prawdziwym łodzianinem, a kto nie.
W Warszawie bardziej widać zderzenie światów.
Albo w Krakowie, iż jest "Krakówek" i żeby być uznanym za prawdziwego krakowiaka, trzeba tam mieszkać przynajmniej trzy pokolenia i mieć kwaterę na Cmentarzu Rakowickim. W przypadku stolicy wygląda to podobnie. I myślę, iż to może wpływać na to, iż szczególnie alergicznie ludzie z Warszawy reagują na "wiejskość". Na to, iż coś może przypominać sklep, taki jak właśnie z tego cytatu, czyli "pod Przasnyszem".
Polacy z jednej strony wstydzą się wiejskiego, małomiasteczkowego pokolenia, ale z drugiej bardzo chętnie wracają na wieś i lubią sielskie klimaty. To choćby już nie jest debata urbanistyczna, a bardziej socjologiczna.
Przypomniała mi się afera o wygląd Muzeum Sztuki Nowoczesnej, która podzieliła nie tylko mieszkańców Warszawy.
Nie będę ukrywał, iż mnie nie przekonuje ten budynek, ale samo centrum Warszawy jest bardzo różnorodne. Z jednej strony mamy socrealistyczny Pałac Kultury i Nauki, stricte modernistyczną ścianę wschodnią, jakieś niedobitki kamienic, które przetrwały wojnę w takim bardzo okazałym, eklektycznym stylu. Obok są nowoczesne wieżowce.
Natomiast rozumiem, iż muzeum ma być częścią większego planu dla tej części miasta. Cieszy jedno, niezależnie od tego, czy mnie się ten styl podoba, czy nie. Fajnie, iż w Polsce zaczynamy rozmawiać na poważnie o architekturze w naszych miastach.
I może te rozmowy muszą zacząć się właśnie od takich lokalnych sporów jak o sklep Dino w Wilanowie.
Zaczyna nam zależeć na tym, żeby miasta były spójne, by wyglądały dobrze. I żeby nam się w nich dobrze żyło. Trochę wyskoczyliśmy z "reklamozy", która jeszcze niedawno uderzała po oczach. McDonald's, Starbucks czy inne duże sieci na całym świecie dostosowują się do tego, jakie są lokalne wymogi i to jest absolutnie standard, iż stawiamy warunki przedsiębiorcom. Chcemy, żeby było ładnie, bez pstrokacizny i kakofonii. Mieszkańcy Wilanowa bardzo dbają o swoją okolicę i myślę, iż wszyscy powinniśmy do tego dążyć, niezależnie od dzielnicy i jej specyfiki.
"Pasteloza" odchodzi do lamusa?
Myślę, iż już odeszła. Patrząc na niektóre ostatnie termomodernizacje bloków w różnych miastach, to naprawdę jest klasa. Można w dobry sposób podkreślić walory architektoniczne budynków z czasów PRL-u, które są dość oszczędne w stylu. Jest inny niepokojący trend, który zauważam.
Jaki?
Chodzi o jakość współczesnej polskiej deweloperki, która poza inwestycjami w ścisłych centrach kilku największych miast, pozostawia dużo do życzenia. Razi mnie wykorzystywanie białego i szarego tynku w rozmaitych konfiguracjach, bez żadnej większej kreatywności. Nasze miasta zostały zalane olbrzymią ilością nijakich budynków, które nie do końca pasują do wszystkiego wokół.
Mamy większe wyczucie, jeżeli chodzi o estetykę?
Kiedy ludzie czują, iż dany obszar jest ich, to wtedy o niego bardziej dbają. Dobry przykład to przyblokowe ogródki na osiedlach PRL-owskich, gdzie mieszkańcy naprawdę fenomenalnie o nie dbają, bo czują, iż to jest ich i wkładają w to serce.
Osiedla z wielkiej płyty to dzisiaj wstydliwy temat?
Nie ma co ukrywać, iż nie wszystkie osiedla zostały zaprojektowane w sposób fantastyczny. To nie zawsze są idealnie funkcjonalne miejsca. Musimy pamiętać, iż powstawały one w trochę innej rzeczywistości, gdy obcinano środki na wiele kwestii. Tam, gdzie miały powstać usługi, zostawiono na to teren i usługi nigdy nie powstały. Te osiedla zwykle oferują jednak bardzo dobry transport zbiorowy, dostęp do usług i są zielone, a przecież bardzo cenimy sobie bliskość z przyrodą.
A jeżeli mielibyśmy wskazać jeden trend z zagranicy, żeby poprawić u nas planowanie przestrzeni?
Dużo bardziej szczegółowe spojrzenie na konkretne inwestycje. Mamy plany miejscowe w Polsce. Większość dużych polskich miast ma to pokrycie na poziomie przynajmniej 50 procent. Tam, gdzie faktycznie one istnieją, można czegoś wymagać od deweloperów.
Tylko tyle… i aż tyle?
W tych parametrach jest trochę problem, bo trudno zapisać piękno czy dobre wpasowanie się do kontekstu w sztywnych wyliczeniach. Proces planistyczny choćby w Wielkiej Brytanii jest dużo bardziej szczegółowy. Więcej uwagi poświęca się temu, jak budynek współgra z otoczeniem, od której strony jest wejście, czy będzie parter użytkowy, czy nie, albo czy architektura jest na pewno dostosowana do tego, jak wygląda okolica.
Chciałbym, żeby dużo większą wagę przywiązywano do jakości. Te budynki potem zostaną z nami na kilkadziesiąt, albo i ponad 100 lat, więc będziemy z tym żyć naprawdę długo. jeżeli zbudujemy coś brzydkiego czy niefunkcjonalnego, będziemy się z tym męczyć nie tylko my, ale też nasze dzieci i wnuki.
Ale skoro potrafimy pokłócić się o lokalizację sklepu Dino, to chyba jesteśmy coraz bardziej wyczuleni, co powstaje obok nas.
Obserwuję to szczególnie na podwórku łódzkim, gdzie jakość inwestycji, szczególnie zapowiadanych w ostatnich latach naprawdę się poprawiła. Myślę, iż będziemy szli w dobrym kierunku. Nasze podstawowe potrzeby zostały zaspokojone, więc możemy myśleć o tych wyższych.
Na przykład słynna betonoza została tak skrajnie obśmiana, iż to jest rozdział, który można uznać za zamknięty. Ale strumień pieniędzy unijnych na rewitalizację rynków się skończył i wielu takich nowych inwestycji nie będzie. Myślę jednak, iż to jest coś, co jako społeczeństwo naprawdę wywalczyliśmy. Po prostu w zmianie mentalności.
Jesteśmy zdecydowanie bardziej zamożni, niż byliśmy kilkanaście lat temu. Stąd ważne jest, by budować połączenie między mieszkańcami a obszarem, na którym mieszkają. Nie tylko w nowych dzielnicach, ale również w tych istniejących. Dlatego ta cała afera o Dino w Wilanowie w pewnym sensie nie musi nas dziwić.