Babcia, która zmieniła wszystko

newsempire24.com 1 dzień temu

Prababcia, która wszystko zmieniła

Maja posadziła swojego pluszowego misia na kanapie i surowo pogroziła mu palcem:
— Siedzisz tu, bo inaczej przyjedzie prababcia i zajmie twoje miejsce!

Joanna, słysząc mamrotanie ośmioletniej córki, uśmiechnęła się, nie przestając wycierać okna w kuchni. Ścienny zegar z małą figurką bociana wesoło tykał, odliczając minuty do przyjazdu babci Joanny, Stanisławy Janowej, która niedawno skończyła osiemdziesiąt trzy lata.

Pierwszy raz od dziewięciu lat Stanisława Janowa odważyła się na taką podróż — przez pół Polski, by przytulić wnuczkę i po raz pierwszy zobaczyć prawnuczkę.

Kiedyś Asia mieszkała z nią w małym podlaskim miasteczku, razem z rodzicami i babcią. Ale w 2004 roku wyjechała, wyszła za mąż, osiedliła się w nowym miejscu. Mama Asi przyjeżdżała niemal co roku, ale babcia, już wtedy nie najmłodsza, wciąż czekała, aż wnuczka z rodziną ją odwiedzi.

Życie młodej pary pochłonęły kredyt i praca. Urlop był rzadkością, a podróż w rodzinne strony odkładano raz za razem.

Tego roku spodziewali się mamy Asi, ale zamiast niej postanowiła przyjechać Stanisława Janowa — w wieku osiemdziesięciu trzech lat, z chorym sercem, obolałymi nogami, przez tysiące kilometrów.

— Mamo, po co nam prababcia, skoro jest babcia Zosia i babcia Hela? — oświadczyła Maja z dziecięcą szczerością, krzyżując ręce.
— Jak to po co? To moja babcia, a twoja prababcia. Przyjeżdża w odwiedziny, żeby się z nami zobaczyć. Przecież ci o niej opowiadałam!

Maja zmarszczyła nos:
— Ale ona jest sta-ra!

Asia często dzwoniła do Stanisławy Janowej, a gdy Maja podrosła, podawała jej słuchawkę, by mogły porozmawiać. Pokazywała też zdjęcia. Ale, jak się okazało, głos w telefonie i fotografie nie zastąpiły prawdziwego spotkania. Maja, która nigdy nie widziała prababci, widziała w niej tylko „staruszkę”.

Asia chciała nakrzyczeć, ale się powstrzymała. Winę czuła w gardle — przez dziewięć lat nie znalazły czasu, by odwiedzić Podlasie. Przysiadła obok córki i zaczęła mówić:
— Tak, jest w podeszłym wieku. Ale to nasza rodzina, jak babcia Zosia i babcia Hela. Nie wolno tak mówić o starszych. Stanisława Janowa to niezwykła kobieta, pokochasz ją.

Maja wydawała się zrozumieć, ale w sercu Asi zostało uczucie nieznośnego żalu. Wstyd, iż córka nie zna prababci, iż sama nie znalazła czasu, by ją odwiedzić.

Tego samego dnia Asia odebrała paczkę z poczty. Adres nadawcy — Stanisława Janowa. Dziwne, przecież miała przyjechać za kilka dni. W domu, otwierając pudło, Asia znalazła prezenty i starannie złożone ubrania. Maja, kręcąca się w pobliżu, pierwsza zauważyła staroświecki wachlarz, lekko pożółkły, ale elegancki, jak z minionego stulecia. Obok leżały cienkie, koronkowe rękawiczki oraz, w osobnym woreczku, puszysta balowa suknia.

— Łał! Co to jest? — Maja otworzyła szeroko oczy, dotykając materiału.
— Nie wiem, po co babcia to przysłała, skoro sama niedługo przyjedzie — zaskoczyła się Asia.
— To jej? — Maja patrzyła z niedowierzaniem. — Tańczyła, tak jak ja?

Suknia, choć stara, była przepiękna, z delikatnym haftem. Cały wieczór Asia z Mają oglądały te rzeczy, zastanawiając się, co babcia miała na myśli. Maja zakochała się w wachlarzu, przymierzała rękawiczki, choć były za duże, i marzyła o takiej samej sukni do swoich tańców.
— Jak dorośniesz, uszyjemy ci taką — obiecała Asia, chowając uśmiech.

Trzy dni później Tomasz, mąż Asi, pojechał na lotnisko odebrać Stanisławę Janową. Asia, przypominając sobie słowa Mai o „starej”, była zdenerwowana, bojąc się, iż córka powie coś nietaktownego.

— Dziewczyny, gość przyjechał! — zawołał wesoło Tomasz z progu.

W jego głosie Asia natychmiast usłyszała zachwyt.
— Super babcia — szepnął żonie, mrugając.

Za jego plecami stała Stanisława Janowa: w eleganckim płaszczu, małym kapeluszu, butach na niskim obcasie, z torebką w dłoniach. Brwi lekko podkreślone, oczy z delikatną kreską, usta pomalowane perfekcyjnie. Asia od dziecka pamiętała jej słowa: „Usta muszą być idealne, choćby bez lustra”. I babcia robiła to jak mistrzyni.

— Babciu! — Asia rzuciła się w jej stronę, powstrzymując łzy.

Po długim locie Stanisława Janowa wyglądała na zmęczoną, ale jej oczy świeciły takim ciepłem, iż mogłyby stopić najzimniejszy dzień.

— Moja droga — babcia otworzyła ramiona.

— No to ja do pracy, a wy się tu bez mnie bawcie — uśmiechnął się Tomasz, wychodząc.

W przedpokoju Maja obserwowała gościa, wciąż niepewna, jak się zachować. Stanisława Janowa, zauważywszy prawnuczkę, spojrzała na nią z czułością, ale nie śpieszyła się z przytuleniem, wyczuwając jej niepewność. Z uśmiechem przeszła do salonu, opierając się na Asi.
— Droga, w moim wieku podróż to niełatwa sprawa, ale tak bardzo chciałam was zobaczyć, iż nie mogłam dłużej czekać. Wcześniej bym przyjechała, ale to złam, w moim wieku…

— Babciu, to nam powinno być wstyd — westchnęła Asia. — To praca, to Maja się urodziła…
— Wszystko rozumiem, kochanie, nie martw się. Siądę, odpocznę.
— Może się położysz? A potem zjemy…
— Och, Asiu, już choćby nie wiem, czy to ranek, czy wieczór, ta zmiana czasu wszystko pomieszała…

Po herbacie Stanisława Janowa poprawiła włosy — kasztanowe, z przesianką siwizny — i złożyła dłonie na kolanach. Jej wzrok nie odrywał się od Mai. Chciała przytulić prawnuczkę, ale czekała, rozumiejąc, iż dziewczynka musi sama zrobić pierwszy krok.

Maja, wciąż zaciekawiona, w końcu nie wytrzymała:
— To twoje? — wskazała na woreczek z suknią.

— Moje — uśmiechnęła się babcia. — W tej sukni tańczyłam na balu, który był inspirowany epoką MickMaja nagle podbiegła do prababci, objęła ją mocno i szepnęła: “Nauczysz mnie tańczyć tak jak dawniej?”.

Idź do oryginalnego materiału