Bogacze wyśmiali rodziców panny młodej. Zapłacili, by ślub się nie odbył. ale wiejska prosta dziewczyna przygotowała odpowiedź, która szczękę im opuściła!
Śnieżana: droga z wiejskiej ciszy do serca bogatego spadkobiercy i miłości, która pokonała uprzedzenia.
Wśród zielonych przestrzeni, gdzie lasy szepczą stare tajemnice, a rzeki wiją się jak srebrne wstęgi, między przytulnymi domkami ze strzechą i dymem nad kominami, dorastała dziewczynka o imieniu Śnieżana. Jej dzieciństwo minęło w małej wiosce, zagubionej między polami i pagórkami, gdzie dzień zaczynał się pianiem koguta, a kończył zachodem słońca, malującym niebo purpurą i złotem. W tym cichym zakątku świata, gdzie czas płynął leniwie jak mleko z wiadra, Śnieżana wyróżniała się nie tylko urodą, ale i duszą pełną światła, dobroci i niezłomnych przekonań.
Jej oczy, niczym dwa leśne jeziora, odbijały czystość natury, a uśmiech mógł stopić najtwardszy lód. Od dzieciństwa otaczało ją uwielbienie chłopcy z okolicznych wiosek i szkolnych ław niemal rywalizowali w składaniu jej komplementów. ale Śnieżana się nie spieszyła. Nie kokietowała, nie grała uczuciami. Jej serce należało do marzenia zostać weterynarzem. Gdy inne dziewczęta myślały o balowych sukniach, ona spędzała wieczory nad książkami, przy świetle starej lampy, śniąc o przyszłości, w której będzie leczyć zwierzęta.
Jej rodzina żyła skromnie, ale w zgodzie. Rodzice pracowali na farmie ojciec doił krowy, naprawiał pługi, matka robiła sery, piekła chleb i dbała o kury. Pieniędzy starczało tylko na najpotrzebniejsze, ale dom wypełniała miłość i zrozumienie. Śnieżana nie znała luksusów drogich sukien, telefonów czy zagranicznych wyjazdów. Miała za to coś, czego nie da się kupić: wsparcie rodziców, wiarę w siebie i przekonanie, iż każdy krok naprzód to efekt jej pracy.
Uczyła się zawzięcie. Gdy nadszedł czas studiów, zdała egzaminy celująco i wyjechała do miasta ogromnego, hałaśliwego, oślepiającego blaskiem. Zderzyła się z zgiełkiem ulic, obojętnością ludzi, ale się nie złamała. Studia były trudne, ale pokonywała przeszkody jak górski potok kamienie. Po czterech latach ciężkiej pracy zdobyła dyplom z wyróżnieniem. Była gotowa spełniać marzenia.
Lecz rzeczywistość okazała się brutalna. W prowincji nie było pracy dla młodego weterynarza. Ani jednej. Dzwoniła, pisała, jeździła na rozmowy bez skutku. Miejskie kliniki miały pełne ręce roboty, a na wsiach brakowało funduszy. Nie poddała się. Z rodzicami podjęli decyzję jadą do stolicy. Ryzykowny krok, ale jedyna szansa.
Stolica przywitała ją chłodno. Wynajęła maleńki pokój w komunale, oszczędzała każdy grosz. Wysyłała CV do dziesiątek klinik, dostawała odmowy, ale szła dalej. Wreszcie telefon z prywatnej lecznicy. Przyjęli ją! To był przełom. Piękna, mądra, zorganizowana dziewczyna ze wsi podbiła komisję profesjonalizmem i wiarą w to, co robi.
Pierwsze wezwanie było niecodzienne bogacz, syn biznesmena, wzywał pilnie: jego labrador, ukochany pies, źle się czuł. Podejrzewali zatrucie. Śnieżana przyjechała szybko, w białym kitlu, z torbą leków i spokojnym uśmiechem.
Nie martwi się pan powiedziała, głaszcząc psa. Podamy leki, zrobimy kroplówkę, będzie dobrze.
Jej głos był ciepły jak promień słońca, a ruchy pewne jak u chirurga. Spędziła noc przy psie, pilnując jego stanu. Po trzech dniach labrador wstał, merdając ogonem. Jego pan, Borys, patrzył na Śnieżanę z podziwem. Nie tylko jako na lekarza na kobietę, której dobroć i siła go urzekły.
Rozmawiali, śmiali się. On ze świata luksusu, prywatnych odrzutowców. Ona z rzeczywistości krów i wiejskich niebios. Między nimi zaiskrzyło. Odwiózł ją do pracy i oboje poczuli: jest im dobrze. Bardzo.
Koledzy gwałtownie to zauważyli. Gdy wysiadała z jego drogiego auta, słyszała docinki:
No co, Śnieżko, złapałaś złotą rybkę? chichotali. Wiejska prostaczka uwiódłszy milionera!
Rumieniła się, ale się nie złościła. Wiedziała, iż nie jest prostaczką. Była silna i mądra. Dostawała drogie prezenty czekolady, róże, jedwabne chusty. Ktoś podsumował:
Śnieżka, chyba podbiłaś serce bogacza?
Uśmiechała się. Borys dbał o nią, ale przede wszystkim szanował. Nie chciał jej kupić chciał zasłużyć. ale ona bała się. Bała się, iż w jego świecie będzie wieśniarką. Nie chciała być przelotną znajomością pragnęła równości.
Pewnego dnia zabrał ją do rodziców. Jego ojciec, zimny biznesmen, zmierzył ją wzrokiem pełnym pogardy.
To ta wiejska dziewucha, z którą się spotykasz? syknął.
Borys stanął jak mur.
Nie mów tak o niej! warknął. Śnieżana jest mądra, silna i pracowita. Wszystko osiągnęła sama. A wy też zaczynaliście od zera. Nie zapominajcie!
Matka Borysa, elegancka kobieta w designerskiej sukni, uśmiechnęła się chłodno:
Znaleźliśmy ci narzeczoną. Z naszego świata. Godną ciebie.
Sam decyduję, kto jest mnie godny odparł twardo Borys. Kocham Śnieżanę. Ożenię się z nią.
Ogłosił ślub. Zaprosił rodziców. Ci przyjechali, ale nie z życzeniami z dumą i niechęcią. Na weselu rodzice Śnieżany, ubrani prosto, przynieśli kosze wiejskich produktów ser, miód, warzywa.
Spróbujcie. Nasze, domowe powiedzieli dumnie.
Rodzice Borysa spojrzeli na siebie i sarkastycznie zauważyli:
Niech najpierw pies spróbuje. Może i my zjemy.
Śnieżana i jej rodzice zamarli. Obraza bolała. Ale najgorsze było przed nimi. Ojciec Borysa podszedł i szepnął, wręczając kopertę z pieniędzmi:
Macie. Wystarczy, by córka zostawiła mojego syna w spokoju?
To był ostatni gwóźdź. Rodzice Śnieżany położyli kopertę na stoleI odeszli w milczeniu, ale gdy rodzinie Borysa zabrakło wszystkiego, to właśnie Śnieżana i jej rodzice otworzyli przed nimi drzwi swego skromnego domu, dając im coś znacznie cenniejszego niż bogactwo prawdziwą rodzinę.