Brzemię inteligentnego człowieka – Eric Ford-Holevinski

wybudzeni.com 3 tygodni temu

Brzemię inteligentnego człowieka – Eric Ford-Holevinski

3 marzec 2010

Pokora oznacza mniej więcej to, iż to, czego nie wiesz, jest ważniejsze od tego, co wiesz.

Czy bycie inteligentnym jest przeceniane?

Jeśli chodzi o inteligencję, ludzie bez trudu potrafią określić, gdzie wypadają w porównaniu z innymi. Wystarczy pogadać z kimś kilka minut – nieważne, czy mówi kwieciście, czy bełkocze – i od razu widać, na ilu cylindrach pracuje jego silnik.

Kiedyś czytałem artykuł, w którym wypisano rzeczy, których ludzie sobie zazdroszczą – uroda, sława, bogactwo, geniusz – a które wcale nie dają takiej frajdy, jak się wydaje. Na przykład: piękni ludzie tylko mgliście, podświadomie czują, iż są atrakcyjni. Lubią komplementy jak każdy, ale patrząc w lustro, widzą w sobie kogoś zupełnie przeciętnego.

To samo powiedziano o inteligencji: geniusz dostrzega swoją błyskotliwość dopiero w zderzeniu z przeciętnością innych. Dla inżyniera rakietowego jego praca nie wydaje się aż tak trudna i skomplikowana – aż do momentu, gdy próbuje coś wytłumaczyć kumplom od pokera. W odpowiedzi widzi tylko tępe spojrzenia.

Na to mówię: nie tak prędko. Jasne, są ludzie bystrzejsi i głupsi. Ale jak bardzo – tego już nikt nie zmierzy precyzyjnie. Einstein był geniuszem, ale nigdy nie łudził się, iż jego praca to bułka z masłem, a inni są po prostu za głupi, żeby ją zrozumieć. Przeciwnie – harował nad swoimi teoriami jak wół.

Trzeba też zrozumieć, iż inteligencja jest mocno wypaczana przez trening i doświadczenie. Gdyby Einstein został chirurgiem, byłby pewnie świetnym chirurgiem. Ale choćby on mógł iść tylko jedną drogą – nie da się być jednocześnie mistrzem fizyki i mistrzem skalpela.

Są też ludzie, którzy w jednej dziedzinie wyglądają na idiotów, a w innej śmigają jak komputer. Znasz to: student z czerwonym paskiem, który zachowuje się jak pajac na imprezie. Albo facet po podstawówce, który zna na pamięć każdy rekord w historii NBA. Ludzie, którzy nie ogarniają tabliczki mnożenia, a potrafią ci opowiedzieć całe życiorysy celebrytów i wyrecytować setki tekstów piosenek. Może więc inteligencję mierzymy nie tyle mocą silnika, co tym, na co kto spala swoje mentalne paliwo?

Ale czy to mądre podejście? A może zwykła pycha?

Wizja racjonalisty vs. wizja tragiczna – starcie światopoglądów

W książce A Conflict of Visions Thomas Sowell opisuje dwa typy ludzi. Ci z tzw. “wizją ograniczoną” – nazwijmy ją tutaj “wizją tragiczną” – uważają, iż natura ludzka ma swoje granice, a potencjał człowieka jest z definicji ograniczony. Przykład? Nasza empatia ma swój kres. Bezinteresowność? Również. Wiedza, mądrość, doświadczenie – też mają limit. Nasza zdolność do czynienia dobra jest ograniczona. W końcu – większość zasad moralnych, którymi kierujemy się dziś, była znana tysiące lat temu. A mimo to ludzie codziennie łamią te zasady. Nie istnieje żadne “ostateczne rozwiązanie” żadnego problemu: nie da się być jednocześnie całkowicie wolnym i całkowicie równym. Nie ma pokoju bez siły. Ludzie i kultury mają różne potrzeby i oczekiwania. Dlatego życie prywatne, polityka i cała struktura społeczeństwa to niekończący się ciąg kompromisów.

Druga grupa ludzi, o której pisze Sowell, to ci z tzw. „nieograniczoną wizją” – nazwijmy ją tutaj wizją racjonalisty. Światopogląd ten zakłada, iż ludzki potencjał nie ma granic, a siła rozumu – nieskończona – może pokonać wewnętrzne demony człowieka i przemienić go w „nowy typ istoty ludzkiej”. Według tego sposobu rozumowania: jeżeli człowiek usłyszy wystarczająco dobry argument, zrozumie, co jest słuszne i prawdziwe – i się dostosuje. A skoro wszystko da się rozumowo wyjaśnić, kompromis nie jest potrzebny. Nie ma takiego problemu, którego nie dałoby się rozwiązać dzięki intelektu. Nie ma potrzeby wojny – bo przecież każda wojna to tylko jakieś nieporozumienie. Przestępczość? To tylko wynik desperacji.

Trudno się więc dziwić, iż ludzie wyznający wizję racjonalisty przypisują ogromną wartość inteligencji. Wierzą, iż gdyby świat był rządzony przez mądrych ludzi z adekwatnymi ideami, oświeceni reformatorzy raz na zawsze załatwiliby nasze problemy: wojnę, biedę, przestępczość itd. Ludzkość jawi im się jak jedna wielka zagadka matematyczna – czekająca tylko, aż ktoś ją rozwiąże.

Nic dziwnego, iż wyznawcy tej wizji to często ludzie wyjątkowo bystrzy. Widzą w sobie iskrę boskiego rozumu. Uważają, iż mogliby osiągnąć wszystko – o ile naprawdę by się postarali. Włącznie z rządzeniem innymi. Każdy myśli, iż wie lepiej niż reszta, a im wyższe IQ, tym silniejsze to przekonanie. Wizja, w której grupa „oświeconych” (np. sędziowie, parlament, prezydent) dzięki czystego rozumu naprawia społeczeństwo, brzmi nie tylko możliwie – brzmi jak spełnienie marzeń. A wszystko, co tę „zbawienną transformację” opóźnia, staje się nie do zniesienia – bo świat, do którego czują się uprawnieni, jest im wciąż odbierany.

Większość z nas uważa, iż nasz światopogląd – kształtowany latami – jest po prostu naturalny i obiektywny. Tak oczywisty, jak język, w którym mówimy. Te wizje – tragiczna i racjonalna – pomagają ludziom interpretować rzeczywistość, teraźniejszość i historię, choćby jeżeli robią to nieświadomie. Gdy czytasz w gazecie, iż jakiś kraj opracował broń atomową, nie musisz analizować, co o tym sądzisz – od razu masz gotową reakcję. Z historią jest tak samo.

Jeśli masz racjonalistyczną wizję, potępisz Ojców Założycieli Ameryki za to, iż nie znieśli niewolnictwa – bo przecież było zawsze złe, a oni powinni to wiedzieć. jeżeli natomiast masz wizję tragiczną, odpowiesz: nie mieli wyboru. Bez kompromisu nie byłoby niepodległości ani jedności.

Ludzie o podobnych poglądach i podobnym poziomie inteligencji naturalnie się przyciągają. Racjonaliści spotykają się z innymi racjonalistami, potwierdzają nawzajem swoje przekonania i dochodzą do wniosku, iż ci z wizją tragiczną – z którymi rzadko rozmawiają – muszą być albo głupi, albo zmanipulowani, albo zwyczajnie źli. Może choćby „antyintelektualni”.

Tymczasem ludzie z wizją tragiczną zwykle doszli do niej przez własne porażki i rozczarowania. Zobaczyli, ile zła i błędów tkwi w nich samych. Widzieli głupotę, okrucieństwo i egoizm u swoich bliskich, przyjaciół, współpracowników. I uznali – nikt nie jest aniołem. Nikt nigdy nie będzie. A ludzie, którzy sądzą, iż są – to ci, przed którymi trzeba chronić władzę.

Idealnego świata nigdy nie będzie. Najlepsze, co możemy zrobić, to utrzymać to, co dobre, jak najdłużej. Zachować, zanim się rozpadnie. Konserwować, mówiąc wprost.

Wizja tragiczna głosi, iż nikt nie ma pełnego obrazu rzeczywistości. Każdy z nas dzierży tylko maleńki fragment całkowitej wiedzy, jaka istnieje w społeczeństwie – i tylko ten fragment jest w stanie udźwignąć. Przez wieki zachodnia kultura wychwalała wielozadaniowych „ludzi renesansu”, jak Theodore Roosevelt czy Henryk VIII, ale prawda jest taka, iż choćby najwybitniejsze jednostki nie mogą się równać z wiedzą i doświadczeniem rozproszonymi wśród milionów zwykłych ludzi.

Stephen Hawking może i był bystrzejszy od większości hydraulików, ale hydraulik z 30-letnim doświadczeniem, który „widział już wszystko”, posiada wiedzę praktyczną, której Hawking nigdy by nie zdobył.

W swojej książce A Conflict of Visions Sowell unika jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, która z wizji – racjonalna czy tragiczna – jest tą „prawdziwą”. Ale w innych publikacjach i felietonach już nie kryje własnego stanowiska.

Osobiście przyznaję: kiedyś sam byłem zanurzony w racjonalistycznym światopoglądzie (choć wtedy nie używałem takich pojęć). Ale z wiekiem coraz bardziej skłaniam się ku wizji tragicznej. Dorastałem w Ann Arbor – miasteczku uniwersyteckim, w którym każdy poklepuje się po plecach za to, iż jest taki wykształcony i „świadomy”. Miasto piękne, bez dwóch zdań. Ale mój ojciec zawsze powtarzał:
„Ann Arbor to nie jest prawdziwy świat.”

Dla mnie główną cechą ludzi o racjonalistycznym nastawieniu jest wieczne niezadowolenie. Nie akceptują świata takim, jaki jest – świata, który został im „oddany w spadku”. To nie jest świat, który sami by stworzyli – więc nieustannie dążą do zmiany. Do postępu dla samego postępu. Dekada bez zmian? Stracona. Czas bez „rozwoju”? Zmarnowany.

Wierzą, iż dopóki jacyś „mądrzy ludzie” nieustannie dłubią przy społeczeństwie, będzie ono coraz lepsze. Wielu z nich uważa nawet, iż rewolucja to najszybszy sposób na skok ku perfekcji.

Ale ludzkie możliwości mają granice. Zmiany nie mogą następować w nieskończoność – i nie mogą być szybkie. Nowy system jest więc zaledwie odrobinę lepszy od starego – o ile w ogóle – i wnosi własne kompromisy, co dla racjonalistów jest nie do zniesienia. A jeżeli już wdrożyli nowy porządek, nie potrafią się pogodzić z myślą, iż jego wady są odbiciem ich własnych ludzkich ułomności. Więc winny jest ktoś inny: „To nie to, co chciałem – ktoś mi przeszkodził.”

I wracamy na deski kreślarskie. Znowu od nowa. A jajecznicy z tego nie będzie.

Przekleństwo bycia inteligentnym [bystrym] polega na tym, iż potrafisz wszystko sobie wytłumaczyć. Każdą własną porażkę zracjonalizować. Trudno dostrzec własne wady i braki, skoro możesz je jednym błyskotliwym zdaniem wyjaśnić – albo zrzucić winę na okoliczności. Albo na innych.

Wszystko, co cenisz i podziwiasz, jest „bez skazy”. A gdy świat nie odpowiada twoim oczekiwaniom – gdy twój kandydat przegra wybory, książka zostanie odrzucona przez wydawnictwo, dziewczyna cię odtrąci – myślisz:

„Ci ludzie są głupi. Nie wiedzą, co dla nich dobre.”
„Czy ona nie widzi, iż jestem tym adekwatnym facetem?”

Właśnie po to wymyślono ironię.

Źródło: Smart Man’s Burden

Zobacz na: Organizowanie Chaosu – Edward Bernays (Propaganda, 1928)
Wojna Informacyjna – Rafał Brzeski
Filozofia historii według Marca Blocha
Koncepcja Czystej Karty [Czysta Tablica/Tabula Rasa] – Steven Pinker
Robert Lewis Dabney o konserwatyzmie [1897]
Hermetyzm: Starożytna mądrość Hermesa Trismegistusa
Gnostyczny Pasożyt – James Lindsay | Sekretne Religie Zachodu, cz. 2 z 3
Różnorodność, Równość i Inkluzywność [DEI] jako wylewanie żali [Pretensjologia Stosowana] – James Lindsay
O żywotnej potrzebie wolności słowa – prof. Jordan Peterson
Celem myślenia jest pozwolenie na to, by twoje myśli umarły zamiast ciebie – Jordan Peterson
Pomiędzy jakością a ilością: Rada Populacyjna a polityka „tworzenia nauki” w eugenice i demografii, 1952-1965, Edmund Ramsden [2001]

Idź do oryginalnego materiału