Była kochanką, a nie żoną. Czekała na męża do trzydziestki.

newsempire24.com 1 tydzień temu

Ewa była kochanką. Nie miała szczęścia w małżeństwie. Siedziała na wydaniu aż do trzydziestki, aż w końcu postanowiła znaleźć sobie faceta.

Początkowo nie wiedziała, iż Krzysztof jest żonaty, ale kiedy zorientował się, iż dziewczyna się do niego przywiązała, przestał ukrywać prawdę. Ewa jednak nie wyrzucała mu tego. Wręcz przeciwnie – sama siebie przeklinała za ten związek i za swoją słabość do niego. Czuła się gorsza, bo nie znalazła męża na czas, a lata uciekały. Chociaż z wyglądu nie była najgorsza – nie piękność, ale sympatyczna, trochę zaokrąglona, co dodawało jej lat. Ten romans nie prowadził do niczego. Nie chciała być wieczną kochanką, ale i porzucić Krzysztofa nie potrafiła. Bała się zostać sama.

Pewnego dnia zjawił się u niej kuzyn Mateusz. Był przejazdem, w delegacji. Wpadł tylko na kilka godzin, dawno się nie widzieli. Siedzieli w kuchni, gadali jak za dawnych lat – o życiu, o wszystkim. Ewa wylała przed bratem swoje serce, opowiedziała o swoim związku, popłakała trochę.

Wtedy wpadła sąsiadka, zawołała Ewę na chwilę – żeby oceniła nowe zakupy. Wyszła na dwadzieścia minut. Właśnie wtedy zadzwonił dzwonek. Mateusz poszedł otworzyć, myślał, iż to Ewa, przecież drzwi były odemknięte… Na progu stał Krzysztof. Od razu Mateusz zrozumiał, kto to jest. Krzysztof zesztywnieł, widząc przed sobą rosłego faceta w dresie i koszulce, przeżuwającego kanapkę z szynką.
— Ewa jest w domu? — wydukał Krzysztof.
— Ewa w łazience — odparł natychmiast Mateusz.
— A pan jest…? — Krzysztof nie mógł się ogarnąć.

— A ja to jej mąż. Na razie cywilny. A pan z jakiej racji się pyta? — Mateusz przysunął się i złapał Krzysztofa za koszulę. — To ty jesteś ten żonaty dandys, o którym Ewa mi opowiadała? Słuchaj no, jak cię tu jeszcze raz zobaczę, to cię ze schodów zrzucę, jasne?

Krzysztof wyrwał się z uścisku i gwałtownie zbiegł na dół.
Kiedy wróciła Ewa, Mateusz opowiedział jej o wizycie.
— Co ty narobiłeś? Kto cię o to prosił? — rozpłakała się Ewa. — On już tu nie wróci.
Osunęła się na kanapę, zakrywając twarz dłońmi.

— Właśnie iż nie wróci, i dobrze. Dość tego szlochu. Mam dla ciebie jednego faceta, co się zowie. Wdowiec z naszej wsi. Baby po śmierci żony mu spokoju nie dają, a on wszystkich odgania. Chyba chce jeszcze trochę pobyć sam. Słuchaj, po delegacji znowu wpadnę, bądź gotowa. Pojedziemy do wsi. Przedstawię was.
— Jak to? — Ewa zdziwiła się. — Nie, Mateusz, tak nie można. Nie znam go. I nagle mam przyjechać… Wstyd. Nie.

— Wstyd to spać z cudzym mężem, a nie z wdowcem się poznać. Nikt cię do jego łóżka nie ciągnie. Po prostu pojedziemy, mówię ci, przecież u Małgosi urodziny.
Kilka dni później Ewa i Mateusz byli już na wsi. Żona Mateusza, Małgosia, przygotowała stół w ogrodzie obok łaźni. Na rodzinną imprezę przyszli sąsiedzi, znajomi i kolega Mateusza — wdowiec Bartek. Sąsiedzi znali Ewę od dawna, ale z Bartkiem widziała się pierwszy raz.

Po serdecznym spotkaniu Ewa wróciła do miasta. W duchu zauważyła, iż Bartek był bardzo cichy i skromny. „Pewnie jeszcze po żonie tęskni. Biedny człowiek. Mało takich czułych” — pomyślała.

Tydzień później, w weekend, zadzwonił dzwonek. Ewa nikogo nie oczekiwała. Otworzyła drzwi i osłupiała — na progu stał Bartek z paczką w ręce.
— Przepraszam, Ewo, jestem przejazdem. Byłem na targu i w sklepach. Skoro się znamy, pomyślałem, wpadnę — wydukał przygotowane słowa, czerwieniąc się.

Ewa zaprosiła go do środka. Jej zdziwienie nie mijało, ale zaproponowała herbatę, zaczynając domyślać się, iż to nie przypadek.
— No i co, wszystko kupiłeś? — spytała.
— Tak, zakupy w aucie. A to dla ciebie. — Bartek wyciągnął z torby mały bukiet tulipanów i podał Ewie.

Wzięła kwiaty, a jej oczy rozbłysły. Pili herbatę w kuchni, rozmawiając o pogodzie i cenach na targu. W końcu, gdy napój się skończył, Bartek podziękował i zaczął się zbierać do wyjścia. W przedpokoju powoli włożył marynarkę, zawiązał buty. Nagle, już w drzwiach, odwrócił się i powiedział:
— Jak teraz wyjdę i nie powiem, to sobie nie wybaczę. Ewo, cały tydzień tylko o tobie myślałem. Słowo honoru. Zatopiłaś mi się w sercu. Ledwo doczekałem weekendu. Adres wziąłem od Mateusza…

Ewa spuściła wzrok, czerwieniąc się.
— Przecież tak mało o sobie wiemy… — odparła cicho.

— To nic, nic. Ważne, iż nie jestem ci niemiły? Mogę mówić „ty”?… Wiem, iż nie jestem żadnym okazem. No i córka mi została, ma osiem lat. Teraz jest u babci.
Bartek dygotał lekko, nerwowo kręcąc palcami.
— Córka to wspaniale. To szczęście — szepnęła Ewa marząco. — Zawsze chciałam mieć córeczkę.

Zachęcony tymi słowami, Bartek chwycił ją za dłonie, przyciągnął i pocałował.
Gdy się odsunął, w jej oczach błyszczały łzy.
— Nie podobało ci się? — spytał niepewnie.

— Wręcz przeciwnie. choćby nie spodziewałam się… I słodko, i spokojnie. Nikomu niczego nie kradnę…
Od tamtego dnia spotykali się co weekend. Dwa miesiące później Ewa i Bartek wzięli ślub i zamieszkali na wsi. Ewa dostała pracę w przedszkolu. Rok później urodziła córeczkę. I tak rosły w ich domu dwie dziewczynki — obie równie kochane. Miłości i uwagi starczało dla wszystkich. A Bartek i Ewa młodnieli z każdym rokiem, a ich uczucie stawało się mocniejsze, jak dobrze leżakowane wino.

Mateusz przy kolejnej flaszce często mrugał do Ewy:
— No i jak, Ewka, dobrego męża ci znalazłem, co? Coraz lepiej wyglNawet po latach, gdy ich córki dorosły, Ewa i Bartek wciąż trzymali się za ręce jak para nastolatków, szepcząc sobie słodkie słowa przy blasku zachodzącego słońca.

Idź do oryginalnego materiału