Ciasto pojednania

twojacena.pl 4 godzin temu

Kasia, przysięgam, jeżeli ten Pan Jan jeszcze raz zapuka w sufit, złożę na niego skargę za nękanie! Tomek, stojąc w przedpokoju, wściekle wycierał ślady psich łap z linoleum. Jego głos drżał ze złości, a koszulkę miał przemoczoną od potu, mimo iż wieczór był chłodny. Burek, winowajczo merdając ogonem, żuł gumową kaczuszkę przy drzwiach.

Tomek, ciszej, dzieci śpią Kasia, siedząc na kanapie z drutami do robótek, zmęczona potarła skronie. Jej druty zastygły w bezruchu, a na kolanach leżała niedokończona dziecięca czapka. I nie od razu skarga, to za dużo. On po prostu czepia się. Porozmawiam z nim, spróbuję wytłumaczyć.

Wytłumaczyć? Tomek cisnął ścierkę do wiadra, a jego oczy błysnęły gniewem. Wczoraj w klatce schodowej wrzeszczał, iż Burek śmierdzi i niszczy jego kwiaty! Kasia, nasz pies choćby nie podchodzi do rabat!

Wiem, wiem Kasia odłożyła robótkę, głos miała łagodny, ale napięty. Ale to sąsiad, Tomek. jeżeli zaczniemy wojnę, nie będzie nam dane żyć spokojnie. Upieczę ciasto, może się udobrucham.

Tomek prychnął, patrząc na Burka, który upuścił kaczuszkę i teraz lizał podłogę.

Ciasto? Pokręcił głową. Dobrze, próbuj. Ale jeżeli on jeszcze raz napisze skargę do administracji, nie ręczę za siebie.

Kasia i Tomek, młodzi małżonkowie z dwojgiem dzieci ośmioletnim Kubą i sześcioletnią Zosią mieszkali w tym pięciopiętrowym bloku już od pięciu lat. Gdy wzięli Burka, marzyli o wesołych spacerach i dziecięcym śmiechu, ale pedantyczny sąsiad z góry, Pan Jan, wypowiedział szczeniakowi wojnę. Teraz ich klatka schodowa stała się areną sąsiedzkich sporów, a powietrze w domu pachniało nie tylko psem, ale też pretensjami.

Wszystko zaczęło się tydzień po pojawieniu się Burka. Kasia, wracając z porannego spaceru, zauważyła, iż gerbery w donicach przy wejściu, które Pan Jan podlewał z maniakalną precyzją, były stratowane. Pomyślała, iż to może dzieci z podwórka, ale wieczorem do drzwi zapukano. W progu stał Pan Jan szczupły, w wyprasowanej koszuli, z notesem i długopisem, jak śledczy na misji.

Katarzyno, to twój pies zadeptał moje gerbery? Jego głos był suchy, a okulary połyskiwały w mdłym świetle żarówki. Trzy lata je pielęgnowałem, a teraz klomb jest zniszczony!

Panie Janie, proszę wybaczyć Kasia zmieszała się, trzymając Burka za obrożę. Ale on zawsze jest na smyczy, pilnujemy go. Może to ktoś inny?

Inny? Pan Jan zmrużył oczy, coś notując. W klatce śmierdzi psem, ślady łap na każdym piętrze, a pani mówi inny! Proszę zająć się psem, albo napiszę skargę!

Kasia wymusiła uśmiech, zamykając drzwi. Burek, nie rozumiejąc, wetknął nos w jej kolana. Wieczorem opowiedziała o tym Tomkowi, który obierał ziemniaki w kuchni.

Odszedł od zmysłów? Tomek cisnął nóż, jego twarz zaczerwieniła się. Burek choćby nie szczeka w klatce! Trzeba z nim porozmawiać, Kasia, bez ceregieli.

Nie trzeba Kasia pokręciła głową, mieszając zupę. Jest samotny, czepia się z nudów. Spróbuję go udobruchać, upiekę ciasto.

Następnego dnia Kasia upiekła jabłecznik z cynamonem i zapukała do drzwi Pana Jana. Gdy otworzył, powitał ją zapach politury i sterylny porządek: ani odrobiny kurzu, żadnej zbędnej rzeczy, tylko doniczki z fiołkami na parapecie, stary odbiornik radiowy i idealnie zaścielona kanapa.

Panie Janie, przyniosłam ciasto Kasia uśmiechnęła się, podając zawiniątko w folii. Możemy porozmawiać o Burku? On nie winny zniszczeń, pilnujemy go.

Ciasto? Pan Jan zmrużył oczy, ale wziął paczuszkę, wąchając ją jak detektyw. Sprytne, Katarzyno. Dobrze, proszę wejść, ale krótko. Twój pies szczeka rano, brudzi klatkę, śmierdzi. To nie do przyjęcia!

On prawie nie szczeka Kasia starała się mówić łagodnie, siadając na brzegu krzesła. I sprzątamy ślady. Może to dzieci nabroiły? Albo ktoś inny zniszczył kwiaty?

Dzieci? Pan Jan prychnął, robiąc notatkę. Dzieci nie mają łap. Proszę zająć się psem, albo podejmę działania.

Kasia wyszła, czując, iż ciasto nie pomogło. A wieczorem w klatce pojawiła się kartka, napisana starannym pismem: Proszę usunąć psa z klatki schodowej! Niszczy kwiaty i zakłóca porządek! J.K.. Tomek, zobaczywszy to, zrobił się czerwony, zrywając kartkę.

To wojna, Kasia! Wskazał palcem na papier, stojąc w przedpokoju. Zaraz pójdę i powiem mu, co myślę!

Tomek, nie Kasia złapała go za rękę, gdy sięgał po buty. Spróbujmy jeszcze raz. jeżeli nie wyjdzie, pomyślimy.

Pod koniec tygodnia sytuacja stała się nie do zniesienia. Pan Jan stukał w sufit za każdym razem, gdy Burek zaszczekał, choćby jeżeli było to krótkie hau na dzwonek do drzwi. Wieszał nowe kartki: Pies śmierdzi!, Ślady łap nie do przyjęcia!, a raz zadzwonił do administracji, skarżąc się na brud i zagrożenie zdrowia. Kasia, wracając ze spaceru, zastała go mierzącego ślady łap w klatce linijką, jakby zbierał dowody do procesu.

Panie Janie, co pan robi? Zastygła w miejscu, trzymając Burka na smyczy, który radośnie ciągnął się w stronę sąsiada.

Zbieram dowody wyprostował się, poprawiając okulary. Te ślady są od psa, pięć centymetrów średnicy! Zrobiłem zdjęcia, wyślę do administracji!

To nie Burek Kasia podniosła głos, jej cierpliwość się kończyła. Ma mniejsze łapy, to szczeniak! I kwiatów nie niszczy, chodzimy na podwórDzięki filmikowi dzieci, który pokazał, jak własny kot Pana Jana, Rudy, rozkopuje kwiaty, sąsiad w końcu przestał czepiać się Burka, a ich dom znów wypełnił się spokojem i śmiechem.

Idź do oryginalnego materiału