Cień przeszłości nie daje nam oddychać
Ach, jakże jestem zmęczona byłą żoną mojego męża! Ta kobieta po rozwodzie nie znalazła sobie nikogo i choć ledwo przekroczyła trzydziestkę, zdaje się być opętana zemstą. Mają dwoje wspólnych dzieci i używa ich, by uprzykrzać nam życie. Wciąż powtarza, iż ukradłam jej rodzinę, i robi wszystko, by nas poróżnić. Jak? Przez dzieci! Dzwoni do męża każdego dnia: „Dzieci płaczą, wołają taty do domu!” Jej zazdrość zatruwa wszystko dookoła.
Ale ja nie zabrałam Marka z jego rodziny. Poznaliśmy się w Krakowie, pracowaliśmy w tej samej firmie. Wiedziałam, iż jest żonaty, i między nami nie było nic poza służbowymi rozmowami. Wtedy żyłam z chłopakiem, który wiecznie znikał w delegacjach. Pamiętam tę firmową imprezę, na którą przyszliśmy z naszymi partnerami. Jego była, Ewa, zachowywała się odpychająco: upiła się, flirtowała z obcymi facetami, urządzała sceny. Byłam w szoku.
Marek odszedł od niej niedługo potem. Ja też wtedy przewróciłam swoje życie do góry nogami: rozstałam się z chłopakiem, zmieniłam pracę, dostałam awans. Marek, choć miał swoje mieszkanie, tułał się po wynajmowanych pokojach, podczas gdy Ewa myślała, iż „przejdzie mu i wróci”. Ale nie wrócił. Zaczęliśmy się spotykać, a potem wzięliśmy ślub.
Minęły trzy lata od naszego wesela, a Ewa nie odpuszcza. Nie tylko sama nie może się pogodzić z faktami, ale wciąga też dzieci w swoje gierki. Ich córka ma 9 lat, syn 7. Już rozumieją, co się dzieje. Pewnego dnia dziewczynka wyznała Markowi, iż mama kazała jej płakać do telefonu i mówić, jak bardzo tęsknią za tatą.
Ewa upiera się, by spotkania z dziećmi odbywały się tylko u niej. Ani na spacerze, ani u nas – absolutnie. A sama wkłada prowokujące sukienki, mizdrzy się przed Markiem, robi makijaż na ostatni guzik. Próbuje go odzyskać, ale na próżno. Marek opowiadał, jak dzieci, niby „stęsknione”, na jego widok natychmiast się rozbiegają: syn leci grać w piłkę, córka zamyka się z telefonem. A Ewa tymczasem szuka pretekstów, by go zatrzymać: raz kurek do naprawy, raz szafa do przesunięcia. Do nas dzieci nie przypuszcza, nazywając nasz dom „meliną”.
Pewnego dnia Marek spał po nocnej zmianie. Jego telefon rozdzierały dzwonki. Spojrzałam – to była Ewa. Postanowiłam odebrać, ale milczałam. Nagle słyszę dziecięcy głos: „Tatusiu, kiedy przyjdziesz?”. Odpowiedziałam: „Halo?”. Dziewczynka się zmieszała, podała słuchawkę matce: „Mamo, jakaś pani”. Ewa warknęła: „Słuchaj, zawołaj mojego męża!”. Zaniemówiłam, ale odparłam: „Twój mąż? Nie znam takiego, u nas go nie ma!”. Później poskarżyła się Markowi, iż ją obraziłam.
A potem zaczęły się dziwne rzeczy. Mój szef został zasypany telefonami od windykatorów, którzy twierdzili, iż mam ogromne długi, choć nigdy nie brałam kredytu. Pojawiła się też fałszywa strona z moimi zdjęciami na portalu randkowym. Otrzymywałam wiadomości od jakiegoś „wielbiciela”. Z Markiem od razu wiedzieliśmy, czyje to dzieło. Ewa nie cofnie się przed niczym, by nas poróżnić.
Nie mam nic przeciwko temu, by Marek widywał się z dziećmi, ale nie w ten sposób! Dzieci nie powinny być pionkami w jej rozgrywkach. Jak zmusić Ewę, żeby wreszcie dała nam spokój?