Cienie przeszłości: dramat w małym miasteczku

newsempire24.com 2 tygodni temu

Cienie minionych lat: dramat w Sosnówce

– Jak gwałtownie przeleciało życie, te wszystkie lata. I jak staliśmy się niepotrzebni własnym dorosłym dzieciom – głos Heleny drżał, a oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskał ból.

Helena wychowała trójkę dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Sosnówce. Najstarszy syn, Jacek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie powitał matki. Tylko fotografie, sporadyczne listy i kartki z życzeniami przypominały o jego istnieniu. Helena pieczołowicie przechowywała każdą pamiątkę. Zimowymi wieczorami przeglądała je, czytając własne, nigdy niewysłane listy: “Synku, tak za tobą tęsknimy, przyjedź choć raz, poznaj nas z żoną i wnukami…” Ale Jacek zawsze był zajęty – własne życie, własne sprawy.

Średnia córka, Kinga, wyszła za mąż za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno dziecko. Od czasu do czasu Kinga wpadała do Sosnówki, ale wizyty były krótkie i rzadkie. Mąż Heleny, Stanisław, bardzo szanował zięcia, Adama, i cieszył się, iż córka, sądząc po jej błyszczących oczach, była szczęśliwa. Helena też nie martwiła się o Kingę – życie ułożyło się jej pomyślnie.

Ale najmłodsza, Weronika, została sama. Po ślubie we wsi urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Helena wtedy poradziła: “Jedź do miasta, Weroniko. Co cię czeka na wsi? Jesteś młoda, ładna, znajdziesz swoje miejsce.” Weronika posłuchała, zostawiła małego Kacpra z matką, zrobiła kurs krawiecki i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. “W mieście będzie mu lepiej – mówiła. – Szkoła pod nosem, zajęcia dodatkowe, nie będzie się nudził.” Kacper, chwytając babcię za spódnicę, płakał, ale któż ośmieliłby się sprzeciwić matce?

“Tydzień beze mnie przeżyjesz – powiedziała Helena mężowi. – Nie mogę już wytrzymać, serce mnie boli, muszę odwiedzić Weronikę.” Stanisław chciał jechać z nią, ale jesienią zaczął źle się czuć. Helena spakowała torby, naładowała wiejskich smakołyków. Stanisław odprowadził ją na pociąg przed świtem. Trzy lata od ostatniego spotkania – Kacper pewnie bardzo urósł.

– Mamo, dlaczego nie uprzedziłaś, iż przyjeżdżasz? – przywitała ją Weronika, ledwo kryjąc irytację. – Mogłaś zadzwonić! Musiałam się zwalniać z pracy, odbierać Kacpra ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
– Przepraszam, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę – tłumaczyła się Helena, idąc z dworca. – Wiesz, u nas na wsi z łącznością krucho…
– Może coś się stało? Chcesz coś powiedzieć? Jak tata?
– Wszystko w porządku, trochę się przeziębił, jesień jednak. Ale trzymamy się.

Drzwi otworzył Kacper. Boże, jak się zmienił! Barki szerokie jak u dziadka, ręce równie silne.
– Witaj, wnuczku! – uradowała się Helena, wyciągając ramiona.
– Cześć, babciu – Kacper gwałtownie wysunął się z objęć i przyglądał się jej uważnie.
– Czemu nie wyszedłeś po mnie? Ledwo dowlokłam te torby – wyrzucała Helena, patrząc na córkę.
– Przygotowywaliśmy się na twój przyjazd – odparła Weronika. – Obiad ugotowałam, musisz coś zjeść po podróży.

Helena westchnęła – niech już będzie. Po chwili krzyczała do słuchawki:
– Wszystko gra, Stasiu! Spotkali mnie, pomogli! Nie martw się, siadamy do stołu, Weronika ugotowała, pysznie. Wszyscy cię ściskają!

Przy stole Weronika nalała zupę i spytała:
– Jedną kotlet czy dwie, mamo?
Helena, głodna po podróży, zjadłaby wszystkie pięć, ale spojrzała na córkę i odrzekła:
– Postaw na stole, sama sobie wezmę.

Na półmisku leżało pięć malutkich kotletów. Każdy wziął po jednej. Helena sięgnęła po drugą, ale po trzeciej już nie – zrobiło się jej głupio. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, zwłaszcza na święta, żeby najedli się do syta. A tu… Może Weronika ma kłopoty? Trzeba będzie pomóc pieniędzmi, ona ze Stanisławem mają oszczędności, a tegoroczne plony były dobre.

Helena przeszła się po mieszkaniu. Świeży remont, nowe meble, telewizor wiszący w salonie. Pokój Kacpra niewielki, ale przytulny, wszystko, co trzeba.
– Na długo przyjechałaś? – spytała Weronika, zmywając naczynia.
– Co, nie cieszysz się? Ledwo przyjechałam, a ty już pytasz, kiedy wyjeżdżam?
– Nie, no… Po prostu bilety trzeba wcześniej kupić. Mogę jutro pójść na dworzec, załatwić powrotny, żeby nie ciągnąć.

Helena wzruszyła ramionami – trudno, niech będzie. Wieczór spędziła z Kacprem, przeglądając zdjęcia i filmiki z szkolnych występów. Cieszyła się, jaki bystry z niego chłopak. Szkoda tylko, iż Stanisław tego nie widzi. Trzeba będzie poprosić Kacpra, żeby wysłał dziadkowi kartkę.

Minęło kilka dni. Z każdym wieczorem rozmowy stawały się chłodniejsze. Kacper coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, uczył się lub biegł do sąsiadów pograć w gry. Weronika zostawiała po pracy albo spotykała się ze znajomymi, wracała późno, zrzucała buty i od razu kładła się spać. Helena tęskniła za zwykłym, ludzkim ciepłem. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.

Zadzwoniła do Stanisława i zaczęła pakować rzeczy. Przechodząc obko pokoju wnuka, przypadkiem usłyszała rozmowę Weroniki z Kacprem:
– Mamo, a kiedy wujek Marek przyjdzie? Obiecał mnie zabrać na mecz.
– Niedługo, synku, jak tylko babcia wyjedzie… – odpowiedziała Weronika.
– A kiedy babcia wyjedzie?

Helena zastygła. Łzy polały się strumieniem. Trzymając się ściany i ściskając ręką serce, doszła do pokoju, gwałtownie spakowała torby, narzuciła płaszcz i stała już w drzwiach, gdy wyszła Weronika.
– Gdzie ty w nocy? Pociąg dopiero jutro wieczorem!
– Nie szkodzi, zmienię bilet. EchHelena wsiadła do pociągu z ciężkim sercem, ale z ulgą, iż w domu czeka na nią jedyny człowiek, dla którego wciąż jest całym światem.

Idź do oryginalnego materiału