15 listopada 2024
Dziś znowu usłyszałem w głowie tę samą wypowiedź, co kilka dni temu, tylko iż tym razem brzmiała jak grzmot w letni, słoneczny poranek. Siedzę na kanapie w naszym małym mieszkaniu przy ulicy Słowackiego w Sandomierzu, a słońce przesącza się przez firanki, otulając zdjęcia rodzinne przyczepione do ściany. Paweł, mój mąż, przegląda Rzeczpospolitą, nie zdając sobie sprawy, iż nadciąga na mnie burza. Trzymam telefon w drżących dłoniach.
Jadwigo, co mówisz? szepczę, starając się nie zdradzić dr. w żołądku.
Po drugiej stronie słuchawki słyszę tylko jego ciężki oddech. Mamo, już nie możemy tak żyć. Rachunki rosną, nauka Mateusza kosztuje fortunę, a my z Markiem pracujemy jak osły, a i tak nie ma dość. A ty ciągle gdzieś wędrujesz, spędzasz weekendy w SPA, obiedujesz poza domem
Mój oddech przygasa. Paweł podnosi wzrok od gazety i patrzy na mnie z niepokojem.
Co się dzieje? zapytał cicho.
Nie odzywam się od razu. Wewnątrz toczy się bitwa między chęcią pomocy córce a potrzebą, wreszcie, pomyślenia o sobie. Po czterdziestu latach zmian zmianowych w szpitalu i bezsennych nocy, kiedy próbowałam wyrobić koniec z końcem, teraz, gdy emerytura pozwala nam od czasu do czasu w drobne przyjemności, czy mam z nich rezygnieć rękę?
Jadwigo, wiesz, iż gdybyśmy mogli pomóc, zrobilibyśmy to zaczyna Paweł, ale Jadwiga przerywa, a jej głos drży: Mamo, to nie tylko pieniądze! Czuję się samotna. Potrzebuję cię. Więcej czasu, więcej obecności a wydaje mi się, iż już cię nie ma.
Milczę. Ciężar jej słów przygniata mi serce. Paweł chwyta mnie za rękę, szukając mojego spojrzenia. Powiedz jej, iż jutro przyjedziemy szepcze.
Kiwnie głową powoli. Jadwigo, przyjedziemy jutro na obiad. Porozmawiamy w spokoju.
Jadwiga westchnie, jakby odetchnęła trochę lżej. Dobrze, dziękuję.
Kiedy odkładam słuchawkę, odczuwam pustkę. Paweł obejmuje mnie mocno. To niesprawiedliwe mruczy mi przy włosach. Oddaliśmy im wszystko. Czy teraz nie możemy chociaż trochę cieszyć się życiem?
Cofam się nieco i patrzę w jego niebieskie oczy, w których widać ślady lat. Może coś zrobiliśmy nie tak
On kiwie głową. Wypełniliśmy swój obowiązek.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie dzieciństwo Jadwigi: biegaliśmy po parku, odrabialiśmy zadania przy kuchennym stole, śmialiśmy się na urlopie nad Wisłą, mając kilka pieniędzy, ale mnóstwo radości. Kiedy poczuła, iż nas już nie starczy? Kiedy przestałam być jej schronieniem?
Rano pojawiliśmy się w ich domu z domowym ciastkiem i wymuszonym uśmiechem. Jadwiga przywitała nas ze łzami w oczach, a Marek milcząco ścisnął nam dłonie. Mateusz podbiegł: Babciu! Dziadku!
Podczas obiadu atmosfera była napięta. Marek mówił mało, a Jadwiga starała się być uprzejma, ale co jakiś czas rzucała przenikliwe spojrzenia.
W pewnym momencie Marek wybuchnął: Nie potrzebujemy waszych pieniędzy, ale choć odrobinę zrozumienia! Czuję, iż wszystko spoczywa na naszych barkach.
Paweł zamarł: Zawsze byliśmy przy was! Ale teraz musimy pomyśleć też o sobie.
Jadwiga podniosła głos: Dlaczego, kiedy prosimy o pomoc, to wydaje się wam ciężarem? Czy nie rozumiecie, iż jesteśmy wyczerpani?
Czuję, jak rozdziera mnie w środku. Chciałabym krzyczeć, iż i ja jestem zmęczona, iż też zasługuję na odrobinę spokoju po latach poświęceń. ale widzę rozpacz w oczach córki i serce łamie się mi na pół.
Może sprawiliśmy wrażenie, iż już nas nie obchodzi mówię cicho. To nieprawda. Po prostu poirytował nas brak oddechu.
Obiad zakończył się ciszą. Wróciliśmy do domu z poczuciem przegranej.
Kolejne dni Paweł zamyka się w sobie. Nie mówi już o naszych planach na emeryturę, nie proponuje wyjazdów ani kolacji poza domem. Ja spędzam godziny, rozmyślając, jak pomóc Jadwignie, nie tracąc przy tym siebie.
Jednego wieczoru zadzwoniła do mnie siostra, Lucyna, mieszkająca w Krakowie.
Słyszałam od Jadwigi, iż masz kryzys powiedziała prosto.
Nie wiem, co robić wyznałam w łzach. Czuję się egoistyczna, myśląc o sobie, ale gdy odmawiam wszystkiego dla nich, wydaje mi się, iż umieram.
Lucyna westchnęła: W Polsce zawsze tak. Rodzice mają być dostępni, choćby gdy są wyczerpani. A kto myśli o tobie?
Milczałam.
Porozmawiaj o tym z Pawłem się dodała. I przede wszystkim rozmawiaj z Jadwigą jak matka z córką, nie jak z bankomatem.
Te słowa utkwiły mi w pamięci.
Następnego dnia zaprosiłam Jadwigę na kawę do małej kafejki przy rynku. Przyszła zmęczona, oczy przygaszone.
Mamo, przepraszam za wczorajszy dzień od razu powiedziała.
Chwyciłam ją za rękę: Jadwigo, kocham cię bardziej niż życie samo. Ale ja też jestem człowiekiem. Muszę poczuć, iż żyję, a nie tylko pomagam.
Spojrzała w dół: Wiem Czasem to wszystko przytłacza.
Rozumiem odparłam łagodnie. Musimy znaleźć równowagę. Nie zawsze będę twoim rozwiązaniem, ale zawsze będę przy tobie jako matka.
Rozmawialiśmy długo, przez łzy i nowo odkryte uśmiechy.
Wracając do domu, czułam lżejszy ciężar w sercu, ale jednocześnie wciąż dręczyło mnie pytanie: gdzie kończy się obowiązek rodzica, a zaczyna prawo do własnego szczęścia?
Czasami zastanawiam się, czy naprawdę egoistyczne jest pragnienie odrobiny spokoju po latach poświęceń. Czy to nie tylko strach przed utratą niezbędności?
Lekcja, którą wyniosłem: miłość nie znaczy rezygnacji z siebie; troska o własne potrzeby nie czyni nas mniej kochającymi, a jedynie pozwala nam oddychać i dalej dawać.













