Dziś przytrafiło mi się coś, co na długo pozostanie w mojej pamięci. „To ma być mój prezent ślubny dla was?!” — wykrzyknęłam, gdy po roku od ślubu odwiedziłam syna i synową. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, widząc, w jakim stanie jest mój podarunek. Ta historia zaczęła się od mojej chęci sprawienia młodym miłej niespodzianki, a skończyła się lekcją, której nie zapomnę szybko.
**Prezent od serca**
Gdy mój syn Marek oznajmił, iż bierze ślub, byłam w siódmym niebie z radości. Jego narzeczona, Ewelina, od razu przypadła mi do serca — uprzejma, zaradna, o ciepłym spojrzeniu. Chciałam podarować im coś wyjątkowego, ale jako emerytowana nauczycielka nie miałam oszczędności. Mimo to marzyłam o czymś, co pomoże im w codziennym życiu.
Po dłuższych namysłach wybrałam pralkę. Nie byle jaką — nowoczesny model, energooszczędny, z pięcioletnią gwarancją. Oszczędzałam na nią latami, rezygnując z własnych zachcianek. W dniu ślubu wręczyłam im dokumenty i klucze (sprzęt już czekał w ich mieszkaniu). Marek i Ewelina rzucili mi się na szyję, dziękując ze łzami w oczach. Czułam się szczęśliwa, iż mogłam im sprawić radość.
**Wizyta po roku**
Po weselu widywaliśmy się rzadko — mieszkali w Łodzi, trzy godziny drogi ode mnie. Dzwoniliśmy, odwiedzali się na święta, ale ich mieszkania nie widziałam od dnia ślubu. W końcu postanowiłam ich zaskoczyć. Marek ucieszył się, gdy zadzwoniłam, więc pojechałam, dźwigając słoiki z konfiturami i świeże ciasto.
Wnętrze było zadbane: czysto, kwiaty w wazonie. Ale gdy weszłam do łazienki, zamarłam. Moja pralka, mój prezent, stała w kącie zakurzona, porysowana, obok nowej, lśniącej maszyny. „Co się stało z tamtą pralką?” — zapytałam. Ewelina spuściła wzrok: „Och, była głośna, niewygodna… Kupiliśmy nową. Tamta… no, stoi na wszelki wypadek”.
**Moja reakcja i rozmowa**
„To ma być mój prezent ślubny dla was?!” — wybuchłam. Nie mogłam znieść tego, jak potraktowali rzecz, na którą zbierałam grosz do grosza. Marek próbował łagodzić: „Mamo, nie dramatyzuj, czasem jej używamy”. Ale widziałam, iż to kłamstwo — stała jak niechciany grat.
Starałam się mówić spokojnie, choć wrzałam w środku. Wytłumaczyłam, iż to nie był zwykły zakup, tylko dar od serca, iż odmawiałam sobie wiele, by go kupić. Ewelina bąkała coś o „niewygodzie”, a Marek dodał, iż pralkę „może zabiorą na działkę”. Na działkę! Jak jakiś złom!
**Refleksje**
Wracałam z uczuciem goryczy. Rozumiem, iż to ich życie i ich decyzje, ale boli brak szacunku dla mojego wysiłku. Nie chcę psuć relacji, więc milczę. Dzwonią, odwiedzają — wszystko jak dawniej. Ale postanowiłam: koniec z takimi prezentami. Wole wydać te pieniądze na wyjazd nad morze, o którym marzę od lat.
Czy macie podobne doświadczenia? Jak radziliście sobie z urazą? Mówić o tym jeszcze raz, czy odpuścić? Podzielcie się — potrzebuję rady.