Co to za ‘wiejską’ sukienkę mi kupiłaś?” – siostra upokorzyła mnie przy wszystkich. Mój “prezent” w odpowiedzi sprawił, iż uciekła…

newsempire24.com 4 dni temu

*Dziennik, 12 czerwca 2024*

„Co to za *wiejskie* ubranie?” – siostra upokorzyła mnie przy wszystkich. Mój „prezent” w odpowiedzi sprawił, iż uciekła…

Wyobraźcie sobie tę scenę. Moja Zosia – modnisia, zawsze chuda niczym patyk, taka elegancka laleczka. A ja… ja zwykła kobieta. Tu trochę przytyłam, tam zmarszczka się pojawiła. No cóż, życie toczy się dalej, co poradzisz.

Każde nasze spotkanie było dla mnie małą torturą. Robiła to pewnie nie ze złości, ale z „najlepszych intencji”. Podchodziła, obrzucała mnie tym swoim rentgenowskim spojrzeniem i zaczynała:

„Ewuniu, ojej, czy ta sukienka cię nie pogrubia? Wygląda jakbyś pożyczyła od babci.”

„Ewuniu, może zmień fryzurę? Ta dodaje ci z pięć lat.”

„Ojej, dziewczyny, a ta szminka! Kolor, którego nikt nie nosi od dekady!”

I wszystko to z tym słodkim, współczującym uśmiechem. No jak tu się nie wkurzyć? Jakbym sama nie wiedziała, iż nie wyglądam jak z okładki „Vogue”, a tu jeszcze rodzona siostra non stop uderza w czuły punkt.

Najpierw znosiłam to w milczeniu, żartowałam, zmieniałam temat. Ale ostatnią kroplą był jubileusz mamy.

Przygotowywałam się do tej uroczystości jak nigdy! Kupiłam nową, piękną sukienkę, zrobiłam stylową fryzurę, makijaż. Czułam się jak królowa, naprawdę!

Wszyscy zebraliśmy się w restauracji. Goście, rodzina, wszyscy odświętni, roześmiani. I wtedy moja Zosia podchodzi do mnie, obrzuca mnie wzrokiem od stóp do głów i tak głośno, żeby wszyscy słyszeli, rzuca:

„Ewuniu, co to za sukienka? Że aż się płakać chce! Wyglądasz jak nasza ciotka Wiesia z prowincji. Mogłaś mnie spytać, pomogłabym ci wybrać coś przyzwoitego.”

Kochani, w tej chwili poczułam, jak ziemia ucieka mi spod nóg. Zrobiła to na oczach wszystkich! Po prostu opluła moją dumę. I jaki tu teraz świąteczny nastrój?

Wtedy we mnie coś pękło. Dość tego! Pomyślałam – teraz moja kolej. A ja, dziewczyny, byłam świetnie przygotowana…

Nie urządziłam awantury. Po co? Wzięłam głęboki oddech, uśmiechnęłam się najsłodszym uśmiechem i przerwałam ją w pół słowa.

„Zosieńko!” – zawołałam radośnie. „Bardzo ci dziękuję! Naprawdę doceniam twoją troskę! Ty zawsze wiesz, jak znaleźć u innych najmniejsze niedoskonałości!”

Zosia aż się rozpromieniła. Pewnie myślała, iż ją chwalę. Naiwność – cóż za piękna rzecz.

„Skoro jesteś taka ekspertka we wszystkim” – ciągnęłam, podnosząc przygotowaną wcześniej elegancką paczkę – „postanowiłam dać ci prezent!”

Wszyscy goście z zaciekawieniem spojrzeli w naszą stronę. Podałam jej piękne pudełko przewiązane wstążką. Z niecierpliwością zaczęła je otwierać, pewnie spodziewając się perfum czy kosmetyków.

A tam, kochani, leżał pięknie wydrukowany certyfikat na luksusowym papierze. Na indywidualną konsultację u znanego psychologa – temat: *Jak budować pewność siebie, nie niszcząc innych*. I oczywiście przeczytałam to na głos – tak, żeby słyszeli wszyscy, choćby kelnerzy w kuchni!

„Proszę, siostrzyczko!” – dodałam, gdy podniosła na mnie zdumione oczy. „Pomyślałam, iż ci się przyda. Pomogłaś mi tyle razy… czas, żebym ja pomogła tobie!”

Trzeba było widzieć jej minę! Najpierw dezorientacja, potem zrozumienie, a w końcu policzki tak purpurowe, iż aż żal było patrzeć.

W sali zapadła cisza, aż w końcu wujek Stasiek parsknął śmiechem. A za nim reszta. Wszystkie jej przytyki, wszystkie toksyczne uwagi – wyszły na światło dzienne. Chciała mnie upokorzyć, a wyszło, iż sama się ośmieszyła.

Zosia coś mruknęła, złapała torebkę i wybiegła z restauracji…

Tak, pogodziłyśmy się. Jest moją siostrą.

Ale od tamtego dnia – uwierzcie mi – nigdy więcej nie skomentowała mojego wyglądu. Rozmawiamy tylko o pogodzie. I wiecie co? To choćby przyjemne.

Taka oto historia. A morał? Czasem najlepszą odpowiedzią nie jest krzyk, ale dobrze wymierzony, elegancki cios. Szkoda tylko, iż czasem najbliżsi potrafią nas zranić najmocniej.

Idź do oryginalnego materiału