Dzisiaj znów nie mogę zasnąć. Z mężem, Tomaszem, szykujemy wesełko dla naszej córki Kingi. Kinga ma już 27 lat – najwyższa pora, by założyła własną rodzinę. Tym bardziej iż spotkała porządnego chłopaka – Jakuba. Pracuje jako inżynier, jest odpowiedzialny i dba o Kingę. Nam też od razu przypadł do gustu. Wszystko zmierzało ku ślubowi – omawialiśmy datę, suknię, listę gości. Ale kiedy dowiedziałam się, jakim “wianem” obdarzyła swojego syna jego matka, Danuta Janowicz, mało nie spadłam z krzesła. Co to, w XXI wieku wracamy do średniowiecza, gdzie o wartości panny młodej decyduje posag?
Kinga to mądra dziewczyna. Skończyła studia, pracuje w marketingu, utrzymuje się sama. Zawsze uczyliśmy ją niezależności, żeby nie polegała tylko na mężu. Ale jako rodzice chcieliśmy pomóc młodym na starcie. Postanowiliśmy dać im pieniądze na wkład własny do mieszkania, żeby mogli wziąć kredyt. No i zbierałem dla Kingi “wyprawkę” – piękną pościel, zestaw naczyń, choćby nowe zasłony kupiłam, żeby ich gniazdko było przytulne. Myślałam, iż to drobiazgi, ale pokażą, iż dbamy na swój sposób. Jakub też obiecywał, iż dołoży swoją część – miał oszczędności i podkreślał, iż chce, żeby z Kingą wszystko było po partnersku.
W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z Tomaszem do Danuty Janowicz na rozmowę o weselu. To kobieta z klasą – zawsze nienagannie uczesana, mówi tak, jakby znała odpowiedź na każde pytanie. Siedzimy przy herbacie, a ona nagle rzuca: “Agnieszka, a co wy dajecie Kingi w posagu? U nas przecież tradycja, by panna młoda wnosiła coś wartościowego do małżeństwa”. Najpierw myślałam, iż żartuje. Jaki posag? Mamy im wozy z sianem przywozić? Ale Danuta była poważna. I wtedy wypaliła: “Ja Jakubowi kupiłam samochód i dołożyłam połowę do mieszkania. A wy?”
Mało się nie zakrztusiłam. Auto? Połowa mieszkania? Co to, teraz będziemy płacić za jej syna? Opanowałam się, uśmiechnęłam i powiedziałam, iż też pomagamy dzieciom, ale szczegółów nie zdradziłam. W środku się gotowałam. Nie jesteśmy z Tomaszem bogaczami, ale dla Kingi zrobiliśmy, co mogliśmy. A teraz okazuje się, iż nasze “wiano” to nic, a Danuta wychowała sobie księcia, którego mamy obsługiwać?
W domu opowiedziałam wszystko Kingi. Tylko się zaśmiała: “Mamo, co za różnica, co oni dają? Z Kubą sobie poradzimy”. Ale mnie to zabolało. Nie o siebie, ale o Kingę. Taka dobra, mądra dziewczyna, a teraz oceniają ją jak towar na targu. Porozmawiałam z Tomaszem, ale on, jak zwykle, zbył temat: “Agnieszka, nie przejmuj się. Ważne, iż się kochają”. Łatwo mu mówić! Czemu mam się tłumaczyć przed Danutą? I skąd u niej takie wymagania? Myśli, iż jej Jakub to ekskluzywny towar?
Po paru dniach Kinga wyznała, iż Kuba też nie pochwala matczynych wywodów. Powiedział, iż auto i pieniądze to fajnie, ale nie chce, by ślub stał się przetargiem. “Żenię się z Kingą, a nie z jej posagiem” – oświadczył. Wtedy trochę odtajałam. Kuba ma rozsądek i chyba naprawdę kocha naszą córkę. Ale Danuta nie odpuszcza. Przedwczoraj dzwoniła, wypytując o suknię ślubną, ilu gości przyprowadzimy i czy “dokładamy coś konkretnego” do wyprawki. Ledwie powstrzymałam się, by nie rzucić jej paru ostrych słów.
Zastanawiam się, jak się w tym wszystkim zachować. Z jednej strony nie chcę zepsuć relacji z przyszłą świekrą. Ślub to święto i marzę, by Kinga była szczęśliwa. Z drugiej – wkurza mnie toAle moje największe zmartwienie to to, iż cała ta sytuacja przyćmi euforia tego, co powinno być najpiękniejszym dniem w życiu mojej córki.