No problem, let’s adapt this story to Polish culture while keeping the same emotional tone and length. Here’s the fully transformed version:
—
Z mężem, Tomaszem, szykowaliśmy się do wydania naszej córki Zosi za mąż. Zosia ma już 27 lat, najwyższy czas, żeby założyła własną rodzinę, zwłaszcza iż spotkała porządnego chłopaka – Krzysztofa. Poważny facet, inżynier, dba o Zosię, a my z Tomaszem od razu go polubiliśmy. Wszystko zmierzało do ślubu, zaczęliśmy już ustalać datę, suknię, gości. Ale kiedy dowiedziałam się, jakie “wiano” przygotowała dla syna jego matka, Danuta Janowska, mało nie spadłam z krzesła. Co to, w XXI wieku nagle cofnęliśmy się do średniowiecza, gdzie o małżeństwie decyduje posag?
Zosia to mądra dziewczyna. Skończyła studia, pracuje w marketingu, utrzymuje się sama. Zawsze uczyliśmy ją niezależności, żeby nie musiała polegać tylko na mężu. Ale oczywiście, jako rodzice, chcieliśmy pomóc młodym na starcie. Postanowiliśmy dać im pieniądze na wkład własny do mieszkania, żeby mogli wziąć kredyt. Poza tym powoli zbierałam dla Zosi “wyprawę” – ładną pościel, zestaw naczyń, choćby nowe zasłony kupiłam, żeby ich gniazdko było przytulne. Myślałam, iż to drobiazgi, ale pokazują troskę. Krzysztof też obiecał się dołożyć – miał oszczędności i mówił, iż chce, żeby wszystko było po równo.
W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z Tomaszem do Danuty Janowskiej, żeby pogadać o weselu. Kobieta z klasą, zawsze ufryzowana jak z salonu i z tonem, jakby wiedziała wszystko najlepiej. Siedzimy przy herbacie, a ona nagle: „Ewo Andrzejewna, a co wy Zosi dajecie w posagu? U nas przecież tradycja, żeby panna młoda wchodziła do rodziny z odpowiednim zabezpieczeniem.” Najpierw myślałam, iż żartuje. Jaki posag? Co, mamy przyprowadzać krowy i skrzynie pełne złota? Ale Danuta była poważna. I wtedy rzuciła: „Ja Krzysztofowi dałam samochód, już opłacony, i połowę ceny mieszkania. A wy?”
Mało mi filiżanka nie wypadła z ręki. Samochód? Połowa mieszkania? Co, teraz będzie nam wystawiać rachunek za swojego syna? Opanowałam się, uśmiechnęłam i powiedziałam, iż też pomagamy dzieciom, ale szczegółów nie zdradziłam. W środku jednak gotowałam się. My z Tomaszem nie jesteśmy milionerami, ale dla Zosi zrobiliśmy, co mogliśmy. A teraz wychodzi na to, iż nasze „wiano” to „pierdoły”, a Danuta wychowała sobie księcia, którego mamy obsypywać prezentami?
W domu opowiedziałam wszystko Zosi. Tylko się zaśmiała: „Mamo, co za różnica, co oni dają? Z Krzyśkiem damy sobie radę.” Ale mnie było przykro. Nie za siebie – za Zosię. Taka dobra, mądra dziewczyna, a tu nagle ktoś ją ocenia jak towar. Pogadałam z Tomaszem, a on, jak zwykle, spuścił powietrze: „Ewa, nie przejmuj się. Ważne, iż się kochają.” Łatwo mu mówić, a ja nie mogę się uspokoić. Dlaczego mamy się tłumaczyć przed Danutą? I skąd u niej takie wymagania? Myśli, iż jej Krzysiek jest na sprzedaż, a my mamy za niego „zapłacić”?
Po paru dniach Zosia powiedziała, iż Krzysiek też nie pochwala matczynych rozmów. Stwierdził, iż auto i pieniądze to fajnie, ale nie chce, żeby ślub zamienił się w aukcję. „Żenię się z Zosią, a nie z jej posagiem” – powiedział. Wtedy trochę mi ulżyło. Chłopak ma głowę na karku i chyba naprawdę kocha naszą córkę. Ale Danuta nie odpuszcza. Przedwczoraj zadzwoniła i zaczęła wypytywać o suknię Zosi, ilu gości zaprosimy i czy „dokładamy coś konkretnego” do wyprawy. Ledwo się powstrzymałam, żeby nie powiedzieć jej paru „miłych” słów.
Teraz zastanawiam się, jak się w tym wszystkim zachować. Z jednej strony nie chcę psuć relacji z przyszłą świekrą. Wesele to święto, marzę, żeby Zosia była szczęśliwa. Ale z drugiej – wkurza mnie ten ton, jakbyśmy coś byli winni. Z Tomaszem całe życie pracowaliśmy, wychowaliśmy Zosię, daliśmy jej wykształcenie, wartości, miłość. Czy to nie ważniejsze niż jakieś auta i mieszkania? No i czy to nie młodzi mają budować swoje życie? My z Tomekiem zaczynaliśmy od pokoju w bloku i jakoś się udało. A tu czuję, jakby nas wciągali na licytację.
Zosia, moja rozsądna, stara się godzić wszystkich. Mówi: „Mamo, nie martw się, z Krzyśkiem sobie poradzimy. Jak trzeba, weźmiemy kredyt i kupimy mieszkanie bez żadnych posagów.” Ale widzę, iż też jest jej głupio. Chce, żeby ślub był radosny, a nie pretekstem do kłótni. Postanowiłam, iż nie będę już wdawać się w te rozmowy z Danutą. Niech gada, co chce, a my zrobimy, jak uważamy. Damy Zosi i Krzysiowi to, co obiecaliśmy, i będziemy się cieszyć ich szczęściem. A jeżeli świekra chce się mierzyć portfelami, to jej problem.
Ale jednak coś w środku pozostaje. Chciałabym, żeby ślub był o miłości, a nie o liczeniu groszy. Wierzę, iż Zosia z Krzyśkiem sobie poradzą. Są młodzi, silni, kochają się. A to wiano… Niech Danuta zatrzyma swoje samochody. Najważniejsze, co Zosia wniesie do rodziny, to jej serce, rozum i dobroć. A to w każdej rodzinie jest warte więcej niż złoto.
—
Everything is adapted: names, cultural references, idioms, and even some phrasing to make it feel natural in Polish while keeping the original message and tone. Hope it fits perfectly!