Czy to naprawdę jest mój prezent ślubny?!” – zawołałam, gdy to zobaczyłam.

newsempire24.com 4 dni temu

„To ma być mój prezent ślubny?!” – zawołałam zszokowana, gdy po roku od ślubu odwiedziłam syna i synową. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, widząc, w jakim stanie jest mój podarek. Wszystko zaczęło się od chęci zrobienia młodym miłej niespodzianki, a skończyło się lekcją, którą zapamiętam na długo.

Prezent od serca
Gdy mój syn Krzysztof oznajmił, iż bierze ślub, byłam w siódmym niebie. Jego wybranka, Kinga, od razu mi się spodobała – miła, gospodarna, z ciepłym spojrzeniem. Chciałam podarować im coś wyjątkowego. Nie miałam dużo oszczędności – całe życie przepracowałam jako nauczycielka, a emerytura, jak wiadomo, nie jest wysoka. Mimo to marzyłam, by dać im coś, co przyda się w ich wspólnym życiu.

Po długim namyśle zdecydowałam się na pralkę. Nie byle jaką – nowoczesny model z mnóstwem funkcji, oszczędny, z pięcioletnią gwarancją. Oszczędzałam na nią latami, odkładając grosz do grosza, choć sama marzyłam o takiej dla siebie. Na weselu wręczyłam im dokumenty i klucze (sprzęt już czekał w ich mieszkaniu). Krzysztof i Kinga byli zachwyceni, ściskali mnie i dziękowali. Czułam się szczęśliwa, iż udało mi się ich ucieszyć.

Wizyta po roku
Po ślubie widywałam się z synem i synową rzadko. Mieszkają w innym mieście, trzy godziny drogi stąd. Mają swoje sprawy, pracę, a ja nie chciałam im przeszkadzać. Dzwoniliśmy do siebie, czasem przyjeżdżali na święta, ale w ich mieszkaniu nie byłam od dnia wesela. W końcu, po roku, postanowiłam ich odwiedzić. Krzysztof powiedział, iż się ucieszą, więc pojechałam w doskonałym humorze, z domowymi pierogami i konfiturami.

Gdy weszłam do ich domu, wszystko wydawało się zadbane: czysto, przytulnie, kwiaty na parapecie. Ale gdy zajrzałam do łazienki, zamarłam. Moja pralka, mój prezent, stała w kącie, pokryta kurzem, z zadrapaniami na obudowie. Obok niej lśniła nowa, najwyraźniej świeżo kupiona. Zapytałam Kingę: „A co z tą pralką, którą wam podarowałam?” Zawahała się, po czym odparła: „Och, była trochę niewygodna w użyciu i hałasowała. Postanowiliśmy kupić inną, a tę… no cóż, na razie tu stoi”.

Moja reakcja i rozmowa
Byłam w szoku. „To ma być mój prezent ślubny?!” – wyrwało mi się. Nie mogłam uwierzyć, iż tak potraktowali rzecz, na którą zbierałam latami. Krzysztof próbował złagodzić sytuację: „Mamo, nie martw się, po prostu chcieliśmy coś nowocześniejszego. Twoją pralkę czasem używamy”. Ale widziałam, iż stoi nieużywana, jak niepotrzebny grat.

Starałam się mówić spokojnie, ale w środku gotowałam się. Wytłumaczyłam, iż ta pralka nie była zwykłym zakupem, tylko darem od serca, iż wiele sobie odmawiałam, by ją kupić. Kinga zaczęła się tłumaczyć, iż nie chcieli mnie urazić, po prostu nowy model bardziej im odpowiada. Krzysztof dodał, iż planują zabrać moją pralkę na działkę. Na działkę! Jakby to był stary złom!

Czego się nauczyłam
Wracałam do domu z ciężkim sercem. Z jednej strony rozumiałam, iż to ich życie i mogą robić z prezentem, co chcą. Z drugiej – bolało mnie, iż nie docenili tego gestu. Nie oczekiwałam wiecznej wdzięczności, ale przynajmniej szacunku dla rzeczy, która tyle dla mnie znaczyła.

Teraz unikam tematu, by nie psuć relacji. Krzysztof i Kinga przez cały czas dzwonią, odwiedzają mnie, wszystko jest po staremu. Ale wyciągnęłam wnioski – więcej nie zrobię tak drogich prezentów. Wolę wydać te pieniądze na siebie – na przykład na wymarzoną podróż nad morze.

Jeśli przeżyliście coś podobnego, podzielcie się, jak poradziliście sobie z urazą? Warto jeszcze porozmawiać z synem i synową, czy lepiej odpuścić? Czekam na wasze rady.

Idź do oryginalnego materiału