Czy wiesz, jak on na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem, – powiedziała dumnie córka.

newsempire24.com 2 dni temu

Wiesz, jak na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem – oznajmiła z dumą córka.

Dawid wyszedł z łazienki, owinięty tylko ręcznikiem. Krople wody lśniły na umięśnionych ramionach. Nie mężczyzna, tylko marzenie. W piersi Kingi zabolało słodko serce.

Przysiadł na krawędzi łóżka i sięgnął, by ją pocałować. Odwróciła głowę.

— Nie, bo nigdy stąd nie wyjdę. Muszę iść. Zosia pewnie już w domu. — Kinga przytuliła policzek do jego ramienia.

Westchnął.

— Kinga, jak długo jeszcze? Kiedy powiesz córce o nas?

— Trzy miesiące temu choćby nie wiedziałeś, iż istnieję, i żyłeś sobie świetnie. — Wstała i zaczęła się ubierać.

— Czuję, iż wcale nie żyłem, tylko na ciebie czekałem. Nie mogę bez ciebie dnia…

— Nie dręcz mnie. Nie odprowadzaj. — Wymknęła się z pokoju.

Szła ulicą, starając się nie zauważać spojrzeń przechodniów. Wydawało jej się, iż wszyscy wiedzą, skąd wraca. Mężczyźni patrzyli z ciekawością, kobiety — z osądem.

Nic dziwnego — miała wszystko: figurę, urodę, twarz z wyrazistymi oczami i pełnymi ustami. Ciemne włosy wymykały się z przypiętej na karku spinki. A Kinga chciała stać się niewidzialna.

***

Wyszła za mąż młodo, w wieku dwudziestu lat, z wielkiej, odwzajemnionej miłości. Prawie od razu zaszła w ciążę. Mąż próbował namówić ją na aborcję. Mówił, iż za wcześnie, iż trzeba stanąć na nogi, iż jeszcze zdążą. Ale Kinga się nie ugięła i urodziła zdrową córeczkę, mając nadzieję, iż z czasem mąż się zmieni. On jednak nigdy nie pokochał dziecka. Cóż, wielu mężczyzn jest obojętnych wobec dzieci.

Pewnego dnia zadzwoniła jakaś kobieta i podała adres, gdzie wieczorami bywał mąż Kingi. Nie rzuciła się od razu sprawdzać, poczekała, aż wróci, i spytała wprost. Najpierw wszystkiemu zaprzeczał, potem się tłumaczył, w końcu zaczął wrzeszczeć:

— Jakaś wariatka coś tam gada, a ty od razu wierzysz? Dużo się od niej nie różnisz. Wychodzę, a ty pożałujesz…

Zatrzasnął drzwi. Kinga nie chciała żyć, ale córka potrzebowała jej uwagi, więc przeżyła. Dwa tygodnie później nie wytrzymała, poszła pod podany adres, stanęła za drzewem na podwórku i czekała. niedługo przeszedł obok mąż z młodą kobietą pod ręką. Weszli do klatki.

Nazajutsza Kinga złożyła pozew o rozwód. Wiedziała, iż nie potrafiłaby wybaczyć — nie taki miała charakter. Oddała córkę do żłobka i poszła do pracy.

Czasem pojawiali się w jej życiu mężczyźni, ale żaden nie podobał się jej na tyle, by związać z nim życie. Dopiero po latach Dawid skradł jej serce. Przystojny, wysoki, w sam raz dla niej. Między nimi rozpalił się burzliwy romans. Pewnego dnia Zosia zapytała, po co mama tak się stroi.

— Na randkę — odparła Kinga półżartem, półserio.

— Aaa… — przeciągnęła znacząco córka. Więcej nie pytała.

Figurą Zosia była podobna do matki, ale twarz miała zwyczajną. Wszyscy dziwili się, jak u tak pięknych rodziców mogła urodzić się przeciętna córka. A Kinga się cieszyła. Piękno chleba nie nakarmi, tylko problemy przynosi.

Nigdy nie miała przyjaciółek. I nie dlatego, iż była niemiła — dziewczyny po prostu zazdrościły jej urody. Bały się blado przy niej wyglądać. Może dlatego tak wcześnie wyszła za mąż — chciała znaleźć w mężu przyjaciela.

— Zbyt zwyczajny jak na ciebie, choć przystojny — mawiała matka.

***

— Zosia, jestem w domu! — zawołała Kinga, wchodząc do mieszkania.

— Odrabiam lekcje — odpowiedziała córka z pokoju.

Kinga przebrała się i poszła do kuchni. niedługo dołączyła do niej Zosia, usiadła przy stole i ukroiła kawałek chleba.

— Nie psuj apetytu, zaraz będzie kolacja — powiedziała Kinga, stawiając talerze. — Chciałam z tobą porozmawiać.

— No to mów — odparła Zosia, zajadając z apetytem.

— Za niedługo moje urodziny.

— Pamiętam, mamo.

— Chciałam zaprosić… mojego znajomego — wyszeptała z trudem.

— Z którym sypiasz? — Zosia patrzyła na nią spokojnie.

— Spotykam się. Mówisz tak do własnej matki?

— Jaka różnica? W twoim wieku randkowanie i spanie to to samo.

— Więc zaproszę go? Nie masz nic przeciwko?

— A co mnie to obchodzi. Babcia przyjdzie? — dopytała beztrosko.

Kinga odetchnęła z ulgą. Piętnaście lat — trudny wiek. Wydawało się, iż córka przyjęła wiadomość spokojnie.

— Babcia wpadnie w niedzielę. Ważne, żebyście się z nim dogadali.

— Oj, mamo, zaproś go już — machnęła ręką Zosia.

Całe sobotnie przedpołudnie Kinga gotowała, chcąc zachwycić Dawida swymi kulinarnymi umiejętnościami. Przyszedł z ogromnym bukietem róż, podarował pierścionek. Kinga się speszyła. Oszołomił ją jego natłok.

Próbując przypodobać się Zosi, zachowywał się głośno, opowiadał żarty, błaznował. Córka jednak była powściągliwa i poważna. Gdy odszedł, Kinga posprzątała, weszła do pokoju córki, usiadła obok i próbowała ją przytulić, ale Zosia się wysunęła.

— Nie podobał ci się? — spytała Kinga.

— Nie — odpowiedziała krótko.

— Dlaczego? — Kinga nie ukrywała rozczarowania.

— Po prostu nie. — Zosia zamilkła. — Rozumiem, iż jesteś młoda, iż miłość i te sprawy. Ale, mamo, on cię wykorzystuje. Jak możesz tego nie widzieć?

— Babcia ci to podpowiedziała?

— Co ma babcia do tego? Mam oczy. — Zosia spojrzała na nią z rozpaczą.

Kinga wstała i podeszła do drzwi.

— Mamo, kochasz go? — szepnęła córka. Kinga skinęła, nie odwracając się. — To się z nim spotykaj. Tylko nie sprowadzaj go do nas.

— Dlaczego? — Kinga odwróciła się gwałtownie.

— Bo mi się nie podoba i już. — Zosia ucinała temat.

Kinga poczuła coNazajutrz Kinga spotkała w windzie ogolonego Piotra, który tym razem nie unikał jej wzroku, i nagle zrozumiała, iż prawdziwe szczęście często czeka tuż za progiem, cierpliwie, jak poranna kawa.

Idź do oryginalnego materiału