Dostałam brzydką – moja historia o niedoskonałym pięknie

polregion.pl 11 godzin temu

Błysk… Głośny huk… Ciemność… Wszędzie ciemność…
Wreszcie mokle zaczęło się rozjaśniać. Usłyszał głos:
Weronika Władimirowna, to ratownik, tam coś wybuchło.

Przez ból poczuł na szyi dotyk czyjejś dłoni. Próbował unieść powieki. Ledwo mu się to udało. Przed oczami mignął wisiorek w kształcie prostokąta z wygrawerowanymi znakami zodiaku… Oczy kobiety w białym fartuchu…
Na salę operacyjną! rozległo się tuż obok.

Rodzice wrócili z pracy. Matka od razu ruszyła do kuchni, zerkając do pokoju, gdzie syn odrabiał lekcje. Krzysztof jednak, wchodząc, od razu zauważył, iż chłopiec jest markotny.
Tomek, co się stało? ojciec go poklepał po głowie.
Nie… nic mruknął czwartoklasista.
No, gadaj!
Za tydzień Dzień Kobiet. Nauczcielka zatrzymała nas i kazała przygotować dziewczętom prezenty.
I o co chodzi? uśmiechnął się ojciec.
Nas jest równo, chłopaków i dziewczyn. A ona przegrała, kto komu ma dać Tomek ciężko westychnął. Mnie trafiłam się brzydka Weronika Malinowska.
Każda dziewczyna chce dzięstać prezent, choćby ta brzydka Krzysztof mówił do syna jak do dorosłego. A jak ona przegrała? Po alfabecie?
Nie, po znakach zodiaku.
Jak to? Krzysztof nie wytrzymał i znów się uśmiechnął.
Po zgodności. Weronika jest Panną, a Pannie najbardziej pasuje Byk. A ja jestem Bykiem.
To przecież dobrze, iż go pasujesz! Dorośniesz, może w niej się zakochasz.
Ojciec parsknął śmiechem. Do pokoju wpadła matka:
O co tu dzieje?
Ewo, idź do kuchni twarz ojca stwardniała. Mamy z synem istotną rozmowę.

Gdy matka wyszła, Tomek cicho zapytał:
Tato, co mam teraz zrobić?
Przygotować prezent!
Jaka?
Jutro w pracy zrobię coś dla twojej wybranki.
Tato, co ty możesz zrobić? Przecież pracujesz w fabryce.
Tak! Ale w galwanizerni. A my pokrywamy wszystkie rodzaje metali.
Tato, nie rozumiem.
Jutro zobaczysz!

Następnego dnia ojciec przyniósł wisiorek na łańcuszku prostokątny, lśniący jak złoto. Po jednej stronie wygrawerowane były dwa znaki: Byk i Panna. Po drugiej, drobnymi literami:
Mojej koleżance Weronice z okazji Dnia Kobiet! Tomasz.

Och, jak ten wisiorek pięknie się prezentował! A gdy mama zapakowała go w błyszkający woreczek, wyglądał jeszcze lepiej.

I wreszcie nadeszło siódmy marca. Nauczycielka nie zamierzała prowadzić lekcji. Najpierw uczni złożyli jej żywcenia. Długo dziękowała. Potem kazała chłopcom wręczyć dziewczętom prezenty.

Co się wtedy stało! Wszyscy chłopcy rzucili się do swoich wybranek. Tomek też podszedł do Weroniki Malinowskiej i powiedział, jak nauczył go tata:
Weronika, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! Może kiedyś los połączy Byka i Pannę.

Wypowiedziawszy wyuczone słowa, Tomek wrócił na miejsce. Nie zauważył, jak zabiło serce tej brzydkiej jego zdaniem dziewczyny.

Wkrótce rodzice Weroniki przeprowadzili się do innej części miasta, a ona sama od piątego klasy poszła do innej szkoły.

Tomasz otworzył oczy. Biały sufit szpitalnej pary. Spróbował poruszyd rękami i nogami. Ruszała się tylko lewa ręka.
Gdzie jestem? mormotał do nikogo.

Usłyszał go sąsiad z łóżka, który podszedł o kulach:
Oczywiście się? Jesteś na sali chirurgicznej.
Rany, nogi… całe? zapytał cicho.
Chyba tak mówił tamten, rozpromieniony. Tylko całe w bandażach.
To dobrze, jeżeli całe.

Podeszła pielęgniarka i spytała łagodnie:
Jak się czujesz?
Co się stało? odpowiedział pytaniem.
Życiu nie grozi. Ręce, nogi będą działać. Tyle iż zostaną blizny podała włączony telefon. Twoja matka prosiła, żebyś zadzwonił, gdy się obudzisz.
Synku… przez łzy usłyszał głos matki.
Mamo, jest dobrze mówił, jak najmocniej się starał. Mówią, iż tylko kilka małych blizn. Niedługo mnie wypiszą.
Nie pozwolili mi zostać z tobą na noc. Synku, już jestem w drodze.
Mamo, nie martw się tak!

Odrzucił telefon, próbując się uśmiechnąć do pielęgniarki:
Dzięki.
Ale tak gwałtownie cię nie wypiszą odparła z uśmiechem. Co najmniej trzy tygodnie poleżysz. To pewne!
Co się stało? spytał go sąsiad, gdy pielęgniarka wyszła.
Jestem ratownikiem. W fabryce zaczęły wybuchać butle z tlenem Tomasz wracał pamięcią. We przywieźli nas. Byliśmy przed strażakami. Hala ogromna, w środku trzech rannych. Wbiegliśmy, tam butle porozrzucane, miejscami ogień. Wyciągaliśmy ich… Ja wychodziłem ostatni… Już przy drzwiach, kolejna butla eksplodowała… Dalej nie pamiętam.
No, dostałeś się.

Tomasz Kowalski! zawołała pielęgniarka. Masz gościa z pracy.
Cześć, Tomek! Jak się masz?
Ręce, nogi całe! odpowiedział, walcząc z optymizmem. Ale przywitać się mogę tylko lewą!
Daj spokój!
Co było potem?
Już wychodziliśmy, gdy nastąpił wybuch. Od razu rzuciliśmy się z powrotem, wyciągnęliśmy cię… cały we krwi… lekarze byli już blisko…
Dzięki.
Tomek, co ty! na twarzy kolegi pojawił się uśmiech. Podobno nas przedstawią do medali.
Do tego czasu mnie wypiszą.
Dobra, idę. Zaraz będzie obchód. Pielęgniarka kazała się nie przeciągać.

Zanim kolega zdążył wyjść, wszedł lekarz, mężczyzna koło czterdziestki:
No, jak się masz, bohaterze? podszedł do łóżka.
W porządku.
Skoro gadasz, to będziesz żył. Daj, zobaczę cię.
Pan mnie szył?
Nie, Weronika Władimirowna. Wróci dopiero poj

Idź do oryginalnego materiału