Dziadek i jego troski

twojacena.pl 3 godzin temu

*Światło w życiu dziadka*

Jan Kowalski owdowiał pół roku temu. Pierwszy, ostry ból odszedł, ukrył się gdzieś pod sercem i utkwił tam jako lodowaty odłamek, topniejący tylko w najbardziej nieodpowiednich chwilach. Kiedy sąsiedzi pytali przy spotkaniu: *”No jak tam, Kowalski, samotnie teraz?”* – w oczach starca błyskała ukryta męka.

*”Słaby się zrobiłem, dawniej tego nie było”* – myślał Kowalski i od razu odpowiadał sobie w duchu: *”Ale i straty takiej nie znałem…”*

Od młodości mieszkał na wsi. Gdy przeszedł na emeryturę, myślał, iż wreszcie będzie miał więcej czasu. ale po śmierci żony czas jakby stanął w miejscu, a Jan nie wiedział, co ze sobą zrobić. Nic nie miało sensu… Chyba tylko modlitwa w kościele.

Córka Weronika wyszła za mąż i mieszkała w mieście, a jej synek Staś miał niedługo iść do szkoły. Na początku lata przyjechali do niego na wieś.

— Tato, przywiozłam ci do pomocy — zaczęła Weronika, wskazując na chłopca. — Dawniej był malutki, mama się nim opiekowała, ale teraz twój czas nadszedł. Trzeba z niego wychować prawdziwego mężczyznę.

— A ojciec go nie uczy? — spytał Jan.

— Ojciec? W życiu młotka nie trzymał. Sam wiesz — Krzysiek to dusza artysty. Akordeon to jego świat. Zimą Stasia zapiszemy do szkoły muzycznej. Może trafi do klasy taty. — Weronika westchnęła. — Ale wychowanie musi być wszechstronne. Więc pomóż. Chcę, żeby mój syn był podobny do ciebie: pracowity i zaradny.

Jan uśmiechnął się i popatrzył na wnuka.

— Dobrze, Weroniko. Nauczę go, co umiem. Póki żyję…

— Przestań, tato — przerwała córka. — Będziemy żyć długo i szczęśliwie. Ale ze Stasiem — pomóż.

Tego samego dnia dziadek zabrał chłopca do swojej stolarni. Razem oglądali warsztat, półki z narzędziami i zaczęli przygotowywać kąt dla Stasia.

Specjalnie dla wnuka Jan przerobił stare biurko, skracając nogi i obijając blat blachą. Potrzebne były też mniejsze narzędzia, dopasowane do dziecięcych rąk.

Nad warsztatem zawiesił półkę i ustawił na niej maleńkie młotki, śrubokręty, szczypce i miniaturkową piłkę. W blaszanych pudełkach po landrynkach, pamiętających jeszcze jego młodość, przechowywał gwoździe różnych rozmiarów.

Staś był zachwycony i nie odstępował dziadka, zasypując go pytaniami. Weronika ledwo namówiła ich na obiad, po którym znów wrócili do „męskich spraw”.

— No, zaczęliśmy — mruknął pod wieczór Jan. — Na dziś dość. Jutro wyruszamy na ryby, więc trzeba przygotować sprzęt i wcześniej iść spać.

Tak mijały szczęśliwe letnie dni. Weronika i Krzysiek zauważyli, iż ojciec ożył — znów miał wyprostowaną postawę i błysk w oczach.

— No proszę, Weronika — szeptał Krzysiek, gdy Jan nie słyszał. — Nauczycielka z ciebie, ale i syna dobrze wychowujesz, i ojca wskrzesiłaś…

— Każdy potrzebuje uwagi — odparła cicho Weronika. — Duży i mały. Nie możemy pozwolić, żeby tato się załamał. Będziemy teraz częściej przyjeżdżać. Bogu dzięki, iż Staś mu pomaga. Inny stary człowiek szukałby ukojenia w butelce, a tu — wnuk jak jasne słonko. Wiedziałam, iż mój ojciec to mądry człowiek…

Westchnęła i poszła do ogrodu, tak jak robiła to jej matka. Chciała, by wszystko wyglądało tak samo — żeby ojciec nie czuł, iż po odejściu żony świat się zawalił.

Wkrótce skończyły się wakacje Weroniki i wróciła do miasta, ale Krzysiek i Staś zostali u dziadka, pomagając mu we wszystkim.

Nadeszła jednak jesień i Staś musiał zacząć pierwszą klasę. Z tej okazji Jan został zaproszony do miasta — miał odprowadzić wnuka do szkoły. Dumny, w garniturze i krawacie, których nie zakładał od lat, stał na uroczystości i ściskał dłoń chłopca, gdy grano hymn.

Wtedy Jan Kowalski postanowił zebrać siły — chce wychować wnuka, pomagać córce…

Wieczorem, po powrocie do domu, usiadł przy stole i zaczął spisywać plany na następne lato. Lista rosła: budowa placu zabaw, huśtawka, stół, piaskownica. Chciał też naprawić pomost nad rzeką.

Codziennie dopisywał nowe pomysły. Na stole pojawiła się też „księgowość” — notował wydatki na deski, farby, piasek. *”Tyle do zrobienia… Tylko zdążyć przed zimą.”*

Teraz Jan wstawał wcześnie, planował dzień i starał się go wypełnić.

Staś przyjeżdżał często — na święta, weekendy, ferie. Dom znów tętnił życiem: Weronika piekła ciasta, prała firanki, a Jan, Krzysiek i Staś majsterkowali, jeździli na nartach czy chodzili do lasu.

Na Dzień Mężczyzny Weronika podarowała im wojskowe mundury. Ileż było radości! Zbliżał się też Dzień Kobiet.

— A co tobie podarować, córeczko? — dopytywał Jan.

— Nie krępuj się, chcemy ci dać coś wyjątkowego — dodał Krzysiek. — Jesteś naszą jedyną i najukochańszą.

— Jedyną? — uśmiechnęła się Weronika. — To mam dla was niespodziankę. niedługo nasza rodzina się powiększy… Jeszcze nie wiem kto, ale może to będzie dziewczynka.

Przez chwilę przy stole panowała cisza, aż wybuchły okrzyki radości. Krzysiek owinął żonę w uścisku, a Staś podskakiwał koło dziadka, który ocierał łzy.

— Chwała Ci, Boże, jakie szczęście… Żona zawsze marzyła o wnuczce, ale i drugi wnuk by nam nie zaszkodził…

Rodzina ledwo się uspokoiła. Przy herbacie Jan ogłosił, iż od dzisiaj nie będzie już narzekał — ma teraz podwójny powód, by żyć.

— A co, jeżeli znowu chłopak? — zaśmiał się. — Gdzie ja tyle narzędzi znajdę?

Na to Staś odpowiedział:

— Wtedy ja mu pożyczę swoje, dziadku. Dla nas dwóch wystarczy. Przecież to mój brat…

Idź do oryginalnego materiału