Dzieci z jaskini w Tajlandii. By je uwolnić, podano im środki nasenne i spętano ręce

gazeta.pl 6 godzin temu
O tej akcji usłyszał cały świat. Wszystko miało miejsce w czerwcu 2018 roku, kiedy grupa nastoletnich chłopców wybrała się ze swoim trenerem na wycieczkę. Kiedy zaczął padać deszcz, ukryli się w jaskini w kompleksie Tham Luang w Chiang Rai w północnej Tajlandii. Okazało się jednak, iż to droga bez powrotu. Tunele zostały zalane, a oni uwięzieni pod skałami. Na pomoc ruszyli im ratownicy z całego świata.
23 czerwca 2018 roku piłkarska drużyna młodzików "Dziki", której kapitanem był Duangpetch Promthep, znalazła się w jednej z jaskiń. To miała być wycieczka grupki znajomych z klubu piłkarskiego trwająca maksymalnie kilka godzin. Jednak podczas eksplorowania jaskiń, drużynę zaskoczył intensywny deszcz, który zalał korytarz i odciął ich od wyjścia. Kiedy ich nieobecność zaczęła się przedłużać, zaniepokojeni rodzice wszczęli alarm. Powiadomili odpowiednie służby, ale nikt nie przypuszczał, iż grupa małych piłkarzy zostanie odnaleziona dopiero po kilku dniach. Jednak w tym wszystkim nie to było najgorsze. Chłopców trzeba było jeszcze wyprowadzić z jaskini, która w niedługim czasie miała zostać całkowicie zalana wodą.


REKLAMA


Zobacz wideo Które miejsca są wybierane przez niedźwiedzie na gawry? Wbrew pozorom nie są to jaskinie


Dzieciom zrobiono specjalny zastrzyk i spętano ręce
Chłopcy w wieku od 11 do 16 lat i ich 25-letni trener przeżyli dziewięć dni w częściowo zalanej komorze, pijąc wodę kapiącą ze skał. Zostali zlokalizowani dopiero po kilku dniach od zaginięcia przez dwóch brytyjskich nurków jaskiniowych. Ci przybyli na miejsce, by pomóc władzom Tajlandii w poszukiwaniach zaginionych.
Po zlokalizowaniu chłopców, ratownicy musieli wyprowadzić ich z jaskini, co było praktycznie zadaniem niewykonalnym. Powód? Podziemne korytarze znajdowały się w tym czasie już w większości pod wodą, a niektórzy chłopcy nie umieli choćby pływać, nie wspominając o nurkowaniu. Droga do przebycia była długa, kręta, miejscami bardzo ciasna - by ją pokonać, trzeba było dużo siły i opanowania.
Ratownicy obawiali się, iż dzieci mogłyby doznać ataku paniki i stać się prawdziwym zagrożeniem dla siebie i innych. Postanowili uciec się do dość niekonwencjonalnych metod i podać chłopcom środki uspokajające i rozluźniającą mięśnie ketaminę. Postanowiono ich farmakologicznie "ubezwłasnowolnić". Istniało oczywiście ryzyko, iż podczas wydobywania ich na powierzchnię, mogą się obudzić, więc by zminimalizować ryzyko ataku paniki, spętano im ręce grubymi sznurami, a ratownicy mieli przy sobie strzykawki z ketaminą.


Akcja ratunkowa trwała trzy dni
Akcję mającą na celu wyprowadzenie chłopców z jaskini rozpoczęto w niedzielę, 7 lipca, o terminie przesądził zbliżający się deszcz monsunowy. Przez kolejne 3 dni, aż do 10 lipca, codziennie ratowano 4 chłopców. Wyprowadzenie jednego chłopca z jaskini trwało przeciętnie 3 godziny. Na szczęście akcja zakończyła się pełnym sukcesem - ostatnim uratowanym był 25-letni trener drużyny, Ekkapol Chantawong. Wszystkich ocalonych przewieziono później do szpitala w Chiang Rai. Ich stan określany był jako dobry, nie zagrażał życiu.
Idź do oryginalnego materiału