— Dziś powiedziałeś, iż poślubiłeś mnie, bo jestem 'wygodna’! — No i co? — wzruszył ramionami. — Czy to coś złego?

polregion.pl 8 godzin temu

Dzisiaj powiedziałeś, iż ożeniłeś się ze mną, bo jestem wygodna! No i co? wzruszył ramionami. Czy to coś złego?

Znowu w tej starej szlafroku? Krzysztof spojrzał na Zofię z obrzydzeniem, zapinając mankiet koszuli, jakby szykował się do bitwy.

Zastygła z filiżanką kawy w dłoniach. Para unosiła się cienką strużką, parząc palce, ale nie odsunęła ich.

On wygodny.

No tak, wygodna prychnął, poprawiając krawat przed lustrem. Jak wszystko w tobie.

Zofia spuściła wzrok. Kawa przestała parować. Powierzchnia zczerniała, odbijając sufit jak popękane lustro.

Krzysztofie, ty

Co? sięgnął już po klucze, metal zadźwięczał o obrączkę.

Nic.

Drzwi zatrzasnęły się tak głośno, iż zatrzęsła się półka z porcelaną.

***

Poznali się w pracy. Ona cicha, skromna księgowa, która chowała włosy w nieporządny kok, on pewny siebie menedżer, którego śmiech rozbrzmiewał korytarzami. Krzysztof pięknie się zalecał: róże z kroplami rosy, kolacje przy świecach, gdzie zamawiał dla niej stek średnio wysmażony, nie pytając, co lubi.

Nie jesteś z tych, co marudzą o drobiazgi, prawda? spytał kiedyś na trzeciej randce, poprawiając serwetkę na jej kolanach.

Nie uśmiechnęła się, jakby nie słyszała alarmujących dzwonków.

No to dobrze. Moja ex wiecznie robiła sceny

Nie przywiązała do tego wagi. Potem ślub, dzieci, dom. Wszystko jak u ludzi.

Tylko czasem, gdy przymierzała sukienkę z odkrytymi ramionami, mówił:

Weź coś prostszego. To nie twój styl.

Albo gdy malowała usta przed lustrem, rzucał mimochodem:

Po co? I tak siedzisz w domu.

A kiedy kupiła nowe perfumy z kwiatową nutą, skrzywił się:

Pachniesz jak tania drogeria. Chcesz być jak ciocia Halinka z księgowości?

I więcej ich nie nosiła.

Na urodziny podarował jej odkurzacz.

Stary już skrzypi wytłumaczył, patrząc, jak rozpakowuje pudełko. Ciągle wzdychasz przy sprzątaniu.

Podziękowała. Potem długo wpatrywała się w okno, aż dzieci zawołały ją do tortu.

Ale milczała. Bo przecież był dobrym mężem. Nie bił, nie pił, zarabiał.

Czy to za mało?

***

Nigdy mnie nie kochałeś?

Ten sam wieczór. Ta sama rozmowa. Krzysztof odwrócił wzrok, jakby sprawdzał, czy okno zamknięte.

No jak to Jesteś idealną żoną.

To nie odpowiedź.

Westchnął, jakby tłumaczył tabliczkę mnożenia.

Zosiu, czego ty chcesz? U nas wszystko w porządku.

W porządku?! Jej głos zadrżał, ale nie ze łez, tylko z furii, która wreszcie wybuchła. Dzisiaj powiedziałeś, iż ożeniłeś się ze mną, bo jestem wygodna!

No i co? wzruszył ramionami. Czy to coś złego?

Patrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy: ta opalenizna od tenisa z kolegami, nie z nią. Ta zmarszczka między brwiami nie od trosk, ale irytacji, iż musi się tłumaczyć.

A Ania?

Jego twarz drgnęła, jakby ktoś szarpnął za niewidzialną nitkę.

Co ma do tego Ania?

Ty ją kochałeś.

Tak przyznał ostro, i w tym jednym słowie było więcej uczucia niż przez wszystkie ich lata. Kochałem. Ale z nią nie dało się zbudować normalnej rodziny.

Zofia poczuła, jak coś w niej pęka z cichym trzaskiem, jak złamany obcas.

Więc ja jestem posłuszną, gospodarną zastępczynią.

Nie dramatyzuj machnął ręką, jakby odganiał komara. Mamy dzieci. Dom. Czego ci brakuje?

***

Wahała się.

Może on ma rację? Może miłość to luksus, a rodzina ważniejsza? Stała przy oknie, obserwując pierwsze krople deszczu. W odbiciu widać było ślady jej palców ostatnio stała tu często, jakby czekała na odpowiedź.

A Krzysztof żył, jakby nic się nie zmieniło.

Tydzień później, widząc, iż znów wytrzymała, przestał udawać.

Znowu makaron? Dłubał widelcem, jakby analizował dowody jej nieudolności. Chociaż przyprawę byś dodała.

Sam mówiłeś, iż nie lubisz ostrego odpowiedziała, ale głos brzmiał obco.

No i co? Odsunął talerz z miną, jakby podała mu śmieci. Ania zawsze gotowała

Zofia gwałtownie wstała. Krzesło zostawiło rysę na podłodze kolejną niewidzialną szczelinę.

Chcesz wracać do Ani? Idź!

Daj spokój roześmiał się, a ten śmiech zabolał bardziej niż krzyk. Gdzie ja pójdę? Wiesz, iż z tobą jest mi wygodnie.

Wtedy zrozumiała.

Nie próbował jej zatrzymać. Nie dlatego, iż był pewny jej miłości, ale jej uległości.

Zaczęła to widzieć wszędzie.

W tym, jak przestał poprawiać jej styl po prostu przechodził obok. Jak nie patrzył, jakby była meblem, którego się nie używa. W jego spokojnych dniach bez kłótni, pretensji, po prostu nicości.

Najstraszniejsze było to, iż ta nicość krzyczała głośniej niż wszystko.

Stała w kuchni, ściskając blat, i nagle uświadomiła sobie: on choćby się nie złości. Czeka, aż się pogodzi. Jak z odkurzaczem. Jak z brakiem perfum. Jak z tym, iż nie marudzi o drobiazgi.

I wtedy coś się w niej odwróciło.

Nie ból, nie złość wyzwolenie.

Bo jeżeli cię nie kochają, ale się złoszczą to znaczy, iż jeszcze istniejesz.

A jeżeli choćby złość zniknęła

To znaczy, iż cię już nie ma.

***

Miesiąc później wniosła o rozwód.

Krzysztof początkowo nie wierzył. Stanął w drzwiach kuchni, gdzie pakowała dziecięce rzeczy, jakby patrzył na obcą kobietę.

Serio? spytał, a w jego głosie po raz pierwszy zabrzmiała niepewność.

Zofia nie podniosła głowy, składając małe bluzeczki.

Tak.

Przez jakieś głupstwo? Zrobił krok, a jej ramiona zesztywniały.

To nie głupstwo odparła cicho. Nie jestem meblem.

Rozśmiał się nerw

Idź do oryginalnego materiału