Dziś powiedziałeś, iż ożeniłeś się ze mną, bo jestem wygodna! No i co? wzruszył ramionami. Czy to coś złego?
Znowu w tym starym szlafroku? Jakub ze wstrętem spojrzał na Zofię, zapinając mankiet koszuli, jakby przygotowywał się do bitwy.
Zastygła z filiżanką kawy w dłoniach. Para unosiła się cienką strużką, parząc palce, ale ich nie odsunęła.
On wygodny.
No tak, wygodna prychnął, poprawiając krawat przed lustrem. Jak wszystko w tobie.
Zofia spuściła wzrok. Kawa już nie parowała. Powierzchnia stała się czarna, odbijając sufit jak małe, popsute lustro.
Kubie, ty
Co? sięgnął już po klucze, metal brzęknął o obrączkę.
Nic.
Drzwi zatrzasnęły się tak mocno, iż zaszczękały porcelanowe figurki na półce.
***
Poznali się w pracy. Ona cicha, skromna księgowa, która wiązała włosy w nieporządny kok, on pewny siebie menadżer, którego śmiech rozlegał się korytarzami. Jakub pięknie się zalecał: róże z kroplami rosy, kolacje przy świecach, gdzie zamawiał dla niej steka średnio wysmażonego, nie pytając, co lubi.
Nie jesteś z tych, co marudzą o drobiazgi, prawda? zapytał kiedyś na trzeciej randce, poprawiając serwetkę na jej kolanach.
Nie uśmiechnęła się, jakby nie słyszała ostrzegawczych dzwonków.
No to dobrze. Moja ex wiecznie robiła sceny
Nie przywiązała do tego wagi. Potem ślub, dzieci, dom. Wszystko jak u ludzi.
Tylko czasem, gdy zakładała sukienkę z odkrytymi ramionami, mówił:
Weź coś prostszego. To nie twój styl.
Albo gdy malowała usta przed lustrem, rzucał mimochodem:
Po co? I tak siedzisz w domu.
A kiedy kupiła nowe perfumy z lekkim kwiatowym aromatem, skrzywił się:
Pachnie jak w tanim sklepie. Chcesz wyglądać jak ciocia Bożenka z księgowości?
I więcej ich nie nosiła.
Na urodziny podarował jej odkurzacz.
Stary już skrzypi wyjaśnił, patrząc, jak rozpakowuje pudełko. Ciągle wzdychasz, gdy sprzątasz.
Podziękowała. Potem długo wpatrywała się w okno, aż dzieci zawołały ją do krojenia tortu.
Ale milczała. Bo w sumie był dobrym mężem. Nie bił, nie pił, przynosił pieniądze.
Czy to za mało?
***
Nigdy mnie nie kochałeś?
Ten sam wieczór. Ta sama rozmowa. Jakub odwrócił wzrok, jakby sprawdzał, czy okno zamknięte.
No jakże Jesteś idealną żoną.
To nie odpowiedź.
Westchnął, jakby tłumaczył tabliczkę mnożenia.
Zosiu, czego ty się czepiasz? U nas wszystko w porządku.
W porządku?! Jej głos zadrżał, ale nie od łez, tylko od wściekłości, która wreszła wylała się na wierzch. Dziś powiedziałeś, iż ożeniłeś się ze mną, bo jestem wygodna!
No i co? wzruszył ramionami. Czy to coś złego?
Patrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy: ta opalenizna na szyi od tenisa z kolegami, nie z nią. Ta zmarszczka między brwiami nie od trosk, tylko irytacji, iż musi się tłumaczyć.
A Kasia?
Twarz Jakuba drgnęła, jakby ktoś szarpnął za niewidzialną nitkę.
Co ma do tego ona?
Ty ją kochałeś.
Tak przyznał ostro, i w tym jednym słowie było więcej uczucia niż przez wszystkie ich lata. Kochałem. Ale z nią nie dało się zbudować normalnej rodziny.
Zofia poczuła, jak coś w środku pęka z cichym trzaskiem, jak złamany obcas: iść można, ale już nie tak jak przedtem.
Więc ja byłaś posłuszną i gospodarną zastępczą.
Nie dramatyzuj machnął ręką, jakby odpędzał komara. Mamy dzieci. Dom. Czego ci jeszcze trzeba?
***
Wahała się.
Może ma rację? Może miłość to luksus, a rodzina ważniejsza? Zofia stała przy oknie, patrząc, jak pierwsze krople deszczu rozmywają się po szybie. W odbiciu widać było ślady jej palców stała tu tak często ostatnio, jakby czekała, iż świat za oknem da jej odpowiedź.
A Jakub Jakub żył, jakby nic się nie zmieniło.
Po tygodniu, widząc, iż znów wytrzymała, przestał się choćby starać.
Znowu makaroniet
















