Dziećmi jesteśmy dopóki mamy rodziców. Jednak choćby po ich śmierci potrzebujemy uznania. Pragniemy mieć poczucie, iż mama i tata nas akceptują w pełni i są z nas dumni. choćby gdy ich już nie ma, zadajemy sobie nieraz pytanie, co powiedzieliby, gdyby żyli…Bo w każdym z nas jest silna potrzeba bycia kochaną. Miłość rodzicielska jest jedną z najpiękniejszych, bo bezwarunkowych. Niestety nie zawsze zyskuje się nią w pakiecie, czasami trzeba sobie na nią „zasłużyć”. Stąd tak ogromna chęć zaimponowania rodzicom choćby w dojrzałym wieku.

Nigdy nie byłam wystarczająco dobra
Potrzeba imponowania rodzicom wynika często z podświadomego poczucia bycia niewystarczającą. To efekt porównywania do innych, ciągłego słyszenia – zobacz, jak radzi sobie Kasia/Basia/Asia, czy nie możesz być taka jak Patrycja czy Dominika? To także te niewyrażone wprost, ale zakomunikowane mową ciała, czy gestem rozczarowania. Właśnie wtedy, kiedy bardzo się starałaś, ale nie wyszło. Zauważyłaś, iż mama czy tata choćby nie pomyśleli, nie wzięli pod uwagę, iż być może chciałabyś spróbować. Od razu cię skreślili, uznali, iż nie dasz sobie rady…To ten moment skrzywienia na wiadomość, iż dostałaś 4+ zamiast 5, chwila zawahania, gdy mówiłaś o czymś, co cię absorbuje, ale nie jest to temat wystarczająco prestiżowy….Zajmujesz się głupotami, a mogłabyś to czy tamto. To te wszystkie okruchy, rzucone mimochodem, budujące budowlę pod nazwą – niewystarczająco dobra.
Zawsze na „nie”
Są rodzice, którzy są zawsze na „nie”. Nieelastyczni, akceptujący tylko swoją wizję i odrzucający każdą inną. Przedstawisz im swój pomysł, będą kręcić nosem. Opowiesz im o szczegółach, nie zmienią zdania, przeciwnie, wdrożą środki, które mają na celu zniechęcenie cię do wybranego kroku. Im po prostu trudno zaimponować. No chyba, iż realizujesz ich pomysł na ciebie. Wtedy jest łatwiej, chociaż nie da się ukryć, iż jest przez cały czas trudno…. Najprawdopodobniej przez cały czas bowiem będziesz niewystarczająco dobra. Zawsze coś można zrobić lepiej i niezmiennie z perspektywy krytyka kieruje się czyimś życiem wyjątkowo lekko.
Im wyżej postawiona poprzeczka, tym oczywiście większe prawdopodobieństwo, iż nawalisz.
Gdy tak patrzysz na wiecznie niezadowolonych rodziców, możesz zastanawiać się, skąd w nich to się bierze? Dlaczego są zawsze na „nie”, wszędzie widzą pułapki i zagrożenia? Skąd w nich taka zachowawczość? Prawda jest taka, iż najczęściej wynika ona z lęku, potrzeby troski i ochrony. Rodzice są na „nie”, ponieważ mają doświadczenie i wiedzą, jak wiele rzeczy może pójść nie tak. Z drugiej strony jednak ich asekurancka postawa niestety często odbiera wiarę w siebie i podcina skrzydła. Jest jak samospełniająca się przepowiednia, sprawia, iż boisz się marzyć, a co dopiero spróbować…
Nie usłyszałam, iż mama/tata są dumni
Każdy z nas chce być akceptowany takim, jakim jest. To szczególnie ważne, żeby mieć poczucie, iż rodzice wierzą w nas i doceniają nasze starania. Czasami widzimy to w ich oczach, rozpoznajemy w uśmiechu, mamy jednak naturalną potrzebę, by to usłyszeć.
Gdy rodzice są dumni, to dla wielu to najlepsza z możliwych motywacji do działania. Za sprawą akceptacji i wiary zyskujemy przekonanie, iż choćby najtrudniejsze plany mogą zostać zrealizowane. Duma rodziców ma wpływ na poczucie wartości dziecka (także dorosłego), wpływa na relację, jaką buduje się z mamą czy tatą.
Nie ma tu znaczenia wiek. Niezależnie, ile mamy lat, pragniemy akceptacji rodziców, ich bezwarunkowej miłości. Ich zdanie ma znaczenie, choćby jeżeli się z nim nie zgadzamy. Bywa też czymś, co nas ogranicza, choćby jeżeli teoretycznie z rodzicami zerwiemy kontakty i z powodu ich zachowania przestaniemy się z nimi widywać.
Konkurencja z rodzeństwem
Brak pełnej akceptacji ze strony rodziców niesie także inne konsekwencje, na przykład niezdrową konkurencję z rodzeństwem. Wygrywa bowiem najsilniejszy. On zbiera wszystkie pochwały.
To takie momenty, kiedy zamiast żyć własnym życiem, ciągle się porównujemy. Pamiętamy te chwile, kiedy jako małe dzieci byłyśmy do tego zachęcane, żeby ścigać się z siostrą, konkurować z bratem. Właśnie te niezdrowe zawody, często nieświadomie i wcale nie wynikające ze złej woli, podkręcali rodzice. Dopingując przez wieczne porównywania, chcieli co prawda dobrze. Tymczasem sprawiali, iż człowiek nigdy nie był zadowolony. Zamiast cieszyć się z tego, co ma, świętować własne sukcesy, porównując się do siebie sprzed miesięcy, czuł oddech biegnącego za plecami brata. Nie chciał być doścignięty, zawsze musiał górować. Czasami choćby decydował się zastosować nieczyste metody, na przykład podkładając nogę… To była ciągła walka o przetrwanie…
Brak podkreślania wysiłków, euforii z zaangażowania, stawianie tylko na efekty, może i uczy pracowitości i pokazuje, iż liczą się tylko wygrani, a ci oczywiście mają w życiu lepiej. Z drugiej strony nie pozwala jednak na budowanie zdrowych, wartościowych relacji z rodzeństwem. Pozostawia po sobie niesmak i poczucie, iż zawsze jest jakieś „ale”, nigdy nie ma pełnej satysfakcji…bo euforia trwa chwilę, na co dzień trzeba ciągle się boksować z życiem i udowadniać własną wartość. To z kolei męczące i w końcu prowadzi do wypalenia, a choćby depresji….
Nie miałam odwagi żyć w pełni
Nie mamy równych szans. Nasze perspektywy kształtują się już w kołysce. To od postawy rodziców, ich mądrości, samopoczucia i wsparcia, jakim nas obdarzą naprawdę wiele zależy. jeżeli urodziłyśmy się w dobrej rodzinie, mamy szczęście. jeżeli natomiast przyszłyśmy na świat w biedzie, w rodzinie obarczonej pesymizmem, beznadzieją, takiej, która wyrosła w cieniu wyuczonej bezradności, przez cały czas mamy szansę, ale nasz start jest dużo trudniejszy.
Niestety to prosta i jednocześnie bolesna myśl. Nie ma sprawiedliwości. Nasze życie zaczyna się wtedy, kiedy jeszcze nie jesteśmy świadome, a nasze losy piszą się na długo przed podjęciem ważnych, przemyślanych decyzji. Osoby, które uważają, iż wystarczy siła i determinacja, nigdy nie musiały wyrywać się z sideł uzależnienia, borykać się z syndromem dziecka alkoholika, nie musiały decydować, czy wyjść pobawić się z koleżanką, czy zaopatrzyć ranę na czole mamy, która właśnie upadła po kilku głębszych. Nie czuły one wstydu, ale i odpowiedzialności, beznadziei i lęku…
Jeśli przychodzimy na świat w trudnej rodzinie, do naszej skóry niczym pancerz przykleja się strach, poczucie zagubienia, wstyd, otaczają nas kłamstwa i fałsz. Tracimy odwagę do pełnego życia. Bez prawdziwego wsparcia i dumy ze strony rodziców jest nam trudniej….
To oczywiście nie znaczy, iż wszystko stracone. A jedynie tyle, iż aby było dobrze, potrzeba więcej czasu i wysiłku. Sprawiedliwe? Nie. Dojrzałość polega na tym, żeby zrozumieć jednak, iż życie nie jest sprawiedliwe.