Gdy odzyskałam swoje życie, córka nazwała mnie szaloną i zabroniła kontaktu z wnuczką

polregion.pl 8 godzin temu

**Dziennik, 15 maja**

Gdy wreszcie odważyłem się znaleźć odrobinę szczęścia dla siebie, córka nazwała mnie wariatem i zabroniła widywać się z wnuczką.

Całe życie poświęciłem rodzinie – najpierw córce, później wnuczce. Ale chyba zapomnieli, iż ja też mam prawo do własnego szczęścia, nie tylko do poświęceń. Ożeniłem się młodo, w wieku dwudziestu jeden lat. Moja żona, Ewa, była cichą, pracowitą kobietą. Pewnego dnia dostała propozycję wyjazdu w delegację na dwa tygodnie – dodatkowa praca, transport towarów do innego miasta.

Nigdy nie wróciła. Do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Po prostu zadzwoniono i powiedziano mi, iż Ewy już nie ma. Zostałem sam z dwuletnią Alicją na rękach. Rodzice żony nie żyli, a moi mieszkali w innym województwie. Nie wiedziałem, jak przeżyć i zapewnić dziecku przyszłość.

Na szczęście po Ewie zostało nam małe mieszkankie w bloku. Gdyby nie to, nie wiem, jak dalibyśmy radę. Z wykształcenia jestem nauczycielem, więc początkowo udzielałem korepetycji w domu, ale trudno uczyć, gdy wokół biega rozbrykane dziecko.

Nie mogłem znaleźć normalnej pracy przez małą Alę. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? W końcu moja matka przyjechała, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała Alę do siebie. Córka mieszkała z dziadkami prawie dwa lata, a ja harowałem bez odpoczynku. Pracowałem w szkole, dorabiałem, uczyłem prywatnie.

W weekendy jeździłem do córki. Każde pożegnanie bolało jak nóż w serce. Później przyszła kolejka do przedszkola – bałem się, iż znów będę musiał rezygnować z pracy, ale Ala rzadko chorowała. Z czasem znów byliśmy tylko we dwoje. Potem szkoła, studia.

Zapracowywałem się, by miała najlepsze buty, spodnie, bluzki. Prawie nigdy nie miałem jednego etatu – zawsze dwa, a czasem trzy. Gdy Ala skończyła studia i znalazła pracę, w końcu odetchnąłem. I wtedy zrozumiałem, iż teraz… już nikomu nie jestem potrzebny.

Nie musiałem już łapać się każdej dodatkowej roboty. Organizm zaczynał się buntować, a jedynym przyjacielem pozostał kot. Córka wpadała czasem w weekendy, ale spędzanie całego dnia ze starym ojcem nie było jej priorytetem. Czułem się jak mebel, który stał się zbędny. Wszystko się zmieniło, gdy urodziła się moja wnuczka, Zosia.

Kilka miesięcy przed jej przyjściem na świat przeprowadziłem się do córki i jej męża, Darka. Zakupy, sprzątanie, przygotowania – wszystko spadło na mnie. A kiedy Ala wróciła do pracy, całkowicie przejąłem opiekę nad Zosią. Nie narzekałem – wręcz przeciwnie, znów czułem się potrzebny.

W tym roku Zosia poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałem ją do siebie, karmiłem, odrabiałem z nią zadania, chodziliśmy na spacery lub zajęcia dodatkowe. Właśnie w parku poznałem Marię. Ona też opiekowała się wnuczką. Rozmawialiśmy. Maria była wdową, tak jak ja, i pomagała córce z dzieckiem.

Gdy lepiej ją poznałem, nie miałem żadnych nadziei. Przez całe życie po śmierci Ewy nie byłem na randce, nie jadłem kolacji we dwoje. Najpierw małe dziecko, potem praca. Po narodzinach Zosi z dumą mówiłem o sobie „dziadek”. Czy dziadkowie mają prawo do miłości? Okazało się, iż tak. Maria przypomniała mi, iż wciąż jestem mężczyzną.

Pierwsza wiadomość od niej, z propozycją spotkania sam na sam, była szokiem. Z nią rozpocząłem nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale. Znów poczułem smak życia.

Niestety, moja córka zareagowała na to z wrogością. Wszystko zaczęło się od telefonu w sobotni poranek:

– Tato, przyjedziemy z Zosią, możesz ją wziąć na weekend?

– Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Wyjechaliśmy z miasta. Następnym razem daj znać wcześniej – na pewno się nią zajmę.

Ala prychnęła i rozłączyła się. W poniedziałek wróciliśmy z Marią do domu. Byłem pełen energii, uśmiechałem się choćby do obcych. choćby Zosia zauważyła, iż inaczej patrzę na świat. Wszystko było w porządku do piątku, aż znów zadzwoniła:

– Znajomi nas zaprosili, możesz wziąć Zosię?

– Umawialiśmy się, iż dajesz znać wcześniej. Mam już wszystko zaplanowane.

– Znowu włóczysz się z tą Marią?! Zupełnie cię omamiła! – wrzasnęła.

– Ala, co ty pleciesz? – próbowałem ją uspokoić.

– Zupełnie zapomniałeś o Zosi! Mówiłeś, iż niczego ci nie trzeba, a teraz co? Wszystko się zmieniło?

– Tak, zmieniło się! Znów czuję, iż żyję. Chciałbym, żebyś mnie zrozumiała – jako kobieta mężczyznę.

– A Zosia ma to jak zrozumieć? Wymieniłeś ją na jakąś babę?!

– O czym ty mówisz?! Wciąż spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za swoje słowa – i zapomnimy o sprawie.

– Ja mam przepraszać?! Chyba ci się pomieszało. Nie zostawię już z tobą Zosi. Najpierw ogarnij się – potem pogadamy – rzuciła i rozłączyła się.

Po tym po prostu się załamałem. Płakałem, aż bolała mnie cała dusza. Starałem się przez całe życie, żyłem dla nich. A gdy w końcu przyszedł mój czas – odrzucili mnie. Tak po prostu. Za to, iż odważyłem się być szczęśliwy.

Mam nadzieję, iż Ala ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Zosi.

**Lekcja na dziś:** Rodzina to nie tylko obowiązki. Każdy, niezależnie od wieku, zasługuje na trochę radości. choćby jeżeli inni tego nie widzą.

Idź do oryginalnego materiału