Gdy panna młoda podpisywała dokumenty, coś poruszyło się pod jej suknią…

polregion.pl 4 tygodni temu

Gdy panna młoda podpisywała akt małżeński, coś poruszyło się pod jej suknią

W sali weselnej unosiły się podekscytowane szepty.

Przez wysokie, słoneczne okna wpadało spokojne światło, a pozłacane krzesła zajmowali elegancko ubrani goście. Niektórzy próbowali uwiecznić tę chwilę na zdjęciach, unosząc telefony. W powietrzu czuć było radosne napięcie, jak przed rozpoczęciem ulubionego programu w telewizji.

Panna młoda, Zosia, stała obok pana młodego, Krzysztofa, mocno ściskając jego dłoń. Wyglądała nieskazitelnie biała, obcisła suknia podkreślała jej smukłą sylwetkę, a długi welon ciągnął się po podłodze.

Na jej twarzy malował się szczęśliwy uśmiech, ale w kącikach oczu dało się dostrzec odrobinę niepokoju.

Wszystko będzie dobrze szepnął Krzysztof, delikatnie ściskając jej palce.

Zosia skinęła głową, ale zanim zdążyła odpowiedzieć

coś się poruszyło.

Nie za nią. Nie obok. Właśnie pod spodem.

Lekkie, ledwo zauważalne drgnięcie jakby coś, a może ktoś, ukrywał się w fałdach materiału.

Zosia drgnęła, odsuwając się o pół kroku. Krzysztof natychmiast wyczuł napięcie w jej ramionach i zmarszczył brwi.

Co się stało? Coś nie tak?

Ale zanim Zosia zdążyła odpowiedzieć, ruch powtórzył się tym razem wyraźniejszy.

Dół sukni uniósł się lekko, jakby coś pod spodem próbowało się wydostać.

Goście zamarli w bezruchu.

Jedna z druhien, Ania, przyłożyła dłoń do ust. Starsza ciocia, Jadwiga, przeżegnała się i szepnęła coś pod nosem. W sali zrobiło się tak cicho, jakby ktoś włączył odkurzacz.

Krzysztof zbladł.

Zosia stała nieruchomo, z dreszczem biegnącym po plecach.

A potem

rozległ się cichy dźwięk.

Niewielki, ale wyraźny nie było wątpliwości, iż coś tam jest, tuż pod suknią.

Żarty sobie robicie? wyszeptał jeden ze świadków, Tomek, nerwowo rozglądając się.

Ale nikt się nie śmiał.

Wszyscy wstrzymali oddech, jak w kluczowej scenie filmu.

I wtedy

Suknia poruszyła się gwałtownie!

Zosia krzyknęła, odskoczyła i uniosła materiał.

Sala wypełniła się zbiorowym westchnieniem, Krzysztof zaciśniętą pięścią, a urzędniczka stanu cywilnego, elegancka pani Irena, zamarła z pieczątką w dłoni.

Spod sukni, niczym z sekretnego przejścia, najpierw wyłonił się czarny cień, a potem

mała, czarna kula wyskoczyła na środek.

Ktoś wrzasnął, inny gość odskoczył, wylewając kieliszek szampana na haftowany obrus.

Zosia przytuliła się do Krzysztofa.

Aaa! Co to jest?!

Kulka niezgrabnie podskoczyła kilka razy, zatrzymała się na środku sali i

pomiauczała.

Cisza.

Krzysztof mrugnął. Zosia, która przed chwilą patrzyła na gości z przerażeniem, nie mogła uwierzyć własnym oczom.

Tam, na podłodze, przed wszystkimi

mały czarny kotek przyglądał im się ciekawie.

To kot?! ktoś wykrzyknął z tyłu, wciąż w szoku.

Krzysztof spojrzał na Zosię:

Dlaczego masz kota pod suknią?

Zosia otworzyła usta, ale nie zdążyła odpowiedzieć, gdy z pierwszego rzędu odezwał się cichy głosik:

Eee może to mój

Wszyscy się odwrócili.

Stała tam mała siostra Zosi, Hania, w białych pończochach, trzymając pluszowego królika. Jej wzrok pełen był skruchy, gdy szepnęła:

Nie chciałam go zostawić samego w domu wskoczył do kosza z welonem myślałam, iż już wyszedł.

Goście najpierw spojrzeli na nią zdumieni, a potem wybuchnęli śmiechem. Napięcie rozpłynęło się jak mydlana bańka.

Krzysztof westchnął. Zosia, wciąż drżąca, delikatnie podniosła kotka.

Mały czarny futrzak pomiauczał jeszcze raz i wtulił się w jej dłoń, jakby nigdy nic.

Proszę bardzo, nasz włochaty świadek zaśmiała się Zosia, głaszcząc kotka po główce.

Pani Irena, urzędniczka, pokiwała głową z uśmiechem:

Mam nadzieję, iż nikt nie ma już zastrzeżeń do zawarcia związku małżeńskiego?

Sala znów wybuchnęła śmiechem.

Zosia i Krzysztof spojrzeli na siebie i w końcu sami się roześmiali.

Wiesz powiedział Krzysztof, drapiąc kotka za uchem jeżeli tak zaczynamy, to może to wesele wcale nie będzie nudne.

Powiedziałabym, iż wyjątkowo *kocie* odparła Zosia.

Goście otoczyli ich kołem, a mała Hania nieśmiało podeszła, wciąż ściskając królika.

Przepraszam szepnęła. Nie chciałam, żeby coś się stało

Zosia przykucnęła obok niej.

Haniu, nic się nie stało. Tylko następnym razem uprzedź, jeżeli chcesz przyprowadzić na moje wesele stowarzyszenie zwierząt, dobrze?

Dobrze kiwnęła główką Hania, po czym dodała cicho: Mruczek bał się zostać sam.

Mruczek? uniósł brwi Krzysztof.

Tak ma na imię. Znalazłam go pod szkołą dwa tygodnie temu.

I dlaczego nikomu nie powiedziałaś? spytała Zosia.

Bo mama mówiła, iż nie możemy go zatrzymać ale ja go karmiłam i schowałam go dzisiaj w koszu.

Pani Irena przechrząknęła:

No to jeżeli pozwolicie, może dokończymy ceremonię? Czy ktoś jeszcze chce wyskoczyć spod sukni panny młodej?

Śmiechy znów wypełniły salę.

Zosia oddała Mruczka Hani i wróciła do Krzysztofa. Zanim wzięła go za rękę, szepnęła:

Na pewno chcesz się ze mną żenić po takim początku?

Krzysztof uśmiechnął się:

Skoro przeżyłem koci atak na własnym ślubie, to przeżyję wszystko. Kontynuujemy.

Ceremonia potoczyła się dalej. Urzęd

Idź do oryginalnego materiału