Gdyby nie ten pechowy wypadek

twojacena.pl 3 godzin temu

Dziś miałam taki dzień Gdyby nie ta woda, pewnie nic by się nie wydarzyło.

Dobra, proszę mój numer telefonu, urządzajcie się, a ja lecę, bo jutro w nocy mam samolot na wakacje mówiła w biegu Katarzyna Marek, właścicielka mieszkania, które właśnie wynajęła Julii. Jak coś, dzwońcie. Do widzenia.

Dobrze, do widzenia odpowiedziała lekko zdezorientowana Julia, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją tak, na wszelki wypadek.

Zwinna i spostrzegawcza ta gospodyni, ale tacy powinni być wszyscy pomyślała Julia.

Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był przepiękny: las niedaleko i mała rzeczka, która choćby zimą nie zamarzała. Nikt nie wiedział dlaczego. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej płyn do spryskiwaczy.

Julia mieszkała tu już półtora tygodnia. Wracała z pracy po zmroku, bo na dworze była zima. Sąsiadka z naprzeciwka, Wanda Nowak, najmilsza i najserdeczniejsza starsza pani, przyszła do Julii już trzeciego dnia.

Dobry wieczór powiedziała spokojnie. Wanda Nowak, sąsiadka z naprzeciwka dodała cicho. Poznajmy się, skoro wynajęłaś tu mieszkanie. Sąsiadów trzeba znać i z nimi żyć w zgodzie mówiła, jakby tłumaczyła to Julii, ale też i sobie.

Dzień dobry, proszę wejść, Pani Wando. Nazywam się Julia, bardzo mi miło, iż Pani wpadła. I to prawda, mieszkam tu, a nikogo nie znam odpowiedziała przyjaźnie. Napijemy się herbaty? Choć nie mam nic szczególnie smacznego, oprócz czekolady.

Dziękuję, Julko, dziękuję. Ale przyszłam cię zaprosić na herbatę do mnie. Mam świeże jabłeczniki, prosto z piekarnika, chodź. A w ogóle, wybacz, ale będę mówić do ciebie na »ty«. Po pierwsze, jesteś młoda, po drugie, jesteśmy sąsiadkami, a po trzecie byłam nauczycielką, więc z uczniami zawsze byłam na »ty«. Uśmiechnęła się ciepło.

Pewno była świetną nauczycielką przemknęło Julii przez myśl, a głośno dodała:

Ojej, dziękuję, Pani Wando, nie spodziewałam się jabłecznika! zaśmiała się. Jabłecznik to zawsze dobry pomysł.

Julia zasiedziała się u sąsiadki, ale wcale tego nie żałowała. Wanda była niesamowitą rozmówczynią. Opowiadała historie o szkole, o uczniach, przyznała, iż tęskni za pracą na emeryturze, ale takie życie, lata biorą swoje.

Julia nie była zamężna, miała dwadzieścia osiem lat. Trzy miesiące temu rozstała się z chłopakiem był zbyt miękki i niezaradny, choćby kubka po herbacie nie umył, nie mówiąc już o naprawach czy wkręcaniu żarówek. Pokłócili się przez codzienne sprawy, po roku wspólnego życia.

Wróciła od sąsiadki późno, najadła się, napiła herbaty i położyła spać. W pracy czekał raport, jutro pewno wróci późno. Z tymi myślami zasnęła. W biurze spędziła cały dzień przed monitorem, tylko na gwałtownie wyszła na lunch.

W końcu wróciła do domu i odetchnęła z ulgą.

Uff, dzięki Bogu, raport skończony pomyślała. Za kilka dni święta, w końcu odpocznę, może pojadę na narty. Tylko muszę namówić Kasię, ale ona zawsze leniucha, nie lubi jeździć.

Zjadła kolację i wcisnęła się w kanapę, wpatrzona w telefon. Nie wiadomo, jak długo tak siedziała, ale w końcu zachciało jej się pić. Wyszła do kuchni, postawiła kubek na stole i nagle drgnęła usłyszała dziwny szum. Odwróciła się i zobaczyła, jak woda z szalejącym ciśnieniem tryska z kranu i rozlewa się na wszystkie strony.

Ojej, zaraz będzie potop! Co robić? nigdy nie była w takiej sytuacji.

Zebrała myśli i przypomniała sobie, iż właścicielka pokazała jej, gdzie jest zawór. Wbiegła do łazienki, znalazła kurek z zimną wodą, próbowała go zakręcić, ale nie ustępował. Pewno dawno nikt go nie używał. Woda wciąż lała się strumieniem. Rzuciła szmatę na podłogę, ale to oczywiście nie pomogło. Najbardziej bała się o sąsiadów z dołu.

Kto tam mieszka? Pewno ich zaleję.

Z całej siły nacisnęła kurek trochę się przesunął, ale nie do końca. Woda wciąż płynęła, choć już nie tak gwałtownie. gwałtownie wzięła umowę i znalazła numer Katarzyny. Zadzwoniła, ale nie odebrała no tak, poleciała na wakacje.

Usiadła na kanapie i zadzwoniła do administracji. Nikt nie odbierał. Zadzwoniła do mamy, ta wpadła w panikę:

Zaraz przyjedziemy z Jackiem!

Mamo, no jak? Mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów dalej. I co wy zrobicie? Nie martw się, dzwonię do administracji, ale na razie cisza.

Julia jakoś zebrała wodę z podłogi, ale wciąż kapła. Wyszła z mieszkania i zadzwoniła do Wandy. Ta otworzyła w koszuli nocnej, ale gwałtownie zrozumiała sytuację i zadzwoniła po straż pożarną. Julia aż się zdziwiła:

Jak ja sama na to nie wpadłam? To przecież nagły wypadek! Mieszkanie na dole w niebezpieczeństwie, a nie daj Boże, jeszcze niżej

Wanda gadała przez telefon, strasząc dyspozytora. Zgłoszenie przyjęto.

No i co teraz? zapytała przestraszona Julia.

No to posiedzimy dziesięć minut, przyjadą jak nic, zgłoszenie jest odpowiedziała spokojnie. W szkole widziała różne sytuacje i umiała zachować zimną krew.

Wanda była pewna siebie. Wtedy zadzwonił jej telefon.

Tak, Tomek, tak kiwała głową. Dzwoniła już do administracji, nikt nie odbiera. Dlatego zadzwoniłam po straż. Ale rozumiesz, u niej woda leje się strumieniem, sąsiadów zaleje.

Dziesięć minut później na korytarzu słychać było kroki i głosy. Ktoś zadzwonił do jej drzwi. Gdy tłumaczyła sytuację, do mieszkania Wandy wszedł młody mężczyzna w dresie, niewyspany i zirytowany. Spojrzał na Julię i przedstawił się:

Tomasz Kowalski inżynier z administracji.

Poszli do jej mieszkania, gdzie już krzątali się straż

Idź do oryginalnego materiału