Gorzka prawda na poduszce: „Przyjechałam na zawsze”
Jadwiga wróciła do domu złamana. Wszystko w środku podpowiadało: mąż znów nie nocował w domu. I sądząc po porozrzucanych rzeczach i brudnych naczyniach, gdzieś się spieszył, zostawiając po sobie tylko ślady obojętności. Jak zwykle zaczęła sprzątać, ale przy łóżku nagle zastygła. Na poszewce — obcy, rudy, długi włos. Drżącymi rękami poszła do kuchni — dwa kieliszki, ślad szminki. Patrzyła na to wszystko, jak przez mętną wodę. Tym razem jednak nie zapłakała. Zrozumiała jasno: czas działać.
Kiedyś Jadwiga miała prostą dziewczęcą marzenie — znaleźć swojego księcia. Pochodząca z małej wioski, zawsze marzyła o wielkim mieście, pięknym życiu, szczęściu. Uczyła się, pracowała wieczorami w restauracji, pomagając cioci Zosi, która po rozwodzie ledwo dawała radę. Pieniędzy brakowało. Matka przysyłała trochę, ale w nowej rodzinie ojczyma obce dziecko zawsze było na drugim planie. Wszystko, co osiągnęła, zdobyła sama. I wierzyła: miłość kiedyś wyrwie ją z szarości.
I miłość przyszła. Do restauracji, gdzie pracowała, często wpadał Wiesiek — starszy, pewny siebie, z pieniędzmi. Zakochała się od pierwszego wejrzenia, nie wiedząc, iż ma nie tylko samochód, ale i kolejkę wielbicielek. Zauważył ją. I Jadwiga gwałtownie zastąpiła wszystkie — choćby tę „narzeczoną”, która okazała się jedynie chrześnicą ojca. Wiesiek wybrał właśnie ją.
Ślub był jak z filmu — huczny, drogi, olśniewający. Rodzice Wieśka przyjęli ją z wymuszonym uśmiechem, ale ustąpili: syn późny, ukochany, jego słowo — prawo. Teściowa rządziła wszystkim: od sukni po kolor włosów synowej. Jadwiga posłusznie kiwała głową. Wierzyła: została przyjęta. W rodzinie był porządek, ciepło, troska. Cały rok — jak w bajce.
Lecz czas mijał. Ciąża nie nadchodziła. Pewnego dnia teściowa postawiła ją przed faktem:
— Zapisałam cię do lekarza. Czas się dowiedzieć, o co chodzi.
Jadwiga czuła się dobrze. ale nie śmiała się sprzeciwić. A potem padł wyrok: dzieci nie będzie. Nigdy.
Wracała do domu, nie wiedząc, jak to powiedzieć. Jak teraz żyć? ale gwałtownie zrozumiała — mówić nie trzeba. Wszystko już zostało powiedziane. Osobiście. Przez teściową.
— Nic się nie stało, damy radę. Ważne, iż jesteśmy razem — powiedziała.
Wiesiek ją wsparł: „Nie zostawię cię”. Jadwiga uwierzyła. ale niedługo zaczęły się wizyty u lekarzy, kliniki, zabiegi. A mąż coraz częściej się spóźniał. Potem przeniósł się do sąsiedniego pokoju. A w końcu częściej nocował u rodziców.
Życie toczyło się dalej, ale nie razem. U przyjaciółki Basi urodził się syn. Jadwiga została chrzestną. Staś stał się jej światłem. ale Basia z mężem zginęli w wypadku. Staś został sierotą. Gdy Jadwiga zbierała się, by go odwiedzić, już zabrał go Tomek — brat Basi, ten sam chłopak, który kiedyś nosił jej cukierki i zeszyty.
— My już starzy — powiedzieli rodzice Basi. — A on młody, no i ślub niedługo. Niech sam wychowa.
Jadwiga nie mogła tego znieść: dziecko będzie wychowywała obca kobieta. Macocha. W głowie zakiełkowała myśl: zabrać Stasia. Przekonać Tomka. Może ustąpi.
Lecz Tomek nie ustąpił:
— To mój siostrzeniec. Przysiągłem siostrze — nigdy go nie opuszczę!
I nagle, jak w gorączce, dodał:
— A jeżeli chcesz — wyjdź za mnie. Razem go wychowamy. Zawsze cię kochałem, a ty nosem kręciłaś.
— Oszalałeś?! — wybuchnęła Jadwiga. Potem pożałowała. ale było za późno.
Do domu wróciła złamana. I oto — obcy włos na poduszce. Szminka. Kieliszki. Prawda ciąła jak żyletką. Czy on naprawdę był u rodziców? A te „wyjazdy służbowe”?
Wszystko, co ich łączyło, to poczucie obowiązku, przyzwyczajenie, strach przed porzuceniem. gwałtownie spakowała rzeczy, dokumenty, zostawiła kartkę:
„Tak będzie lepiej dla wszystkich…”
Wieśkowi będą dzieci. Jego rodzicom — wnuki. Tomkowi — rodzina. Stasiowi — mama. A jej?
Miłość? Kto wie, co to jest. Może już jest blisko.
Tomek otworzył drzwi senny, zmieszany:
— Znowu ty?.. Czego chcesz?
Jadwiga zamknęła oczy i cicho szepnęła:
— A ja… przyjechałam na zawsze…