Gotówkowy piach w cyfrowych trybach

instytutsprawobywatelskich.pl 10 godzin temu

Dżentelmen o pieniądzach nie rozmawia, dżentelmen pieniądze ma. Toteż nie powinno nikogo dziwić, iż wiedza o pieniądzach u przeciętnego obywatela sprowadza się do tego, iż lepiej je mieć, niż nie mieć, a lepiej mieć więcej niż mniej. Żyjemy przecież w świecie, w którym za wszystko się płaci.

Pytań o to, czym pieniądz adekwatnie jest, skąd bierze się jego wartość, czy też jak jego forma wpływa na ekonomiczne podstawy życia społecznego, nie zadają dziennikarze, kwestie te nie są przedmiotem toczących się politycznych sporów, raczej nie zawracają też sobie nimi głowy normalni ludzie. Mamy więc sytuację, w której większość populacji nie rozumie natury pieniądza i mechanizmów nim rządzących, a przecież jest to czynnik od dawien dawna determinujący adekwatnie wszystkie aspekty cywilizowanego życia.

Wystarczy pieniądze mieć – wszystko jedno czy na koncie, czy w portfelu – reszta nas nie dotyczy. Horyzont umysłowy zawężony do czubka własnego nosa pozwala nie dostrzegać szerszego kontekstu rzeczywistości wokół. Tymczasem pieniądz jako taki ma charakter społeczny i nie jest w stanie pełnić swojej funkcji bez istnienia określonej infrastruktury, tak jak samochód byłby bezużyteczny bez oplatającej świat sieci dróg i stacji paliwowych. Ta istniejąca w tej chwili przybrała postać pompy coraz szybciej zasysającej bogactwo w górę społecznej piramidy. Kto ma temu jeszcze będzie dodane, a kto nie ma, temu zabiorą i to co ma.

Jak do tego doszło?

Pieniądz, podobnie jak wszystko inne, ewoluuje, a ewolucja ta przekształca rzeczywistość wokół.

Pierwotne formy handlu polegały na bezpośredniej wymianie różnych dóbr. Początkowo pieniądz – zanim jeszcze stał się pieniądzem – był towarem, jak każdy inny, a jego wartość określał wkład ludzkiej pracy włożonej w pozyskanie i obróbkę szlachetnych kruszców – te bowiem historycznie najlepiej nadawały się do pełnienia jego funkcji.

Stopniowo stał się towarem uniwersalnym – pieniądzem właśnie – wymienialnym na wszystko inne. Przyjmując formę monet stał się zarówno jednostką miary wartości – wspólnym mianownikiem pozwalającym porównywać towary jakościowo różne – jak i środkiem transakcji. Jako niepodatny na upływ czasu był też dobrą lokatą oszczędności. Korzyści płynące z jego pojawienia się są na tym etapie dość jednoznaczne i jako taki, trwale ukonstytuował się jako element ludzkich cywilizacji, którym w pewnym sensie dał początek, umożliwiając powstanie społecznego podziału pracy. Wybita na monetach pieczęć suwerena wyznaczała terytorialny zasięg jego użyteczności, w ramach określonych całości kulturowych.

Pojawienie się banknotów radykalnie odmieniło naturę pieniądza.

Bankowy kwit depozytowy, będący potwierdzeniem prawa do zdeponowanych środków, mógł w praktyce opiewać na dowolną kwotę, której zabezpieczeniem powinien jednak być realny pieniądz ukryty w skarbcu. Toteż sam papier, jako wygodniejszy – zwłaszcza w przypadku dużych sum – stał się faktycznym środkiem płatniczym, przyjmując z czasem postać znormalizowanych banknotów. Tym samym wartość pieniądza została od niego samego odseparowana. Pieniądz znajdujący się w obiegu stał się faktycznie jedynie informacją o pieniądzu rzeczywistym.

Zaciskanie cyfrowej pętli

Pieniądz cyfrowy stanowi kontynuację i ostateczne domknięcie procesu uwalniania go od ograniczeń materialnego świata, do którego obsługi jest przeznaczony. Wypieranie przez niego gotówki jest elementem składowym dokonującej się na naszych oczach prywatyzacji władzy, przejmowania kontroli nad światem przez ponadnarodowe korporacje finansowe – emanacje czystego kapitału.

Kontrola nad finansami oznacza dziś kontrolę nad wszystkim.

Decyduje o przyjmowanych kierunkach rozwoju, wyborze realizowanych inwestycji, czy też o rozwiązywanych – albo i nie – problemach. Władza finansowa ma charakter absolutny – nie odpowiada przed nikim.

O ile legalny środek płatniczy w postaci banknotów i monet, pozostaje emitowany przez państwo, będące – przynajmniej teoretycznie – emanacją suwerennej ludzkiej wspólnoty i strażnikiem jej interesów, o tyle cyfrowa waluta, wraz z całą niezbędną do jej funkcjonowania infrastrukturą, tworzona jest przez prywatne korporacje bankowe i finansowe, kierujące się w swoich działaniach interesem własnym. De facto stanowi ich własność, z której społeczeństwa korzystają jedynie na zasadzie licencji. Oczywiście odpłatnie.

Walka z gotówką to dla nich walka o uniknięcie strat i intensyfikację zysków.

Cyfrowe ślady pozostawiane na każdym kroku przez cyfrowych konsumentów, choćby jeżeli dla nich samych są nieistotne, dla właścicieli finansowej maszynerii stanowią cenne zasoby.

Są swoistym surowcem do produkcji algorytmów, dzięki których zarządzają nowoczesnym społeczeństwem w skali makro. Każda gotówkowa transakcja stanowi zatem niewykorzystany zasób, a każda wypłata gotówki to konieczność jej zakupu od państwa – przepływ środków pod prąd dominującego mechanizmu. Stąd intensywne działania na rzecz jej ograniczenia, a docelowo całkowitej eliminacji.

Technologiczny Lewiatan i ludzki plankton

W realiach współczesnego kapitalizmu dominujące nad społeczeństwem prywatne struktury korporacyjne – zbyt wielkie by mogły upaść – wprowadzają na masową skalę rozmaite innowacje technologiczne ułatwiające realizację ich misji, jaką jest dostarczanie zysków swoim akcjonariuszom – rentierom systemu. Robią to bez oglądania się na społeczne koszty, a zanim jakakolwiek krytyczna refleksja nad ich potencjalnymi konsekwencjami przebije się do publicznej świadomości, większość społeczeństwa jest już przyzwyczajona i uzależniona od wdrożonych zmian. Zachodzi więc dodatnie sprzężenie zwrotne, w którym korporacje wychodzą naprzeciw oczekiwaniom uformowanych przez siebie klientów.

Cyfrowe formy płatności, jak wszystkie inne wynalazki, z jednostkowego punktu widzenia, jawią się jako ułatwienia życia, przyjmowane – jak by nie patrzeć – dobrowolnie.

Niekorzystanie z nich jednak, coraz bardziej utrudnia codzienne funkcjonowanie, oznacza bowiem nieprzystosowanie się do oczekiwanych i wymaganych przez społeczeństwo norm.

Ich stopniowe wdrażanie, na drodze kolejnych racjonalizacji i usprawnień, ma charakter swoistego doboru naturalnego – kto ich nie wdroży, osłabia swoje szanse na życiowy sukces.

Wszyscy korzystają, a jednak nie w jednakowym stopniu – trudno choćby wyobrazić sobie np. finansowe spekulacje na dzisiejszą skalę, dokonywane przy użyciu gotówki – więc istniejące dysproporcje sił stale się powiększają. Cyfrowe przyspieszenie transakcji, obsługiwanych przez coraz szybciej rozwijającą się sztuczną inteligencję, daje właścicielom finansowego kartelu niespotykane wcześniej możliwości drenażu i akumulacji środków, za które mogą kupować co chcą i kogo chcą, projektując otaczającą nas rzeczywistość na swoją modłę. Do realiów tego coraz bardziej kwadratowego świata coraz trudniej przystosować się ludziom z krwi i kości.

Szczeliny wolności

Dlaczego należy bronić gotówki, skoro patologiczna forma pieniądza zaistniała na długo przed pojawieniem się technologii cyfrowych? To oczywiste. Dlatego, iż banki, korporacje, ponadnarodowe organizacje i podporządkowane ich interesom współczesne kompradorskie państwa – czyli mówiąc w uproszczeniu „system” – wspólnymi siłami, entuzjastycznie angażują się w proces jej stopniowej eliminacji. Już ten podstawowy fakt powinien być wystarczającym uzasadnieniem, przynajmniej dla tych, którzy nie chcą lub nie potrafią przyswoić sobie wiary w wizje świetlanej przyszłości proroków technokratycznego kapitalizmu.

Gotówka funkcjonuje głównie w ramach lokalnego rynku, umożliwia zatem cyrkulację towarów i usług, z których korzysta przeciętny człowiek.

Ze względu na posiadanie materialnej formy nie wyfrunie wirtualnymi kanałami na drugi koniec świata.

Najłatwiej wydawać ją lokalnie, przypisana jest bowiem do określonego obszaru kulturowego, sprzyja zatem tworzeniu ekonomii ludzkiej skali.

Zmusza też swoich użytkowników do wchodzenia w bezpośrednie interakcje społeczne, pomaga zatem budować i podtrzymywać kapitał społeczny w przeciwieństwie do waluty cyfrowej, wspomagającej dalszy postęp społecznej atomizacji, sukcesywnie przekształcającej ludzkie wspólnoty w zbiorowiska socjopatów, częściej obcujących z automatycznymi procedurami niż z żywymi ludźmi. Posługiwanie się gotówką jest – niewielkim, ale jednak – aktem oporu wobec tego procesu.

Jest też praktycznym wyrazem solidarności z ludźmi wyplutymi przez system, którzy z przyczyn oczywistych nie mogą posługiwać się pieniądzem cyfrowym. Całkowite zniesienie gotówki oznaczałoby dla nich definitywną eliminację z funkcji konsumenta i brak możliwości dalszej egzystencji w tym nowym, wspaniałym świecie.

Likwidacja gotówki oznacza ostateczne oddanie władzy nad podstawowym determinantem wszelkich aspektów współczesnego życia w ręce prywatnych podmiotów, kierujących się, z psychopatyczną konsekwencją, żelaznym imperatywem własnego zysku.

Gotówka jest zatem jednym z ostatnich bastionów zarówno społecznej suwerenności, jak i jednostkowej autonomii. Walka o nią to walka o prymat ludzkiej wspólnoty nad korporacyjną prywatą.

W sytuacji systemowego załamania, do której patologiczna struktura – o ile nie zostanie radykalnie skorygowana, a na dziś dzień instancje dysponujące mocą narzucenia takiej korekty wydają się nie istnieć – musi tak czy inaczej doprowadzić, gdy cyfrowa infrastruktura przestanie funkcjonować, a domek z płatniczych kart po prostu się rozleci, państwo – o ile przetrwa – i tak będzie zmuszone wyemitować jakąś formę gotówki, choćby to miały być kartki na towary podstawowe. Może nie warto oddawać całej finansowej władzy w prywatne ręce, które w ostateczności władza ta może najzwyczajniej umyć.

Idź do oryginalnego materiału