Jestem gospodynią, nie ty: dlaczego mam dość wizyt teściowej

newsempire24.com 2 tygodni temu

“To ja tu gospodyni, a nie wy”: dlaczego jestem zmęczona wizytami teściowej

Każdy jej przyjazd to dla mnie jak huragan, po którym zostaje tylko chaos, a ja tydzień dochodzę do siebie. Nie, nie przesadzam. Moja teściowa jest kobietą z żelazną pewnością, iż tylko jej zdanie się liczy, a jej metody są jedyne słuszne. Każda jej wizyta zamienia nasz dom w pole bitwy. Najgorsze jest to, iż oczekuje za to wdzięczności.

Mieszkamy z mężem w mieszkaniu, które dostałam po babci. Było stare, wymagało remontu, ale włożyliśmy w nie całą duszę: wymieniliśmy okna, położyliśmy nowe tapety, przywieźliśmy meble i sprzęt. Gdy w końcu zaczęło nabierać przytulności, gdy wszystko układaliśmy po swojemu — nagle zjawiła się teściowa.

Próbowaliśmy grzecznie jej odradzić: mówiliśmy, iż trwa remont, wszędzie kurz, nie czas na gości. Ale uparcie wsiadła w pociąg i przyjechała. Już pierwszego dnia zrobiła nam „niespodziankę”. Poszła do sklepu, kupiła — Boże, uchowaj — tapetę z ogromnymi różami, jak z filmów o latach 90., i sama, bez pytania, okleiła jedną ze ścian w salonie. A my choćby nie planowaliśmy tam remontu! Chcieliśmy najpierw skończyć łazienkę, wszystko robiliśmy etapami. A ona wzięła i przerobiła po swojemu.

Gdy wróciliśmy z pracy i zobaczyliśmy to… nogi się pode mną ugięły. Ledwo powstrzymałam łzy. Mąż cały wieczór mnie uspokajał. A rano teściowa, jak gdyby nigdy nic, oskarżyła mnie o brak wdzięczności. Że ona się starała, a ja „śmiem kręcić nosem”. Następnego dnia wyjechała obrażona. Mąż potem sam wszystko poprawiał i choćby udało mu się wymienić tapetę w sklepie.

Wydawałoby się, iż wyciągnie wnioski i nie będzie się więcej wtrącać. Ale gdzie tam! Gdy tylko skończyliśmy remont, znów przyjechała. I znowu zaczęło się… Tym razem nie podobało jej się, jak poukładaliśmy rzeczy. Wysypała nasze ubrania z szafy na podłogę i zaczęła je „po ludzku” składać. Byłam w szoku. Gdy dotarła do mojej bielizny, zabrakło mi słów. Jeszcze zaczęła prawić kazania:

— Koronkowa bielizna to wulgarność. Tylko bawełna, bez dyskusji!

Miałam ochotę rzucić: „A może kupisz mi majtki takie, żeby się w nich utopić?”. Ale się powstrzymałam. Gdy tylko wyjechała, musiałam wszystko układać od nowa. Potem poprosiłam męża, żeby z nią porozmawiał. Porozmawiał… tylko bez skutku.

Kolejne wizyty były podobne. Ręczniki wiszą „nie tak”, pieluchy są „szkodliwe”, a pieluchy jednorazowe lądowały w koszu — „nie będę wnuka faszerować chemią!”. Raz choćby je wyrzuciła. Na szczęście mąż w porę interweniował i zabrał matkę do innego pokoju, bo już zaczynałam wrzeć.

Pewnie myślicie, iż jej nienawidzę. Nie. Z daleka to wspaniała kobieta. Pomaga, doradza, dzwoni i pyta o wnuka. Ale gdy tylko przekroczy próg naszego domu — koniec. Moja cierpliwość się kończy. Czuję się jak gość we własnym domu.

Rozmowy nie pomagają. choćby własny syn dla niej nie jest autorytetem. Wszystkie uwagi puszcza mimo uszu. Uważa, iż jestem złą gospodynią, bo nie zmywam naczyń jej metodą i nie układam ręczników według kolorów. Jestem zmęczona. Nie chcę się z nią kłócić, nie chcę psuć relacji. Ale nie mogę już tolerować tego samowolnego działania.

Jak mam to wytłumaczyć? Jak powiedzieć teściowej, iż my z mężem mamy swoją rodzinę, swoje zwyczaje i iż nie ma prawa się w to wtrącać, choćby jeżeli „chce dobrze”? Jak postawić granice, nie niszcząc relacji? Naprawdę nie wiem…

Idź do oryginalnego materiału