Każdego popołudnia, po wyjściu z liceum, Tomek szedł po brukowanych uliczkach z plecakiem przewieszonym przez jedno ramię i dzikim kwiatem delikatnie trzymanym w dłoni.

polregion.pl 8 godzin temu

Każdego popołudnia, po wyjściu z gimnazjum, Tadeusz szedł po brukowanych uliczkach z torbą przewieszoną przez jedno ramię i polnym kwiatkiem delikatnie trzymanym w palcach.

Kwiat, który nigdy nie zwiędł
Uliczki Sandomierza zawsze pachniały świeżym chlebem i wilgotną ziemią po deszczu. To było małe miasteczko, gdzie wszyscy się znali, a sekrety roznosiły się szybciej niż wiatr. Wśród tych uliczek codziennie przemierzał drogę dwunastoletni chłopiec, z torbą na jednym ramieniu i kwiatem w dłoni. Nazywał się Tadeusz Kowalski, szczupły chłopak o głębokim spojrzeniu i spokojnym kroku jak na swój wiek.

Jego cel był zawsze ten sam Dom Opieki Jesienne Promienie, stary kremowy budynek z dużymi oknami i ogrodem pełnym pelargonii. Nie było dnia, by po szkole nie przekroczył jego zardzewiałej bramy.

Wchodził powoli, witając się ze wszystkimi: z panią Zofią, która robiła na drutach na ławeczce przy wejściu; z panem Janem, który zawsze prosił go o cukierka; i z personelem, który patrzył na niego z czułością. Wiedzieli, iż Tadeusz nie przychodził z obowiązku, ale z zobowiązania, którego nie każdy rozumiał.

Wchodził na drugie piętro, na sam koniec korytarza, do pokoju 214. Tam czekała na niego pani Helena Nowak, staruszka o włosach białych jak śnieg i spojrzeniu raz nieobecnym, raz pełnym życia.

Dzień dobry, pani Heleno mówił, odkładając torbę na krzesło. Przyniosłem pani ulubiony kwiatek.
A ty kim jesteś, kochanie? prawie zawsze pytała z łagodnym uśmiechem.
Tylko przyjacielem odpowiadał.

Pani Helena była niegdyś nauczycielką literatury, elegancką kobietą o silnym charakterze. Ale choroba Alzheimera krok po kroku zabierała jej fragmenty pamięci. Dla niej dni się powtarzały, a twarze mieszały. Mimo to, gdy Tadeusz był przy niej, w jej oczach zapalała się iskra.

Przez miesiące czytał jej wiersze Wisławy Szymborskiej i opowiadania Bolesława Prusa. Czasem malował jej paznokcie na brzoskwiniowo, innym razem delikatnie zaplatał włosy, jakby była jego wnuczką. Śmiała się z jego żartów, płakała po cichu, gdy coś poruszyło jej duszę, albo myliła go z dawnym ukochanym z młodości.

Personel mawiał, iż Tadeusz miał starą duszę w młodym ciele. Nie przychodził z litości ani dla szkolnych zaliczeń przychodził, bo chciał.

Ten chłopak ma ogromne serce mówiła pielęgniarka Krystyna, najstarsza w domu opieki.

Sekret, którego nikt nie znał
Przez cały czas, gdy ją odwiedzał, Tadeusz nigdy nie powiedział, iż nie był dla pani Heleny tylko przyjacielem. Był jej wnukiem. Jedynym.

Historia była smutna: gdy Helena zaczęła zapominać, jej jedyny syn, ojciec Tadeusza, postanowił umieścić ją w domu opieki. Najpierw odwiedzał ją często, ale potem wizyty stały się rzadsze aż w końcu przestał przychodzić. Mówił, iż widok matki w takim stanie sprawiał mu zbyt wielki ból. Tadeusz zaś nie wyobrażał sobie zostawienia jej samej.

W domu ojciec unikał rozmów o niej. To już nie ta sama kobieta mówił chłodno. Lepiej, żeby tam została.

Ale dla Tadeusza wciąż była jego babcią. choćby jeżeli nie pamiętała jego imienia, choćby jeżeli czasem nazywała go Stanisławem lub Marianem, wiedział, iż gdzieś w głębi jej umysłu wciąż było miejsce na miłość.

Wyznanie
Pewnego zimowego dnia, gdy czesał ją przy oknie, Helena spojrzała na niego uważnie. Przez chwilę wydawało się, iż go rozpoznaje.

Masz oczy mojego syna szepnęła.
Tadeusz uśmiechnął się.
Może los mi je pożyczył.
Ona zniżyła głos, jakby zdradzała sekret.
Mój syn odszedł, gdy zaczęłam zapominać powiedział, iż już nie jestem jego matką.

Tadeuszowi zabolało, ale jej nie zaprzeczył. Mocno ścisnął jej dłoń.
Czasem, gdy pamięć odchodzi, odchodzą też ludzie. Ale nie wszyscy zapominają.

Spojrzała na niego, jakby te słowa dały jej ukojenie, po czym znów zanurzyła się w swoich myślach.

Ostatnie lato
Tego roku Helena zaczęła częściej chorować. Dni, gdy czuła się lepiej, były rzadkie, a czasem nie mogła choćby wstać z łóżka. Tadeusz przez cały czas ją odwiedzał, choćby po to, by poczytać, gdy spała, albo zostawić kwiaty na stoliku.

Pewnego popołudnia lekarz domu opieki porozmawiał z nim.
Synu, twoja babcia jest bardzo słaba. Może nie dożyje zimy.
Tadeusz pochylił głowę, ale nie zapłakał. Wiedział, iż ten moment nadejdzie.

W jej ostatnie urodziny przyszedł z całym bukietem polnych kwiatów. W pokoju pachniało łąką. Spojrzała na niego i z jasnością umysłu, której nie okazywała od miesięcy, powiedziała:
Dziękuję, iż o mnie nie zapomniałeś.
To był ostatni dzień, gdy mogli porozmawiać.

Pożegnanie
Helena odeszła o spokojnej porankowej porze. Na nocnym stoliku pozostał polny kwiatek, zwiędły, ale nienaruszony, jakby trzymał się do końca, dopóki ona nie odeszła.

Pogrzeb był skromny. Przyszło kilka osób: kilku dawnych współpracowników, personel domu opieki i Tadeusz. Jego ojciec pojawił się w ostatniej chwili, poważny, bez łez.

Pielęgniarka Krystyna, wzruszona, podeszła do Tadeusza.
Synu, dlaczego nigdy nie przestałeś jej odwiedzać?
Tadeusz spojrzał na nią z zaczerwienionymi oczami.
Bo to była moja babcia. Wszyscy ją porzucili, gdy zachorowała. Ja nie. choćby jeżeli nie wiedziała już, kim jestem.

Jego ojciec, który usłyszał te słowa, spuścił głowę ze wstydem. Nic nie powiedział, ale pod koniec ceremonii podszedł do Tadeusza i położył mu rękę na ramieniu.
Zrobiłeś to, czego ja nie potrafiłem wyszeptał. Dziękuję.

Epilog
Minęły lata. Tadeusz dorósł, skończył studia i został pisarzem. Jego pierwsza książka nosiła tytuł Kwiat, który nigdy nie zwiędł i była dedykowana pamięci pani Heleny.

W dedykacji

Idź do oryginalnego materiału