Kęs zgody

polregion.pl 4 godzin temu

Kasia, przysięgam, jeżeli ten pan Nowak jeszcze raz zastuka w sufit, pozwę go za nękanie! Marek, stojąc w przedpokoju, wściekle wyszorował ślady psich łap z linoleum. Głos mu drżał z gniewu, a koszulka była mokra od potu, mimo chłodnego wieczoru. Piksel, winowajczo merdając ogonem, gryzł gumową kaczuszkę przy drzwiach.

Marek, ciszej, dzieci śpią Kasia, siedząc na kanapie z drutami do robótki, zmęczonym gestem potarła skronie. W palcach zamarły druty, a na kolanach leżała niedokończona dziecięca czapka. I nie od razu do sądu. To za dużo. On po prostu czepia się. Porozmawiam z nim, spróbuję wytłumaczyć.

Wytłumaczyć? Marek cisnął ścierkę do wiadra, a jego oczy błysnęły. Wczoraj w klatce wrzeszczał, iż Piksel śmierdzi i niszczy mu kwiaty! Kasia, nasz pies choćby nie podchodzi do rabat!

Wiem, wiem Kasia odłożyła robótkę, jej głos był miękki, ale napięty. Ale to sąsiad, Marek. Jak zaczniemy wojnę, życia nie będzie. Upiekę ciasto, spróbuję go udobruchać.

Marek prychnął, patrząc na Piksla, który upuścił kaczuszkę i teraz lizał podłogę.

Ciasto? Pokręcił głową. Dobrze, próbuj. Ale jeżeli jeszcze raz napisze skargę do administracji, to nie ręczę za siebie.

Kasia i Marek, młode małżeństwo z dwójką dzieci ośmioletnim Kubą i sześcioletnią Zuzią mieszkali w tym bloku już pięć lat. Gdy wzięli Piksla, marzyli o radosnych spacerach i dziecięcym śmiechu, ale pedantyczny sąsiad z góry, pan Nowak, wypowiedział szczeniakowi wojnę. Teraz ich klatka schodowa stała się areną sąsiedzkich potyczek, a dom pachniał nie tylko psą sierścią, ale i pretensjami.

Wszystko zaczęło się tydzień po pojawieniu się Piksla. Kasia, wracając z porannego spaceru, zauważyła, iż pelargonie w donicach pod blokiem, które pan Nowak podlewał z maniakalną dokładnością, były stratowane. Pomyślała, iż to dzieci z podwórka, ale wieczorem zapukano do drzwi. Na progu stał pan Nowak szczupły, w wyprasowanej koszuli, z notesem i długopisem jak śledczy na służbie.

Katarzyno, to twój pies zdeptał moje pelargonie? Jego głos był suchy, a okulary połyskiwały w przygaszonym świetle żarówki. Trzy lata je hodowałem, a teraz klomb w błocie!

Panie Nowaku, przepraszam Kasia zmieszała się, przytrzymując Piksla za obrożę. Ale on zawsze jest na smyczy, pilnujemy go. Może to ktoś inny?

Inny? Pan Nowak zmrużył oczy, coś notując. W klatce śmierdzi psem, ślady łap na każdym piętrze, a ty mówisz inny! Zabierzcie tego psa, albo piszę do administracji!

Kasia wymusiła uśmiech, zamykając drzwi. Piksel, nie rozumiejąc, wetknął nos w jej kolana. Wieczorem opowiedziała o tym Markowi, który obierał kartofle w kuchni.

On oszalał?! Marek rzucił nóż, jego twarz poczerwieniała. Piksel choćby w klatce nie szczeka! Trzeba z nim porozmawiać, Kasia, bez ceregieli.

Nie rób tego Kasia pokręciła głową, mieszając zupę. To samotny człowiek, czepia się z nudów. Spróbuję go udobruchać, upiekę ciasto.

Następnego dnia Kasia upiekła jabłecznik z cynamonem i zapukała do pana Nowaka. Drzwi się otworzyły, a powitał ją zapach politury i sterylny porządek: ani pyłku, ani zbędnego przedmiotu, tylko doniczki z fiołkami na parapecie, stary radioodbiornik i idealnie zaścielona sofa.

Panie Nowaku, przyniosłam ciasto Kasia uśmiechnęła się, podając zawiniątko w folii. Możemy porozmawiać o Pikslu? On nie winien zniszczonych kwiatów, pilnujemy go.

Ciasto? Pan Nowak zmrużył oczy, ale wziął pakunek, wąchając go jak detektyw. Sprytnie, Katarzyno. Dobrze, wejdź, ale krótko. Ten pies szczeka rano, brudzi klatkę, śmierdzi. To nie do zniesienia!

On prawie nie szczeka Kasia starała się mówić łagodnie, siadając na brzeżku krzesła. I ślady sprzątamy. Może to dzieci? Albo ktoś inny zniszczył kwiaty?

Dzieci? Pan Nowak prychnął, otwierając notes. Dzieci nie mają łap. Zabierzcie psa, albo podejmę kroki.

Kasia wyszła, czując, iż ciasto nie pomogło. A wieczorem w klatce pojawiła się kartka, napisana starannym pismem na kartce A4: Proszę usunąć psa z klatki! Niszczy kwiaty i porządek! Nowak. Marek, zobaczywszy to, spłonął z wściekłości, zrywając kartkę.

To wojna, Kasia! Wbił palec w papier, stojąc w przedpokoju. Idę mu powiedzieć, co o nim myślę!

Marek, nie Kasia złapała go za rękę, gdy zakładał adidasy. Spróbujmy jeszcze raz. jeżeli nie wyjdzie, pomyślimy.

Pod koniec tygodnia sytuacja stała się nie do zniesienia. Pan Nowak stukał w sufit za każdym razem, gdy Piksel szczekał, choćby gdy zareagował na dzwonek do drzwi. Wklejał nowe kartki: Pies śmierdzi!, Ślady łap niedopuszczalne!, a raz zadzwonił do administracji, skarżąc się na antyhigienę i zagrożenie zdrowia. Kasia, wracając ze spaceru, zastała go mierzącego ślady łap w klatce linijką, jakby zbierał dowody do sądu.

Panie Nowaku, co pan robi? Zamarła, trzymając Piksla na smyczy, który radośnie ciągnął się w stronę sąsiada.

Zbieram dowody wyprostował się, poprawiając okulary. Te ślady są od waszego psa, pięć centymetrów średnicy! Zrobię zdjęcia, wyślę do administracji!

To nie Piksel Kasia podniosła głos, jej cierpliwość pękała. On jest mniejszy, to szczeniak! I kwiatów nie deptał, chodzimy na podwórko!

Nie on? Pan Nowak prychnął, notując coś. A kto? Duch? Zabierzcie psa, albo pójdę do sądu!

Kasia wróciła do domu, wrząc ze złościDopiero gdy Kuba i Zuzia uchwycili na filmie rudego kota sąsiada, pana Mruczka, rozkopującego pelargonie, a Kasia pokazała nagranie panu Nowakowi, ten w końcu zmieszał się i mruknął: „No cóż… może jednak warto się dogadać”, po czym zaprosił rodzinę na herbatę i choćby pogłaskał Piksla, który radośnie polizał mu dłoń.

Idź do oryginalnego materiału