Kiedy w końcu zyskałam prywatne życie, córka nazwała mnie szaloną i zabroniła spotkań z wnuczką

polregion.pl 18 godzin temu

Całe swoje życie poświęciłam córce, a potem wnuczce. Jednak wydaje się, iż moi bliscy zapomnieli, iż ja też mam prawo do szczęścia, które nie kręci się wyłącznie wokół nich. Wyszłam za mąż bardzo młodo – w wieku dwudziestu lat. Mój mąż, Wojciech, był cichym, spokojnym człowiekiem, pracowitym do szpiku kości. Pewnego dnia zaproponowano mu wyjazd w delegację na dwa tygodnie – niby dobre zarobki, przewóz towaru do innego województwa.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co stało się podczas tej podróży. Pewnego dnia po prostu zadzwoniono do mnie i powiedziano, iż Wojciecha już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką, zupełnie samotna. Rodzice męża dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie wiedziałam, jak przetrwać i zapewnić dziecku byt.

Na szczęście po Wojtku zostało nam mieszkanie w bloku. Gdyby nie to – nie wiem, jak byśmy sobie poradziły. Z wykształcenia jestem nauczycielką, więc początkowo próbowałam uczyć dzieci w domu, ale jak prowadzić lekcje, gdy obok biega i płacze malutkie dziecko?

Nie mógłam znaleźć normalnej pracy przez małą Kingę. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Mama przyjechała pewnego razu, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała Kingę do siebie. Prawie dwa lata córka mieszkała z dziadkami, a ja harowałam bez odpoczynku. Uczyłam w szkole, brałam dodatkowe zajęcia, prowadziłam korepetycje.

W weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie rozdzierało mi serce. Potem przyszła kolejka do przedszkola – bałam się, iż znowu będę musiała siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Kinga była zdrowa i rzadko chorowała. Z czasem zostałyśmy tylko we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Pracowałam do utraty sił, żeby miała najlepsze buty, sukienkę, bluzkę. Praktycznie nigdy nie miałam jednej pracy – zawsze dwie, a czasem trzy. Ale gdy Kinga skończyła naukę i dostała pracę, w końcu odetchnęłam. I jednocześnie przeżyłam szok – bo teraz nikomu nie byłam potrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej roboty. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a jedynym przyjacielem został kot. Córka czasem wpadała w weekendy, ale zajmowanie się samotną matką cały dzień wyraźnie nie było w jej planach. Czułam się porzucona. Wszystko zmieniło się z narodzinami. wnuczki Oli.

Na kilka miesięcy przed jej przyjściem na świat przeprowadziłam się do córki i jej męża – Darka. Zakupy, sprzątanie, przygotowania do porodu – wszystko spadło na mnie. A potem, gdy Kinga wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad wnuczką. Ale nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Ola poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałyśmy zadania, spacerowałyśmy w parku albo chodziłyśmy na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznałam Kazimierza. On też opiekował się wnuczką. Rozmawialiśmy. Kazimierz został wdowcem, podobnie jak ja, i teraz pomagał córce wychowywać dziewczynkę.

Gdy go poznałam, nie miałam żadnych nadziei. Nigdy w życiu, od śmierci męża, nie byłam na randce, nie jadłam kolacji we dwoje. Najpierw – małe dziecko, potem – praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. A czy babcia może mieć adoratora? Okazało się, iż może. Kazimierz przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego, w której zaproponował spotkanie tylko we dwoje, była dla mnie szokiem. Z nim zaczęło się moje nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale, wystawy. Znów poczułam smak życia.

Niestety, moja córka przyjęła to z niechęcią. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

– Mamo, przyjedziemy z Olą, zostawimy ją na weekend?

– Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem daj znać wcześniej – na pewno się nią zajmę.

Kinga chrząknęła niezadowolona i się rozłączyła. W poniedziałek wróciliśmy z Kazimierzem. Byłam w świetnym nastroju, pełna energii. choćby Ola zauważyła, iż oczy mi błyszczą. Spokój trwał do piątku, aż zadzwoniła znów:

– Zaprosili nas znajomi, zostawię Olę?

– Umówiłyśmy się, iż mówisz wcześniej. Mam już wszystko zaplanowane.

– Znowu włóczysz się z tym Kazimierzem?! On ci zupełnie przewrócił w głowie! – krzyknęła.

– Kinga, co ty wygadujesz? – próbowałam ją uspokoić.

– Zupełnie zapomniałaś o Oli! Mówiłaś, iż nie potrzebujesz własnego szczęścia. A teraz co? Wszystko się zmienilo?

– Tak, zmieniło się! Znów żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała – jako kobieta kobietę.

– A Ola ma cię jak zrozumieć? Wymieniłaś ją na faceta?!

– Co ty pleciesz?! Wciąż spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za swoje słowa – i zapomnimy o sprawie.

– Ja mam przepraszać? Chyba zwariowałaś. Nie zostawię już z tobą Oli. Najpierw ogarnij się – potem pogadamy – rzuciła Kinga i rozłączyła się.

Po tym wybuchłam płaczem. Do bólu, do drżenia. Tak się starałam, całe życie żyłam dla nich. A gdy przyszła moja kolej – po prostu mnie skreśliły. Tak po prostu. Za to, iż w końcu pozwoliłam sobie być szczęśliwa.

Mam nadzieję, iż Kinga ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Oli.

Idź do oryginalnego materiału