Dzisiaj w moim dzienniku zapisuję opowieść, która odmieniła moje życie. Kobieta złamana stratą syna schroniła się w najdalszym zakątku wsi. Tylko dzięki swojemu psu usłyszała na nowo bicie serca poprowadził ją do małej dziewczynki ukrytej w lesie.
Halina złożyła wypowiedzenie na biurku dyrektora szpitala Wojciecha Nowaka. Zdjął okulary, przetarł nos i spojrzał na nią z głębokim, niemal ojcowskim smutkiem, iż przez chwilę chciała zabrać dokument z powrotem.
“Halina, niech pani jeszcze pomyśli powiedział cicho. Może po prostu urlop? Cenimy panią, wie pani.”
Pokręciła głową:
“Nie mogę, Wojciechu. Nie tutaj.”
Gryzące poczucie winy nie dawało jej spokoju: jako matka nie uchroniła dziecka, jako lekarz nie uratowała go. Każdy płacz małego pacjenta w szpitalnych korytarzach wywoływał w niej ostry, fantomowy ból, każdy śmiech ciche wyrzuty.
Wojciech był człowiekiem o dobrym sercu, dobrym kierownikiem, zawsze potrafił znaleźć adekwatne słowa. Halina od dawna zauważała, jak patrzy na nią z ciepłem i troską, ale nigdy nie pozwalał sobie na więcej zawsze pełen taktu. Teraz w jego oczach było prawdziwe współczucie, co tylko pogarszało sprawę.
“Zrozumcie, mnie już nie ma krzyczała w myślach. Ta Halina, którą znaliście, umarła razem z Kamilem.”
W środku była pustka lodowata, dźwięcząca. Chciała zwinąć się w kłębek i płakać, ale tylko zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w dłonie.
“Ja pójdę już wyjąkała i niemal wybiegła z gabinetu, bojąc się wybuchnąć płaczem przed nim tak bliskim, a jednak obcym.
Jedyna myśl w głowie: uciec. Wyjechać gdzieś, gdzie nie ma znajomych twarzy, współczujących spojrzeń, dziecięcego śmiechu przypominającego o stracie. Mieszkanie sprzedała za bezcen byle szybciej.
Pociąg wlókł się przez małą stacyjkę zagubioną wśród lasów. Halina wysiadła na drewniany peron, czując ciężar w całym ciele. Dwie staruszki na ławce od razu zwróciły na nią uwagę.
“Do kogo przyjechałaś, córeczko? Czy może się zgubiłaś? spytała jedna, owinięta w kolorową chustę.
Halina uśmiechnęła się smutno:
“Pochowałam syna. Chcę być sama.”
Babcie spojrzały na siebie, w ich oczach błysnęło zrozumienie.
“Cieżkie masz zmartwienie, dziecko. U Grażyny dom stoi pusty do syna do miasta wyjeżdża. Solidny dom, tylko tak zupełnie samej tam mieszkać można i rozum stracić. Nie odgradzaj się od ludzi całkiem.”
Dały adres, a Halina, podziękowawszy, ruszyła py