
Podajesz serce na dłoni, a drugi człwiek zamiast odwzajemnić się tym samym perfidnie i bezwzględnie cię wykorzystuje. Na początku stara się wzbudzić twoje zaufanie, bombarduje cię miłością, komplementami, rzekomą troską. Wie doskonale co chcesz usłyszeć, udaje kogoś, kim absolutnie nie jest. To wszystko jest jedną wielką mistyfikacją, grą. Nie ma w tym absolutnie żadnej szczerości i prawdziwego uczucia. Tylko, iż ty jeszcze o tym nie wiesz oczarowana jego niewątpliwym urokiem, coraz bardziej przekonana, iż oto trafiłaś na księcia z twojej bajki. On zaś potrafi niezwykle dobrze tobą manipulować i doskonale wie, co powiedzieć i zrobić, aby być wiarygodnym i zapewnić sobie twoje zaufanie. Na początku znajomości jest bardzo miły i uczynny. Odbierasz go wręcz jako przyjaciela. On sam otacza się wspaniałą aurą, która zaćmiewa jego prawdziwą naturę. Wspiera cię, pomoga w trudnych chwilach, jednak z czasem wszystko całkowicie się zmienia. Z czasem zaczyna pokazywać prawdziwą twarz. Oczywiście nie wszystko wychodzi na wierzch od razu. Najpierw złe sytuacje przeplatane są tymi dobrymi. Myślisz, iż to przejściowe. Że jeszcze wszystko się poukłada. Jednak z czasem zaczyna wypływać coraz więcej obojętności. Pojawia się chamstwo, zaciekłość i choćby bezwzględność. Teoretycznie patrzysz na tego samego człowieka, ale widzisz już kogoś zupełnie innego. choćby oczy wydają się inne. Kiedyś pełne ciepła, a dziś czuć w nich jedynie chłód i pustkę. Co z tym fantem zrobisz to już twoja sprawa ale jedno jest pewne, po takim "przeczołganiu" gdy ten ktoś wdeptał cię w ziemię, rozgniótł po prostu na miazgę twoje poczucie wartości, wypełnił cię ogromnym smutkiem i żalem, z mega stłumioną złością ... trudno jest później zaufać kolejnej osobie. Dlatego chodzi o to, żebyś wyciągnęła wnioski nie na jego temat adekwatnie, tylko na temat siebie samej. Dlaczego w ogóle byłaś w tej relacji i dlaczego pozwoliłaś na niszczenie siebie, dlaczego sama wcześniej nie odeszłaś? Inaczej nie ruszysz do przodu... Uwierz to ty wybierasz jakimi ludźmi się otaczasz. o ile ktoś nie szanuje twoich granic, to po prostu odchodzisz, odsuwając go na dalszą orbitę.