Machiavelliści: Obrońcy wolności – James Burnham
Tłumaczenie fragmentu książki pt. The Machiavellians: Defenders of Freedom autorstwa Jamesa Burnhama
CZĘŚĆ II
MACHIAVELLI: NAUKA O WŁADZY
I. PRAKTYCZNY CEL MACHIAVELLEGO
„De Monarchia” Dantego nie jest w żadnym aspekcie naukowym opracowaniem czy podejściem do polityki. Nie chodzi jednak – jak się czasem sądzi – jedynie o to, iż Dante ma cele czy zamiary etyczne, co czyni jego traktat, lub jakikolwiek inny tekst posługujący się podobnymi metodami, nienaukowym. Wszystkie ludzkie działania mają swoje cele – zwykle kilka, jawnych lub ukrytych – niezależnie od tego, czy zostają one przyznane przez działającego. Działalność naukowego badania nie stanowi wyjątku. Machiavelli, podobnie jak Dante, ma cele i zamiary praktyczne, które realizuje w swojej pracy. Ale są one bardzo odmienne od tych, które odkryliśmy u Dantego.
Istnieją pewne cele, które są szczególne i adekwatne nauce – bez nich nauka nie istnieje. Są to: dokładny i systematyczny opis faktów publicznych; próba powiązania zbiorów tych faktów w prawa; oraz – poprzez te powiązania – próba przewidywania, z pewnym stopniem prawdopodobieństwa, faktów przyszłych. Wiele badań naukowych nie próbuje wykraczać poza te szczególne cele; i nie ma potrzeby, by to czyniły. W dziedzinie nauk historycznych, społecznych i politycznych, podobnie jak w innych naukach, cele te mogą być – i czasem są – jedynymi istotnymi. Ale bez tych celów – niezależnie od tego, czy występują obok nich także inne – dane badanie nie jest naukowe.
Te szczególne cele nauki nie występują w traktacie De Monarchia. Nie mogłyby też zostać osiągnięte metodami Dantego. W pismach Machiavellego, przeciwnie, są one stale obecne i determinują logikę [sposób rozumowania] jego analiz.
Jeśli dane badanie ma pozostać naukowe, a jednocześnie dążyć także do innych celów niż te, które są adekwatne nauce, istnieją pewne wymagania, jakie owe dodatkowe cele muszą spełnić.
Przede wszystkim, cele te muszą być nietranscendentalne — to znaczy, muszą być sformułowane w kategoriach rzeczywistego świata przestrzeni, czasu i historii. Po drugie, muszą mieć przynajmniej minimalne prawdopodobieństwo realizacji. Na przykład naukowiec może postawić sobie za cel opracowanie leku na gruźlicę lub inną chorobę; albo nowej broni obronnej w odpowiedzi na ofensywne zagrożenie ze strony bombowców; albo nowego nawozu, który pomoże roślinom oprzeć się zarazom i szkodnikom; albo nowej metody przesyłania energii elektrycznej bez użycia przewodów. Wszystkie te cele są osadzone w rzeczywistym świecie, wszystkie są wystarczająco konkretne, byśmy wiedzieli, o czym mówimy (co równie ważne, byśmy mogli określić, czy zostały osiągnięte), i wszystkie mają przynajmniej pewną minimalną szansę realizacji.
Cykl Obserwuj, Zorientuj, Zdecyduj i Działaj [O.O.D.A. Loop]
Zauważyliśmy jednak, iż formalne cele Dantego były albo transcendentalne — jak w przypadku jego ideałów religijnych i metafizycznych — albo, jak jego plan wiecznie zjednoczonego i pokojowego imperium światowego (w XIV wieku), zbyt rażąco nieprawdopodobne, by warto było je poważnie rozważać. Zauważyliśmy również, iż jego rzeczywiste cele, ukryte pod celami formalnymi, choć wystarczająco konkretne, były przewrotne i reakcyjne.
Istnieje jeszcze jeden surowy warunek, którym nauka ogranicza funkcję celów i zamierzeń. Cele same w sobie nie stanowią dowodów; nie mogą być dopuszczane do zniekształcania faktów ani powiązań między faktami. Cele wyrażają nasze pragnienia, nadzieje lub lęki. Dlatego nie stanowią dowodu na temat faktów świata. Bez względu na to, jak bardzo pragniemy wyleczyć pacjenta, to pragnienie nie ma nic wspólnego z obiektywną analizą jego objawów, poprawnym przewidywaniem prawdopodobnego przebiegu choroby ani oceną prawdopodobnych skutków leku. Jeśli naszym celem jest pokój, nie daje nam to, z punktu widzenia nauki, prawa do fałszowania natury ludzkiej i faktów życia społecznego w celu udawania, iż „wszyscy ludzie naturalnie pragną pokoju” — co, jak historia jasno pokazuje, po prostu nie jest prawdą. jeżeli interesuje nas równościowa demokracja, nie może to być naukowym usprawiedliwieniem dla ignorowania nieprzerwanej historii nierówności społecznej i ucisku.
Krótko mówiąc, choć nasze cele praktyczne mogą wyznaczać kierunek, jaki obiera działalność naukowa, i choć pokazują nam, co chcemy osiągnąć przez badania naukowe, jaki problem staramy się rozwiązać, to jednak logika samego badania naukowego nie jest kontrolowana przez cele praktyczne, ale przez własne cele nauki: dążenie do opisu faktów i ich korelacji. Pod tym względem Dante również narusza wymogi nauki. Jego traktat jest jedynie rozbudowaną projekcją jego życzeń. Nie mówi nam niczego.
Głównym bezpośrednim celem praktycznym Machiavellego jest narodowe zjednoczenie Włoch. W jego pismach pojawiają się również inne cele praktyczne, niektóre bardziej ogólne — omówię je później. Uczynienie z Włoch narodu, państwa zjednoczonego, jest jednak celem centralnym i stałym.
W porównaniu z błyszczącymi ideałami Dantego, cel ten może się wydawać skromny, niemal przyziemny. Jest jednak konkretny i znaczący. Wszyscy wiemy, co oznacza państwo narodowe w nowoczesnym sensie. Machiavelli, piszący w pierwszej ćwierci XVI wieku, a także jego współcześni, znający świeże przykłady Francji, Anglii i Hiszpanii, wiedzieli, co oznacza ten cel. Co więcej, cel ten nie był ani dziki, ani fantastyczny — został osiągnięty w innych częściach Europy tamtego czasu i nie było powodu, by sądzić, iż jego realizacja we Włoszech jest zbyt nieprawdopodobna.
W przypadku Dantego musieliśmy starannie odróżnić formalne, rzekome cele od ukrytych celów rzeczywistych. U Machiavellego, jak we wszystkich pismach naukowych, nie ma takiego rozróżnienia. Cele formalne i rzeczywiste są jednym — jawnym i wyraźnym. Ostatni rozdział Księcia nosi tytuł „Wezwanie do wyzwolenia Włoch spod jarzma barbarzyńców [czyli cudzoziemców]”. W nim Machiavelli wzywa bohatera, który poprowadzi Włochy ku zjednoczeniu:
„Rozważywszy zatem wszystko, co zostało powiedziane, i zastanowiwszy się poważnie, czy w tym układzie spraw we Włoszech czas sprzyja wywyższeniu nowego Księcia, i czy istnieje odpowiedni materiał, który mógłby dać okazję człowiekowi cnotliwemu i roztropnemu do wprowadzenia takiego ustroju, który przyniósłby mu chwałę i pożytek jego poddanym, wydaje mi się, iż w tej chwili tyle rzeczy się zbiega ku wyniesieniu nowego Księcia, iż nie wiem, czy kiedykolwiek był bardziej odpowiedni czas niż ten (…). To pokazuje, jak bardzo jest ona [Italia] gotowa i chętna, by podążyć za sztandarem każdego, kto go podniesie; i nie widać obecnie, gdzie mogłaby z większym prawdopodobieństwem pokładać nadzieję, niż w Waszej znamienitej Rodzinie [Medyceuszy], która dzięki swej odwadze, interesowi i łasce Boga oraz Kościoła, na którego czele w tej chwili stoi [Leon X z rodu Medyceuszy był papieżem, gdy Machiavelli pisał ten fragment], może być skłoniona uczynić się Głową jej odkupienia: co nie będzie rzeczą trudną, jeżeli weźmiecie sobie do serca życie i czyny osób wyżej wspomnianych; którzy, choć byli niezwykli i cudowni, byli jednak tylko ludźmi i nie mieli tak sprzyjających okoliczności jak wy. Ich przedsięwzięcia nie były ani bardziej słuszne, ani łatwiejsze, ani Bóg Wszechmogący nie był im bardziej przychylny niż wam. Macie po swojej stronie Sprawiedliwość; albowiem ta wojna jest sprawiedliwa, która jest konieczna, i pobożnością jest walczyć tam, gdzie nie ma już żadnej innej nadziei. Lud jest powszechnie usposobiony, a gdy usposobienie jest tak silne, opór musi być niewielki – zwłaszcza jeżeli przyjmiecie zasady tych osób, które wam przedstawiłem jako wzór…” (Książę, rozdz. 26).
Starannie opracowany traktat Machiavellego Sztuka Wojny oraz rozbudowane rozważania o wojnie w Rozważaniach nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza mają stale obecny cel: pokazania Włochom, jak mogą nauczyć się walczyć w taki sposób, by odeprzeć siły Francji, Cesarstwa i Hiszpanii, i w ten sposób odzyskać kontrolę nad własnym losem jako naród włoski. Historia Florencji odnajduje w dziejach przeszłości tradycyjnego ducha, który można powiązać z orężem w tej walce. Przykłady starożytnych i współczesnych, zestawione w Rozważaniach, wskazują kierunek na drodze politycznej.
Nie ma nic dwuznacznego w tym celu uczynienia z Włoch narodu. Każdy, kto czyta Machiavellego, może ten cel zaakceptować lub odrzucić, i czyniąc to, będzie dokładnie wiedział, co akceptuje lub odrzuca. U Machiavellego nie ma marzeń ani widm. Żyje i pisze w świetle dnia.
Podobnie jak wcześniej, w przeciwieństwie do ideałów Dantego, cel Machiavellego jest adekwatny do kontekstu jego epoki; co więcej, jest to cel bez wątpienia postępowy.
Włochy w jego czasach — podobnie jak od rozpadu Cesarstwa Rzymskiego — były podzielone na szereg burzliwych, zróżnicowanych państw, prowincji i pół-państw. Większość południa należała do Królestwa Neapolu. Tam, na zacofanej, niezorganizowanej, nieurobionej wsi, panowały stosunki feudalne, a anarchiczni baronowie rządzili swymi chwilowymi włościami. W centrum znajdowały się zmienne Państwa Kościelne, powiązane przez papieża i jego zamierzenia z intrygami całej Europy. Na północy część terenów wiejskich pozostawała jeszcze pod dominacją feudalną, ale w przeważającej mierze obszar ten podporządkowany był małym państwom-miastom: najpotężniejszymi były Wenecja, Mediolan i Florencja, obok mniejszych miast jak Genua, Ferrara i Bolonia.
To rozbicie Włoch pozostawiło je otwarte na nieprzerwany ciąg inwazji ze strony awanturników, młodszych członków rodzin królewskich, rycerzy powracających z krucjat, królów i cesarzy. Kontrola nad miastami i terytoriami zmieniała się co dekadę — z rąk Normanów do Hiszpanów, Francuzów, lokalnych watażków, Niemców, papieży, i z powrotem. Niemniej jednak, zadziwiające miasta-państwa północy uczyniły z Włoch, w XIV i XV wieku, centrum Europy. Dziś, myśląc w kategoriach nowoczesnych narodów albo wielkich regionalnych superpaństw, które kształtują się w toku obecnej wojny, trudno nam pojąć, jak ważne były te miasta w tamtych czasach.
Musimy pamiętać, iż miasta te przeżywały swój okres największego wpływu i potęgi na tle przeważająco feudalnej, rolniczej Europy. Organizacja społeczeństwa feudalnego miała tendencję do rozpraszania — każdy pan feudalny rościł sobie prawo do jurysdykcji nad własnymi lennami, wasalami i chłopami pańszczyźnianymi, uznając autorytet wyłącznie swego bezpośredniego suwerena. W systemie feudalnym nie istniała rozwinięta władza państwowa. Suwerenność średniowiecznych królów była więc w dużej mierze fikcyjna — poza ich bezpośrednią domeną feudalną albo w takim zakresie, w jakim kooperacja z nimi leżała w interesie ich feudalnych partnerów. Aż do XV wieku próby królów, by skonsolidować silną władzę rządową, napotykały silny i na ogół skuteczny opór możnych.
Co więcej, prymitywna gospodarka, brak produkcji rynkowej, wymiany pieniężnej, rozległego handlu zagranicznego, łatwego transportu i komunikacji — wszystko to oznaczało brak społeczno-ekonomicznej podstawy dla trwałych, wielkoskalowych jednostek politycznych. W pierwszych fazach rozpadu feudalizmu ci, którzy dążyli do stworzenia narodowego systemu politycznego — który ostatecznie miał zwyciężyć — działali w niekorzystnych warunkach. Wyprzedzali swój czas, próbując wznieść zbyt ciężką konstrukcję na niedokończonym fundamencie.
To właśnie w tych okolicznościach miasta-państwa, takie jak te w północnych Włoszech — jak również te, nieco odmienne pod względem charakteru, na Nizinach i w częściach Niemiec — miały swoją wielką szansę. Nie próbowały osiągnąć zbyt wiele; były na tyle małe, by być realnie funkcjonalne, i zarazem wystarczająco duże, by w tamtych czasach utrzymać swoją pozycję polityczną. Ustanowiły kontrolę nad otaczającym je obszarem wiejskim, by zabezpieczyć dostawy żywności. Potrafiły wystawić wojska — czy to złożone z własnych obywateli, czy też z wynajętych najemników — zdolne stawić czoła siłom panów feudalnych i książąt, choćby jeżeli ci tytułowali się królami Francji czy cesarzami. A miasta te koncentrowały się na przemyśle, handlu, kupiectwie, bankowości. Nie produkowały jedynie na potrzeby własne, nie czekały na doroczny lub kwartalny dzień targowy. Produkowały na rynek ogólny i handlowały codziennie — zarówno towarem, jak i pieniędzmi. Miały swoje statki i konwoje lądowe wszędzie; zakładały faktorie handlowe w całej Europie i w basenie Morza Śródziemnego. Były potęgami pierwszego rzędu, jak na owe czasy. Ich ambasadorowie i ministrowie byli szanowani na każdym dworze. Wraz z ich gospodarczym i politycznym dobrobytem szedł również ich niezrównany rozwój kulturalny.
Miasta zatem miały przewagę na starcie. Ale te same czynniki, które przyniosły im wczesne sukcesy, w XVI wieku — kiedy pisał Machiavelli — zaczęły prowadzić je ku upadkowi. W miarę jak nowy świat zaczął przybierać bardziej określony kształt, te pierwsze dzieci tego świata były już stare i społecznie zdegenerowane. Były bogate, syte, luksusowe — należały do „posiadających”, mimo swej niewielkiej powierzchni. Gotowe były pozwolić innym walczyć za siebie, polegać — jak Machiavelli tysiąckrotnie je za to gani — na pieniądzach i traktatach, a nie na sile i cnocie własnych obywateli.
Handel, który tak bardzo przyczynił się do ich wyniesienia i który same tak skutecznie rozwijały, teraz wymykał się ich kontroli. Pod koniec XV wieku statki zaczęły opływać Przylądek Dobrej Nadziei w drodze na Wschód i przepływać Atlantyk. Rynek stawał się globalny. Objętość towarów rosła lawinowo; napływało złoto i srebro; chłopi opuszczali ziemię, by produkować dobra; zakłady przemysłowe stawały się coraz większe. Miasta-państwa, które kiedyś karmiły nową gospodarkę, zaczęły ją teraz dusić. Ograniczenia cechowe, które dotąd zapewniały jakość florenckich wyrobów wełnianych, weneckiego szkła czy genueńskiej broni, teraz — aby zachować tradycyjne przywileje swoich członków — uniemożliwiały napływ nowych robotników i kapitału. Władza państwowa miast oraz ich siły zbrojne nie były już wystarczająco silne, by zapewnić bezpieczeństwo szlakom transportowym, ochronę morskich dróg handlowych, zduszenie rozbójnictwa czy samowoli baronów, którzy nie rozumieli, iż ich świat się kończy. Potrzebne były teraz jednolite systemy podatkowe i stabilna, zunifikowana waluta na rozległych obszarach. Do realizacji takich zadań zdolne było tylko nowoczesne państwo narodowe.
Włochy zatem, za czasów Machiavellego, stanęły wobec wyraźnego, nieuniknionego wyboru — wyboru, którego konieczność została już ukazana przez przykłady Hiszpanii, a zwłaszcza Francji i Anglii. Włochy mogły pozostać przy istniejącej strukturze politycznej. jeżeli tak — jeżeli trwałyby przy dawnych formach — musiałyby się cofnąć, popaść w gospodarczy i kulturowy upadek, stać się zapleczem Europy. Albo mogły pójść za przykładem Francji i Anglii, zjednoczyć się, zorganizować jako naród — i w ten sposób utrzymać się w awangardzie, być może najważniejszym państwem nowoczesnego świata.
Taki był problem — i Machiavelli, przede wszystkim w jego aspektach politycznych, w pełni go rozumiał. Machiavelli podjął decyzję, wyjaśnił ją, popierał ją. Niestety dla Włoch, jego rady nie zostały przyjęte. Włochy zapłaciły historyczną cenę. Ponad trzy wieki później próbowały nadrobić stracony czas i dogonić Machiavellego — ale wtedy, jak dziś dobrze wiemy, było już za późno. Nowy typ barbarzyńcy, z nowymi technikami, znów nadciągnął z północy i zalał kraj.
Machiavelli doszedł do wniosku, iż zjednoczenie Włoch mogło nastąpić jedynie za sprawą Księcia, który podjąłby inicjatywę skonsolidowania kraju w jeden naród. Ci, którzy myślą o polityce sentymentalnie, a nie naukowo, z pewnością źle zrozumieją ten wniosek. Machiavelli nie doszedł do niego dlatego, iż wolał monarchię lub rządy absolutne — później zobaczymy, jakie były jego własne preferencje. Doszedł do tego, ponieważ uznał, iż taki był wymóg wynikający z dostępnych faktów.
Co więcej, w tym wniosku Machiavelli bez wątpienia miał rację. Wszystkie narody europejskie zostały skonsolidowane za pośrednictwem Księcia — a raczej ciągu Książąt — i trudno wyobrazić sobie, by mogło być inaczej. Tak było we Francji, tak w Anglii, tak w Hiszpanii. Panowie feudalni nie chcieli państw narodowych, które ostatecznie musiały doprowadzić do zniszczenia ich władzy i przywilejów. Masowe warstwy społeczne były zbyt nieme, zbyt nieświadome, zbyt słabe, by mogły działać jako wiodąca siła polityczna. Kościół zdawał sobie sprawę, iż jego międzynarodowa zwierzchność byłaby poważnie zagrożona w razie powodzenia systemu narodowego.
Jedyną wielką grupą społeczną, która potrzebowała systemu narodowego, była nowa i rozrastająca się klasa mieszczan, przedsiębiorców, kupców, wczesnych kapitalistów. Klasa ta była jednak zbyt młoda, zbyt niedoświadczona, zbyt nieprzygotowana do rządzenia, by samodzielnie podjąć się tego zadania. Jednakże monarchia również — król i ci, którzy byli z nim bezpośrednio związani — była gotowa na powstanie narodu, który umożliwiałby scentralizowanie pełnej suwerenności politycznej monarchy i przeciwdziałałby odśrodkowemu rozkładowi feudalizmu. Dlatego doszło do de facto sojuszu, i wokół monarchii naród został scalony. To właśnie współczesny Machiavellemu sir Thomas More, najbardziej ceniony prawnik w Londynie, czołowy rzecznik londyńskich kupców, był pierwszym przedstawicielem stanu trzeciego, który został kanclerzem Anglii. Młodsza współczesna Machiavellemu i jego rodaczka z Florencji, Katarzyna z tego samego rodu Medyceuszy, któremu „Książę” został dedykowany, córka bankiera, została królową i władczynią Francji.
Jeśli droga narodu wiodła przez monarchię w tych innych krajach, Machiavelli wskazywał, dlaczego w przypadku Włoch było to tym bardziej konieczne, gdzie rozdrobnienie polityczne było jeszcze bardziej skrajne. Tylko Książę mógł skupić wokół siebie siłę i entuzjazm niezbędne do rozbicia i ponownego zespolenia rozproszonych jednostek. Tylko w ten sposób Włochy mogły stać się narodem.
Prawie wszyscy komentatorzy Machiavellego twierdzą, iż jego główną innowacją, a zarazem istotą jego metody, było „oddzielenie polityki od etyki”. Tym samym miał on gwałtownie zerwać z tradycją Arystotelesowską, która dominowała w średniowiecznej myśli politycznej. Przyznają, iż jego metoda uwolniła politykę, umożliwiając jej bardziej naukowe i obiektywne badanie ludzkiego zachowania; była jednak niebezpieczna, ponieważ w jej wyniku polityka została uwolniona spod „kontroli” pojęć etycznych dotyczących tego, co jest słuszne i dobre.
Widzieliśmy już wystarczająco wiele, by uświadomić sobie, iż pogląd ten jest pomieszany. Machiavelli oddzielił politykę od etyki tylko w takim sensie, w jakim każda nauka musi się od niej oddzielić. Opisy i teorie naukowe muszą być oparte na faktach, na dowodach, a nie na domniemanych wymaganiach jakiegoś systemu etycznego. jeżeli to właśnie oznacza twierdzenie, iż Machiavelli oddzielił politykę od etyki — jeśli twierdzenie to podsumowuje jego odmowę wypaczania i zniekształcania nauki o polityce przez manipulowanie jej wynikami tak, by pasowały do „zasad moralnych” — jego własnych lub cudzych — to zarzut ten jest z pewnością prawdziwy.
Jednakże sama ta odmowa, to przywiązanie do prawdy obiektywnej, samo w sobie jest ideą moralną. Co więcej, w innym sensie, Machiavelli podejmował swoje badania polityczne w imię bardzo określonych celów, z których jeden przeanalizowaliśmy w niniejszym fragmencie. Cele te, jak wszystkie cele, mają treść etyczną; etyka bowiem to po prostu rozpatrywanie ludzkiego zachowania z punktu widzenia celów, norm, standardów i ideałów. Machiavelli oddzielił politykę od pewnego rodzaju etyki — mianowicie od etyki transcendentalnej, pozaziemskiej, i, można dodać, bardzo zdegenerowanej. Uczynił to jednak po to, by politykę i etykę zbliżyć do siebie bardziej i zakorzenić obie mocno w rzeczywistym świecie przestrzeni, czasu i historii — czyli jedynym świecie, o którym możemy coś wiedzieć. Machiavelli jest równie etycznym pisarzem politycznym jak Dante. Różnica polega na tym, iż etyka Machiavellego jest znacznie lepsza.
II. METODA MACHIAVELLEGO
Metoda Machiavellego to metoda naukowa zastosowana do polityki. Naturalnie, pojęcia Machiavellego często wydają się nam niedojrzałe — wiemy przecież dziś o wiele więcej niż on. Musimy jednak oceniać go z odpowiedniej perspektywy historycznej, pamiętając, iż pisał ponad czterysta lat temu. W tamtych czasach metoda naukowa w naszym rozumieniu — celowa, systematyczna, świadoma — dopiero się kształtowała. Leonardo da Vinci, romantycznie błyskotliwy prorok nauki, był współczesnym Machiavellemu, również Florentyńczykiem. Wielkie dzieła Kopernika z zakresu astronomii, które stanowiły punkt zwrotny dla nowożytnej nauki, ukazały się dopiero niedługo po śmierci Machiavellego. Zarówno u Machiavellego, jak u Leonarda da Vinci i Mikołaja Kopernika, natura metody naukowej nie była jeszcze w pełni zrozumiana; wiele przednaukowych wyobrażeń, przejętych ze średniowiecznej i starożytnej metafizyki oraz teologii, przez cały czas się utrzymywało. Sam Kopernik, w końcu, wciąż uważał, iż planety muszą poruszać się po okręgach wokół Słońca, ponieważ doskonały Bóg nie mógł stworzyć dla ciał niebieskich innego niż doskonały ruch kołowy.
W przypadku tematyki Machiavellego istniały też szczególne trudności. Krytyczne badania tekstów historycznych i źródeł dopiero się zaczynały i były ograniczone głównie do tekstów biblijnych i kościelnych, będących przedmiotem sporów religijnych. (Luter również był współczesnym Machiavellego, w tej epoce, kiedy świat przechodził kolejną z powolnych, wielkich rewolucji społecznych.) Prawie wszyscy autorzy piszący o historii, w tym Machiavelli, mieli tendencję do traktowania autorów greckich i rzymskich znacznie bardziej dosłownie, niż pozwalałaby na to nasza dzisiejsza, bardziej chłodna ocena faktów. Łatwiej było wówczas ufać malowniczym, dramatycznym epizodom niż dziś.
Takie zastrzeżenia wobec zastosowania przez Machiavellego metody naukowej można jednak uznać za oczywiste dla tych, którzy nie oczekują, iż XVI wiek będzie identyczny z XX. Pozytywnie więc, po pierwsze, stwierdzamy, iż Machiavelli posługuje się językiem w sposób poznawczy, naukowy. To znaczy, z wyjątkiem momentów, gdy otwarcie zachęca swoich czytelników do działania, używa słów nie po to, by wyrażać swoje emocje czy postawy, ale w taki sposób, iż ich znaczenie można zweryfikować, zrozumieć w odniesieniu do rzeczywistego świata. Zawsze wiemy, o czym mówi — a to, co w dyskusji naukowej jest warunkiem podstawowym, w debacie politycznej i społecznej stanowi osiągnięcie najwyższej wagi.
Po drugie, Machiavelli z dostateczną jasnością określa dziedzinę polityki. O czym mówimy, kiedy mówimy o polityce? Wielu, sądząc po tym, co piszą, zdaje się sądzić, iż chodzi o poszukiwanie przez człowieka idealnie dobrego społeczeństwa, jego wspólną organizację dla maksymalnego dobrobytu społecznego, jego naturalną aspirację do pokoju i harmonii — czyli o coś równie odległego od świata takim, jakim jest i był.
Machiavelli pojmował politykę przede wszystkim jako badanie walk o władzę między ludźmi. Poprzez takie wyznaczenie jej pola mamy pewność, iż przedmiotem dyskusji jest coś, co rzeczywiście istnieje, a nie coś uplecionego z marzeń lub koszmarów idealisty. Jeśli interesuje nas człowiek takim, jakim jest na tej ziemi, o ile możemy się tego dowiedzieć z faktów historii i doświadczenia, musimy dojść do wniosku, iż nie ma on naturalnej aspiracji do pokoju i harmonii, nie tworzy państw, by osiągnąć idealnie dobre społeczeństwo, ani nie godzi się na wspólną organizację dla zapewnienia maksymalnego dobrobytu. Ale ludzie i grupy ludzi rzeczywiście walczą ze sobą na różne sposoby o względne zwiększenie władzy i przywilejów. W toku tych walk, i jako ich część, ustanawiane i obalane są rządy, uchwalane i łamane prawa, toczone i wygrywane lub przegrywane wojny. Definicja jest wprawdzie arbitralna, ale domyślna definicja polityki u Machiavellego jako walki o władzę stanowi przynajmniej zabezpieczenie przed nonsensem.
Geny, Memy i Tremy – Susan Blackmore
Po trzecie, Machiavelli gromadzi — i w pewnym stopniu systematyzuje — dużą liczbę faktów: faktów zaczerpniętych z lektury dostępnych mu dzieł historycznych, z relacji osób znaczących w polityce jego czasów oraz z własnych obserwacji, dokonanych podczas jego aktywnej kariery politycznej. W każdej innej dziedzinie poza polityką taka procedura mogłaby wydawać się zbyt oczywista, by zasługiwać na komentarz. Jednak w pisaniu o polityce podejście typowe to podejście Dantego — zaczynające się nie od zaobserwowanych faktów, ale od domniemanych ogólnych zasad rządzących naturą człowieka, społeczeństwa i wszechświata. Wnioski wyciąga się na drodze dedukcji z tych zasad; jeżeli fakty się z nimi nie zgadzają — tym gorzej dla faktów. Dla Machiavellego to fakty mają pierwszeństwo; pytania rozstrzyga się, odwołując się do nich jako ostatecznego autorytetu. Jeśli ujawniają, iż skuteczni władcy często kłamią i łamią traktaty, to taka generalizacja ma pierwszeństwo przed przeciwnym „prawem”, wywiedzionym z jakiegoś dogmatu metafizycznego głoszącego, iż wszyscy ludzie mają wrodzoną miłość do prawdy, albo z optymistycznej, niezweryfikowanej nadziei, iż w dłuższej perspektywie prawda zwycięża nad kłamstwem.
Jeśli fakty pokazują, iż rząd opiera się pewniej na zaufaniu i poparciu ludu niż na budowaniu twierdz, to właśnie one rozstrzygają spór o wartość twierdz — szeroko dyskutowany za czasów Machiavellego — nawet jeżeli wielu władców z pewnością wolałoby wierzyć inaczej. Florencja, mająca sporo pieniędzy, ale niewielką chęć do walki, chciała wierzyć, iż może się utrzymać dzięki najemnym wojskom, ale fakty znów dowiodły, iż jedynie uzbrojeni obywatele mogą być rzeczywiście godni zaufania. Dla Machiavellego, gdy fakty przemawiają [decydują], to zasady muszą zostać odrzucone [lub zmienione].
Zbieżność dowodów [konsiliencja]
Po czwarte, Machiavelli nieustannie dąży do korelowania zbiorów faktów w postaci uogólnień lub praw. Nie interesuje go jedynie, ani przede wszystkim, indywidualne, jednostkowe wydarzenie polityczne, ale raczej prawa rządzące takimi wydarzeniami. Nie zakłada, iż na tym pierwotnym etapie nauki o polityce możliwe będzie sformułowanie uniwersalnych praw obejmujących całą dziedzinę polityki. Ale wyraźnie sądzi, iż możliwe jest sformułowanie przybliżonych uogólnień dotyczących wielu rodzajów wydarzeń politycznych. Zawsze zastanawia się, czy coś opisane u Liwiusza czy Tukidydesa, albo zaobserwowane w jego własnych czasach, jest wyjątkiem, unikatowym, osobliwym zdarzeniem; czy też może stanowi przykład ogólnego wzorca zachowania politycznego.
W czasach świetności Republiki Rzymianie wybierali konsulów tylko na jeden rok. Nawet jeżeli konsulowie dowodzili armiami w polu, byli odwoływani i zastępowani po upływie roku. Było to często wojskowo niewygodne, czasem groziło porażką militarną albo przynajmniej przedłużeniem kampanii. Ale czy było to mądre z punktu widzenia zachowania wolności Republiki? Machiavelli dochodzi do wniosku, iż nie tylko w tym przypadku, ale jako zasada ogólna, rozwiązanie to było nie tylko mądre, ale wręcz niezbędne; iż wolność republiki jest bezpieczna tylko wtedy, gdy jej urzędnicy są wybierani na krótkie, ściśle określone kadencje, które nigdy nie są przedłużane; i że zmierzch Republiki Rzymskiej, podobnie jak wielu innych państw republikańskich, po raz pierwszy ujawnił się w praktyce przedłużania kadencji urzędników.
Jak państwa powinny postępować, jeżeli mają prosperować, w traktowaniu wrogów — wewnętrznych lub zewnętrznych — gdy ci zostali już pokonani? Machiavelli nie interesuje się pojedynczym przypadkiem. Na przykładach z historii Rzymu, Grecji, Kartaginy, Włoch i Francji pokazuje, iż „droga pośrednia” w takich sytuacjach niemal niezmiennie kończy się źle; iż wróg powinien być albo całkowicie zmiażdżony, albo całkowicie ułagodzony — mieszanka obu tych podejść niemal zawsze gwarantuje dalsze istnienie przyczyn do urazy i chęci odwetu, a także możliwość ich późniejszego przekształcenia w działanie.
„A ponieważ wyrok i orzeczenie Senatu z tamtego czasu względem Latynów jest bardziej niż zwyczajnie godne uwagi; aby mogło być łatwiej naśladowane przez książąt, gdy nadarzy się okazja, przytoczę słowa, które Liwiusz wkłada w usta Kamillusa, a które potwierdzają to, co powiedzieliśmy o sposobach, jakie Rzymianie stosowali przy rozszerzaniu swego imperium; i pokazuje, iż w swoich decyzjach dotyczących spraw państwowych unikali dróg pośrednich i podążali jedynie za skrajnościami. Bo rządzenie to nic innego jak utrzymywanie poddanych w takim stanie, by nie mieli ani woli, ani możliwości, by ci zaszkodzić. A to osiąga się albo przez odebranie im wszelkich środków do wyrządzenia szkody, albo przez taką hojność i łaskawość, iż nie mają już rozsądnej nadziei na polepszenie swego losu — wszystko to uwidoczni się najpierw w mowie Kamillusa do Senatu, a następnie w ich decyzji na jej podstawie. Jego słowa brzmiały: ‘Bogowie oddali w moc tej Czcigodnej Rady decyzję, czy Latynowie mają pozostać ludem, czy nie. W jakikolwiek sposób postąpicie, pokój z ich strony będzie trwały. Czy skłaniacie się ku surowości i chcecie zniszczyć tych biednych ludzi, którzy zostali pokonani i są waszymi więźniami? Są w waszej mocy i możecie zgasić choćby ich imię. Czy może chcecie, zgodnie z przykładem przodków, pomnożyć swą potęgę, przyjmując ich do swojego miasta? Macie okazję uczynić to z największą korzyścią i chwałą. Zaprawdę, żadne imperium nie jest tak trwałe, jak to, w którym poddani cieszą się ze swego posłuszeństwa. Dlatego też będzie celowe, aby teraz, gdy są oszołomieni i niepewni, ugruntować ich postawę raz na zawsze — poprzez karę lub przebaczenie.’”
Zgodnie z propozycją konsula, Senat podjął decyzję i wydał wyrok miasto po mieście, zgodnie z charakterem ich win; ale wszystko w skrajnościach, bez żadnych półśrodków: niektórym nie tylko wybaczono, ale obdarzono ich dobrodziejstwami, nadano obywatelstwo rzymskie i przyznano wiele innych przywilejów i zwolnień, zabezpieczając tym samym nie tylko przed buntem, ale również przed jakimikolwiek przyszłymi spiskami. Inni, których uznano za godnych dania przykładu, zostali sprowadzeni jako więźniowie do Rzymu, ukarani z całą surowością, ich domy zniszczone, ziemie skonfiskowane, a oni sami rozproszeni — tak, iż w żaden sposób nie mogli już w przyszłości wyrządzić żadnej szkody.
„Tak właśnie postąpili Rzymianie przy ujarzmieniu Lacjum [Latium] — sposób ten powinien być przestrzegany i naśladowany przez wszystkich mądrych książąt i państwa; i gdyby Florentyńczycy zastosowali go w roku 1502, kiedy Arezzo i cała Dolina Chiany zbuntowały się, utrzymaliby swoją władzę, powiększyli swoje państwo i zapewniliby sobie pola, których potrzebowali do przetrwania. Ale wybrali drogę pośrednią (pomiędzy skrajnościami surowości i łagodności), która zawsze jest najniebezpieczniejsza; zachowali miasto, usunęli urzędników, zdegradowali wielkich ludzi, niektórych wygnali, innych stracili… A skoro tak się rzeczy miały, dochodzimy do wniosku, zgodnie z naszą tezą z początku wywodu: iż w przypadku poważnego wyroku, który ma zapaść wobec ludu lub miasta, które wcześniej było wolne, najpewniejszą drogą jest porzucenie wszelkiej umiarkowanej postawy i albo ich ułaskawienie, albo unicestwienie…” – (Rozważania nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza, Księga II, rozdz. 23)
Można dalej zauważyć, iż Machiavelli zwykle testuje swoje uogólnienia na przykładach pochodzących z różnych okresów historycznych. Robi to, aby nie pomylić zachowania typowego dla danego okresu z bardziej ogólnym prawem historycznym. To dążenie do szerszej nauki o polityce jest najbardziej widoczne w Rozważaniach nad Liwiuszem, gdzie zwykle łączy odniesienia do historii rzymskiej i greckiej z odniesieniami do historii włoskiej lub europejskiej bliskiej jego własnym czasom.
„Ponieważ łatwo jest rozpocząć wojnę, jak się komu podoba, ale trudniej ją zakończyć, każdy książę, zanim podejmie jakąś wyprawę, zobowiązany jest dobrze rozważyć swoją siłę i dostosować do niej swe zamiary. Ale musi też być na tyle mądry, by nie popełnić błędu w ocenie, co niewątpliwie uczyni zawsze, jeżeli swoją siłę oceni na podstawie sakiewek z pieniędzmi, położenia miast czy przychylności przyjaciół, zamiast według własnej realnej siły i wojska. Pieniądze, miasta i przyjaciele są pożyteczni tylko w połączeniu z własną silną armią — bez niej nie znaczą nic. Bez ludzi — po cóż pieniądze czy miasta? A przychylność poddanych trwa tylko tak długo, jak długo jesteś w stanie ich bronić. Nie ma góry, jeziora ani cieśniny, która byłaby niedostępna, jeżeli nie ma siły do jej obrony. Ogromne sumy pieniędzy nie tylko nie są zdolne cię ochronić, ale wręcz wystawiają cię na większe niebezpieczeństwo; nie ma też nic bardziej fałszywego niż to stare i powszechne powiedzenie, iż ‘pieniądze są ścięgnami wojny’…
To powiedzenie jest dziś na ustach każdego księcia, ale — moim zdaniem — nie na miejscu: polegając całkowicie na tej maksymie, myślą, iż ich skarbiec wystarczy do obrony, nie biorąc pod uwagę, iż gdyby to była prawda, Dariusz pokonałby Aleksandra; Grecy pokonaliby Rzymian; książę Karol — Szwajcarów; a niedawno papież i Florentyńczycy, zjednoczeni, nie mieliby problemu z pokonaniem Franciszka Marii (bratanka Juliusza II) w bitwie pod Urbino. Ale ci wszyscy, których wymieniłem — bardziej ufając ilości swych worków niż jakości swych ludzi — zostali pobici i pokonani…
I znów, po śmierci Aleksandra Wielkiego, kiedy wielka armia Galów przeniosła się do Grecji (skąd później przeszli do Azji), zanim jeszcze wyruszyli w drogę, Galowie wysłali posłów do króla Macedonii, by zawrzeć porozumienie; rokowania były niemal zakończone, ale żeby uczynić posłów bardziej uległymi, król pokazał im swój skarbiec — ogromne ilości srebra i złota. Posłowie ledwie to zobaczyli, a już nie mogli się doczekać, by je zdobyć; zerwali więc negocjacje i sprowadzili swoją armię do jego kraju — tak więc to, na czym król oparł swą wielką nadzieję i bezpieczeństwo, stało się przyczyną jego zguby i zniszczenia. Wenecjanie niedawno mieli dobrze zaopatrzone skarbce, a mimo to stracili wszystko, i ich bogactwo nie było w stanie ich obronić. Dlatego stwierdzam, iż to nie pieniądze (jak głosi powszechna opinia), ale dobrzy żołnierze są ścięgnami wojny: bo pieniądze nie znajdą dobrych żołnierzy, ale dobrzy żołnierze z pewnością znajdą pieniądze…” – (Rozważania nad Liwiuszem, Księga II, rozdz. 10)
„Wreszcie — choć nie jest to ściśle część logiki metody naukowej — u Machiavellego odczuwamy wszędzie, w każdej linijce i rozdziale, intensywną i dominującą pasję do prawdy. Jakiekolwiek inne interesy i cele by nie miał, wobec niej wszystkie inne są, jeżeli trzeba, podporządkowane. Żadne uprzedzenie, żadna doniosła tradycja, żadna władza, żadne emocjonalne skrzywienie nie są w stanie nakłonić go do osłabienia swego dociekania prawdy — na tyle, na ile jest ją w stanie odkryć.
Jeśli pamiętamy o utrwalonych postawach jego czasów — ich prowincjonalnej ciasnocie, braku uczoności, badań i zmysłu krytycznego — ta pasja do prawdy objawia się, jak sądzę, w sposób zachwycający w rozsądnej, wyważonej i pełnej umiaru przedmowie do drugiej księgi Rozważań nad Liwiuszem:
„Zwyczajem ludzi jest wychwalanie czasów dawnych i potępianie współczesnych; ale według mego osądu nie zawsze czynią to słusznie.
Tak gorliwie oddają się bowiem podziwowi dla starożytności, iż nie tylko uwielbiają to, co przekazali starzy autorzy, ale także chwalą i wynoszą pod niebiosa, gdy się zestarzeją, wydarzenia i przypadki własnej młodości. ale moim zdaniem ten ich sposób oceniania bywa często fałszywy — i to z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, iż o rzeczach bardzo dawnych nie możemy mieć wiedzy absolutnej; w relacjach historycznych bowiem najczęściej to, co haniebne lub złe, pomija się milczeniem, natomiast to, co uczynione dobrze i godnie, przedstawia się z całym kunsztem i upiększeniem retorycznym.
Tak bardzo bowiem historycy skłonni są przypisywać zasługi zwycięzcom, iż aby spotęgować ich chwałę, nie tylko szeroko opisują ich działania i talenty, ale też tak bardzo wyolbrzymiają i uwznioślają działania wrogów, iż ci, którzy patrzą na wszystko z oddali, mają powody do podziwu dla tamtych czasów i tamtych ludzi, a co za tym idzie — by ich miłować.
Poza tym, skoro to zazdrość lub strach skłaniają ludzi do nienawiści, a żadne z tych uczuć nie odnosi się do tego, co nie może im zaszkodzić, brakuje dwóch głównych powodów, by krytykować starożytność. Dawne rzeczy, które już przeminęły, nie mogą nikomu zaszkodzić, nie budzą więc zawiści ani niepokoju. Natomiast rzeczy współczesne są jawne dla naszych zmysłów, znane wszystkim, i żadna okoliczność, czy to dobra, czy zła, nie może zostać całkowicie ukryta. Stąd wynika, iż gdy przyglądamy się współczesnym wydarzeniom, widząc zarówno ich cnoty, jak i towarzyszące im błędy lub występki, jesteśmy niemal zmuszeni postawić je niżej od dawnych, w których ukazuje się jedynie dobro, a zło pomija — chociaż może właśnie czyny współczesne są bardziej chwalebne…
Do tego dodać można, iż pragnienia ludzi są niezmierzone i nienasycone; iż z natury pożądają wszystkiego, podczas gdy fortuna daje im niewiele; stąd wynika, iż nikt nie jest zadowolony, każdy lekceważy to, co już posiada, chwali to, co minęło, potępia to, co obecne, i tęskni do tego, co ma nadejść — choć często bez żadnej rozsądnej przyczyny. Skoro tak się rzeczy mają, nie wiem, czy i ja nie należę do tych, którzy w tych swoich rozważaniach tak wysoko wynoszą dawne czasy i dokonania Rzymian, iż umniejszają przy tym nasze własne…” – (Rozważania, Przedmowa do Księgi II)
Podsumowując ogólnie metodę Machiavellego, możemy przypomnieć rozróżnienie między znaczeniem formalnym a rzeczywistym, które zdefiniowałem przy analizie De Monarchia. Charakterystyczne dla pisarstwa Machiavellego — jak i dla wszelkiej dyskusji naukowej — jest to, iż to rozróżnienie nie ma tu zastosowania. Znaczenie formalne i rzeczywiste są jednym i tym samym. Nie ma żadnego ukrytego sensu, żadnego nieujawnionego celu. Dlatego, gdy Machiavelli się myli, łatwo go poprawić — i dlatego nie może nas oszukać.
Zobacz na: Filozofia historii według Marca Blocha
O religii Rzymian – Niccolò Machiavelli
Zagadnienie prawdy w nauce – Marian Mazur
Sześć rodzajów problemów – Marian Mazur
Rozumienie pojęcia prawdy w różnych systemach sterowania społecznego – Józef Kossecki
Myślenie pojęciowe, a myślenie stereotypowe
O tworzeniu pojęć klasowych oraz teoriach adekwatnych, kulawych i skaczących – Leon Petrażycki
Negacja Rzeczywistości – James Linsday | Sekretne Religie Zachodu, cz. 1 z 3
Gnostyczny Pasożyt – James Lindsay | Sekretne Religie Zachodu, cz. 2 z 3