Masz miesiąc, aby opuścić moje mieszkanie! – oświadczyła teściowa

polregion.pl 5 dni temu

— Masz miesiąc, żeby się wyprowadzić z mojego mieszkania! — oświadczyła teściowa.

Żyliśmy z Marcinem razem od dwóch lat. Kochaliśmy się, planowaliśmy przyszłość i w końcu postanowiliśmy się pobrać. Z jego matką, Alicją, zawsze miałam dobre, wręcz serdeczne relacje. Szanowałam ją, słuchałam rad, unikałam sporów. Wydawało mi się, iż cieszy ją nasz związek — zawsze uśmiechnięta, nigdy nie szukała zaczepki. Myślałam, iż mam szczęście.

To ona pomogła nam zorganizować wesele. Moi rodzice ledwo uzbierali na skromny prezent, bo nie jest u nich z pieniędzmi najlepiej. Alicja wzięła wszystko na siebie — od sali weselnej po samochód dla młodej pary. Dziękowałam jej z całego serca i czułam, iż staliśmy się prawie rodziną.

Ale wszystko zmieniło się już w pierwszych dniach po ślubie.

— No to, dzieciaki — powiedziała przy rodzinnym obiedzie — swoją misję spełniłam. Syna wychowałam, wykształcenie mu dałam, w świat wypuściłam, a teraz ożeniłam. Nie gniewajcie się, ale chcę, żebyście w ciągu miesiąca wyprowadzili się z mojego mieszkania. Jesteście rodziną, więc powinniście żyć na własną rękę. To ważne. Może będzie wam trudno, ale takie jest życie. Nauczycie się oszczędzać, kombinować i podejmować dorosłe decyzje. A ja wreszcie będę żyć dla siebie.

Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje. Zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło łomotać. Potem — zimno. Jak to? Jeszcze wczoraj byliśmy jej „ukochani”, a teraz spokojnie wyrzuca nas z domu? Wnuków też najwyraźniej nie zamierzała oglądać…

— jeżeli liczyliście, iż będę wam dzieci niańczyć, to się mylicie — dodała chłodno. — Jestem matką, nie babcią od opieki. Całe życie poświęciłam Marcinowi. Teraz chociaż resztę dni spędzić dla siebie. Dom zawsze będzie dla was otwarty — na herbatę, na święta. Ale na ciągłą pomoc nie liczcie. Przyjdzie czas, sami zrozumiecie.

Siedziałam, ledwo powstrzymując łzy. Z Marcinem choćby nie zdążyliśmy się zagospodarować, ciągle żyliśmy u niej. A teraz — walizki i ulica? Wynajem? Tułaczka? I to wszystko od kobiety, którą uważałam za drugą matkę…

Wściekałam się. Uznałam to za zdradę. Wygodnie jej w swoim dużym mieszkaniu, sama! A my teraz będziemy się gnieździć gdzie popadnie. Do tego Marcin ma udział w tym mieszkaniu — tu się wychował, a teraz ma tak po prostu wyjść? A wnuki? Czy babcie nie marzą o tym, żeby niańczyć maluchy, przekazywać im doświadczenie, miłość? A ona machnęła ręką.

Ku mojemu zdziwieniu, Marcin wcale nie sprzeciwił się matce. Wręcz przeciwnie — od razu zaczął szukać nowego mieszkania i lepiej płatnej pracy. Mówił, iż mama ma rację. Jesteśmy dorosłą rodziną i powinniśmy sami stanąć na nogi.

Próbowałam zrozumieć: dlaczego? Dlaczego zachowała się tak zimno? Czy nie mogła poczekać choć kilka miesięcy? Albo pomóc nam znaleźć mieszkanie? Moi rodzice nas nie wesprą, ale liczyłam, iż chociaż teściowa będzie po naszej stronie. Okazało się, iż nie.

Teraz pakujemy rzeczy. I każdego wieczora myślę — czy miała rację? A może po prostu zmęczyło ją udawanie?

Co ty o tym myślisz?…

Idź do oryginalnego materiału