Masz miesiąc na opuszczenie mojego mieszkania! – ogłosiła teściowa

newsempire24.com 11 godzin temu

— Macie miesiąc, żeby opuścić moje mieszkanie! — oświadczyła teściowa.

Z Andrzejem żyliśmy razem dwa lata. Kochaliśmy się, planowaliśmy przyszłość, aż w końcu postanowiliśmy się pobrać. Z jego matką — Grażyną — zawsze układało nam się dobrze, choćby ciepło. Szanowałam ją, słuchałam rad, starałam się nie sprzeciwiać. Wydawało się, iż cieszy się z naszego związku — zawsze uprzejma, nigdy nie dała powodu do kłótni. Myślałam, iż miałam szczęście.

To ona pomogła nam zorganizować wesele. Moi rodzice ledwo uzbierali na skromny prezent, ich sytuacja finansowa nie była najlepsza. Grażyna wzięła wszystko na siebie — od wynajęcia sali po samochód dla pary młodej. Dziękowałam jej z całego serca i czułam, iż staliśmy się prawie rodziną.

Ale wszystko zmieniło się już w pierwszych dniach po ślubie.

— No cóż, dzieci — powiedziała przy rodzinnym obiedzie — swoją misję wypełniłam. Wychowałam syna, dałam mu wykształcenie, wyprowadziłam w świat, a teraz ożeniłam. Nie gniewajcie się, ale chcę, żebyście w ciągu miesiąca wyprowadzili się z mojego mieszkania. Jesteście rodziną, więc powinniście żyć na własną rękę. To ważne. Może będzie wam trudno, ale takie jest życie. Nauczycie się oszczędzać, szukać wyjść, podejmować dorosłe decyzje. A ja wreszcie chcę pobyć dla siebie.

Nie od razu zrozumiałam, o co chodzi. Zrobiło mi się gorąco, serce waliło. A potem — zimno. Jak to? Wczoraj jeszcze byliśmy jej „ukochanymi”, a dziś spokojnie nas wyrzuca? I wnuków, jak widać, też nie zamierzała niańczyć…

— jeżeli liczyliście, iż będę się zajmować waszymi dziećmi, to daremnie — dodała spokojnie. — Jestem matką, nie babcią-niańką. Całe życie poświęciłam Andrzejowi. Chociaż resztę chcę przeżyć po swojemu. Mój dom zawsze będzie dla was otwarty — na herbatę, na święta. Ale na stałą pomoc nie liczcie. Przyjdzie czas — sami zrozumiecie.

Siedziałam, ledwo powstrzymując łzy. Z Andrzejem choćby nie zdążyliśmy się urządzić, wciąż mieszkaliśmy u niej. A teraz — walizki i ulica? Wynajem? Tułaczka? I to wszystko od kobiety, którą uważałam za drugą matkę…

Byłam wściekła. Jej postępowanie uznałam za zdradę. Wygodnie urządziła się w swoim trzypokojowym mieszkaniu, sama! A my teraz będziemy szukać, gdzie się przyczepić. Do tego Andrzej ma udział w tym mieszkaniu — tu dorastał, a teraz ma po prostu wyjść? A wnuki? Czy babcie nie marzą o tym, by niańczyć maluchy, przekazywać doświadczenie, miłość? A ona po prostu machnęła ręką.

Andrzej, ku mojemu zdziwieniu, nie sprzeciwił się matce. Wręcz przeciwnie — od razu zaczął szukać nowego mieszkania i pracy z wyższą pensją. Mówił, iż mama ma rację. Jesteśmy dorosłą rodziną i musimy sami budować swoje życie.

Próbowałam zrozumieć: dlaczego? Dlaczego zachowała się tak chłodno? Czy nie mogła poczekać choć kilka miesięcy? Albo zaproponować pomoc w znalezieniu mieszkania? Moi rodzice nie mogą nas wspierać, ale liczyłam, iż przynajmniej teściowa będzie obok. Jak się okazało — nie.

Teraz pakujemy rzeczy. I każdego wieczoru myślę — czy ona miała rację? A może po prostu zmęczyło ją udawanie?

Co wy o tym sądzicie?…

Idź do oryginalnego materiału