Masz miesiąc, żeby opuścić moje mieszkanie! – oświadczyła teściowa

newsempire24.com 3 dni temu

Miałam dziś ciężki dzień. Moja teściowa, Halina Nowak, powiedziała wprost: „Macie miesiąc, żeby się wyprowadzić z mojego mieszkania!”

Z Andrzejem byliśmy razem dwa lata. Kochaliśmy się, planowaliśmy przyszłość i w końcu postanowiliśmy się pobrać. Z jego matką zawsze miałam dobre, niemal serdeczne relacje. Szanowałam ją, słuchałam rad, starałam się nie sprzeciwiać. Wydawało mi się, iż cieszy się z naszego związku – była uprzejma, nigdy nie stworzyła sytuacji konfliktowej. Myślałam, iż mam szczęście.

To ona pomogła nam zorganizować wesele. Moi rodzice ledwo zebrali na skromny prezent, bo nie mieli łatwo z finansami. Halina wzięła na siebie wszystko – od wynajęcia restauracji po samochód. Dziękowałam jej z całego serca i czułam, iż staliśmy się prawie rodziną.

Ale wszystko zmieniło się już w pierwsze dni po ślubie.

„No cóż, dzieci” – powiedziała przy rodzinnym obiedzie. „Swoją misję spełniłam. Wychowałam syna, dałam mu wykształcenie, wprowadziłam w świat, a teraz ożeniłam. Nie gniewajcie się, ale chcę, żebyście w ciągu miesiąca wyprowadzili się z mojego mieszkania. Jesteście rodziną, więc powinniście żyć na własną rękę. Tak trzeba. Może będzie wam ciężko, ale takie jest życie. Nauczycie się oszczędzać, szukać rozwiązań, podejmować dorosłe decyzje. A ja wreszcie pożyję dla siebie.”

Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje. Najpierw zrobiło mi się gorąco, serce zaczęło walić. Potem – zimno. Jak to? Wczoraj jeszcze byliśmy jej „ukochanymi”, a dziś spokojnie nas wyrzuca? I wnuków, jak widać, też nie zamierza niańczyć…

„Jeśli liczyliście, iż będę wam zajmować się dziećmi, to się przeliczyliście” – dodała spokojnie. „Jestem matką, nie babcią-nauczycielką. Całe życie poświęciłam Andrzejowi. Chociaż resztę chcę przeżyć po swojemu. Mój dom zawsze będzie dla was otwarty – na herbatę, na święta. Ale na stałą pomoc nie liczcie. Przyjdzie czas – sami zrozumiecie.”

Siedziałam, ledwo powstrzymując łzy. choćby się nie zadomowiliśmy, wciąż mieszkaliśmy u niej. A teraz – walizki i ulica? Wynajem? Tułaczka? I to wszystko od kobiety, którą uważałam za drugą matkę…

Byłam wściekła. Uznałam to za zdradę. Wygodnie jej w swoim trzypokojowym mieszkaniu, sama! A my teraz będziemy się tłoczyć gdzie popadnie. Do tego Andrzej ma udział w tym mieszkaniu – tu dorastał, a teraz ma po prostu wyjść? A wnuki? Czy babcie nie marzą o tym, by niańczyć maluchy, przekazywać doświadczenie i miłość? A ona po prostu machnęła ręką.

Ku mojemu zaskoczeniu, Andrzej nie sprzeciwił się matce. Wręcz przeciwnie – od razu zaczął szukać nowego mieszkania i pracy z wyższą pensją. Mówił, iż mama ma rację. Jesteśmy dorosłą rodziną i powinniśmy budować własne życie.

Próbuję zrozumieć: dlaczego? Dlaczego zachowała się tak chłodno? Czy nie mogła poczekać choć kilka miesięcy? Albo pomóc znaleźć mieszkanie? Moi rodzice nie są w stanie nas wesprzeć, ale miałam nadzieję, iż przynajmniej teściowa będzie przy nas. Okazuje się, iż nie.

Teraz pakujemy rzeczy. I każdego wieczoru myślę – czy ona miała rację? Czy po prostu zmęczyła się udawaniem?

Co wy o tym sądzicie?…

Idź do oryginalnego materiału