**Dziennik**
Dziś przeżyłem coś, co złamało mi serce. Moja córka, Kinga, miała wziąć ślub z Adamem. Wszystko było przygotowane, a ja, jako ojciec, chciałem dać mu pamiątkę po moim zmarłym bracie złote spinki do mankietów.
Ale zanim zdążyłem je wręczyć, zobaczyłem, jak Adam gwałtownie zmierza w stronę toalet w restauracji, a za nim podąża jedna z druhen, Marcelina. Ciekawość wzięła górę podszedłem bliżej i przez uchylone drzwi usłyszałem:
*Nie mogę się doczekać, kochanie* szepnął Adam, przyciągając Marcelinę.
*Nie teraz* odpowiedziała, śmiejąc się cicho. *Jeśli ktoś nas przyłapie, nasz plan legnie w gruzach.*
*Tylko raz, zanim ożenię się z tą nudną Kingą* dodał Adam.
*Cierpliwości. Wystarczy, iż wytrzymasz kilka miesięcy. Pomyśl tylko, ile złotych zgarniemy po rozwodzie. Mieszkanie w Warszawie, oszczędności Ale tylko jeżeli teraz się powstrzymasz!*
Serce waliło mi jak młot. Pobiegłem do sali, gdzie Kinga właśnie miała wręczyć Adamowi niespodziankę zaśpiewała dla niego piosenkę. Gdy skończyła, wszyscy bili brawo, a Adam wbiegł na scenę i ucałował ją namiętnie. Nie mogłem tego znieść.
*Kinga, musimy porozmawiać. Chodzi o Adama* szepnąłem.
*Tato, później. Teraz jest nasz pierwszy taniec!*
Nie zdążyłem. Marcelina stanęła między nami i zabrała Kingę. Zostałem sam, patrząc, jak moja córka, promieniejąca szczęściem, znika w tłumie.
Postanowiłem działać. Kiedy następnego dnia odprowadzali mnie na lotnisko, udawałem, iż wracam do domu. Zamiast tego wróciłem taksówką pod ich dom. Przed wejściem stał srebrny volkswagen Marceliny silnik jeszcze ciepły. Zadzwoniłem do Kingi:
*Córciu, odwołali mój lot. Czuję się źle Możesz do mnie przyjść?*
Kinga wpadła w panikę, ale zgodziła się. Czekałem przed domem, a gdy w końcu przyjechała, poprowadziłem ją do środka. W salonie Adam i Marcelina siedzieli na kanapie, udając niewiniątka.
*Co się tu dzieje?!* krzyknęła Kinga.
*Przecież tylko omawialiśmy sprawy pracy* tłumaczył się Adam, udając obrażonego. Wyciągnął klucze: *To do naszego nowego mieszkania! Chciałem cię zaskoczyć, ale teraz wszystko zrujnowałeś!*
Kinga, zamiast go oskarżyć, rzuciła się mu w ramiona. *Przepraszam, kocham cię!*
Nie wytrzymałem. Ból w klatce przeszył mi serce. Ocknąłem się w szpitalu zawał. Kinga odwiedziła mnie, ale nie chciała słuchać prawdy. Więc zadzwoniłem do prawnika i zmieniłem testament.
Minęły tygodnie. Któregoś dnia zadzwoniła Kinga. Drżącym głosem powiedziała tylko: *Tato miałeś rację.*
Adam zostawił ją, gdy dowiedział się, iż nie dostanie ani grosza.
**Lekcja?** Czasem największa miłość to ta, która mówi trudną prawdę, choćby jeżeli boli.