Matka zadzwoniła do obcego

polregion.pl 4 godzin temu

– Co ty wygadujesz, mamo?! – wybuchnęła Kasia, chwytając się oparcia krzesła. – Jaka obca? Przecież jestem twoją córką!

– Nie krzycz na mnie! – Wanda machnęła ręką, choćby nie odrywając wzroku od gazety. – Powiedziałam, co myślę. A ty kim jesteś, żeby mi rozkazywać?

– Mamo, co się dzieje? – do pokoju wpadł Marek, mąż Kasi. – Sąsiedzi już w ścianę stukają!

– Niech stukają – burknęła starsza kobieta. – We własnym domu mogę mówić, co chcę.

Kasia osunęła się na kanapę, czując, jak nogi się pod nią uginają. Wszystko zaczęło się od drobiazgu – poprosiła matkę, żeby nie wyrzucała resztek zupy, chciała ją jutro podgrzać. A w odpowiedzi usłyszała coś, w co do teraz nie mogła uwierzyć.

– Mamo, może ciśnienie skoczyło? – zapytała ostrożnie. – Wzięłaś tabletki?

– Jakie ciśnienie? – Wanda w końcu odłożyła gazetę i spojrzała na córkę zimnym wzrokiem. – Mówię jasno – jesteś mi obca. Zawsze byłaś.

Marek zamienił z żoną spojrzenie. Przez trzydzieści lat znał teściową i widział ją w różnych humorach, ale takiego wybuchu jeszcze nie było.

– Wando, może wezwiemy lekarza? – zaproponował. – Dziś nie jesteś sobą.

– Jestem przy zdrowych zmysłach! – warknęła starsza kobieta. – Dość już tej gry w szczęśliwą rodzinę!

Kasia poczuła, jak brakuje jej tchu. W gardle stanął jej gul, a w głowie kołatała się jedna myśl: czy matka naprawdę tak myśli? Czy całe życie ukrywała, iż jej nie kocha?

– Mamo, co ty mówisz? – głos jej drżał. – Zawsze byłam przy tobie. Opiekowałam się, gdy byłaś chora. Pomagałam finansowo, robiłam zakupy…

– Właśnie o to chodzi! – Wanda poderwała się, gazeta spadła na podłogę. – Wszystko z litości! Myślałaś, iż masz obowiązek! Po co mi taka opieka?

– Z litości? – Kasia nie wierzyła własnym uszom. – Mamo, co ty pleciesz? Kocham cię!

– Nie kłam! – starsza kobieta podeszła do okna i wpatrzyła się w podwórko. – Nikt mnie nie kocha. choćby ty.

Marek delikatnie wziął żonę za rękę. Kasia była blada jak ściana, drżała.

– Chodźmy do kuchni – szepnął. – Daj jej ochłonąć.

– Nie – Kasia wstała. – Mamo, wytłumacz mi, o co chodzi. Dlaczego tak mówisz?

Wanda powoli się odwróciła. Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.

– Co mam tłumaczyć? Myślisz, iż nie wiem, jak o mnie mówisz? Stara, schorowana, tylko zawadza?

– Nigdy tak nie mówiłam!

– Oczywiście! – Wanda machnęła ręką. – Słyszałam was z mężem. Szeptaliście w kuchni, myśleliście, iż nie słyszę. A ja mam dobry słuch, przypomnę ci.

Marek zmarszczył brwi. Próbował przypomnieć sobie, o czym mogli mówić, iż tak rozzłościło teściową.

– O czym rozmawialiśmy? – zapytał.

– Nie pamiętasz? – Wanda zmrużyła oczy. – O tym, iż powinnam trafić do domu opieki. Że wam przeszkadzam.

Kasia aż krzyknęła. Rzeczywiście, miesiąc temu rozmawiali o tym z Markiem. Ale nie dlatego, iż chcieli się matki pozbyć, tylko dlatego, iż się o nią martwili. Wanda coraz częściej zapominała o włączonym gazie, nie poznawała sąsiadki, z którą przyjaźniła się dziesięć lat.

– Mamo, nie chcieliśmy cię nigdzie wysyłać – próbowała wytłumaczyć. – Po prostu się baliśmy…

– Nie rób mi wody z mózgu! – przerwała starsza kobieta. – Wszystko zrozumiałam! Mam was dość, tej waszej udawanej troski!

– Wando, przecież wiesz, iż cię kochamy – wtrącił się Marek. – Kasia nie spuszczała cię z oka, gdy byłaś chora. Nocami nie spała.

– Z obowiązku! – odcięła. – Bo tak trzeba! Ale prawdziwej miłości nigdy od niej nie widziałam!

Kasia poczuła, iż oczy napełniają się łzami. Jak można tak mówić? Całe życie starała się być dobrą córką. choćby gdy było ciężko, choćby gdy jej własne dzieci potrzebowały uwagi – zawsze znajdowała czas dla matki.

– Mamo, dlaczego tak jest? – głos jej się załamał. – Co ci złego zrobiłam?

– A co dobrego? – Wanda wróciła do fotela. – Żyjesz swoim życiem, przychodzisz, gdy trzeba, pytasz o zdrowie jak urzędnik. I myślisz, iż to wystarczy?

– Ale codziennie dzwonię! Kupuję leki, wzywam lekarzy!

– Formalnie! – pokręciła głową. – A gdzie była twoja dusza? Kiedy ostatnio przyszłaś do mnie tak po prostu, napić się herbaty, pogadać szczerze?

Kasia zamyśliła się. Ostatnio ich spotkania ograniczały się do spraw błahych. Leki, recepty, naprawy w domu.

– Mamo, mam przecież swoją rodzinę, pracę…

– Właśnie! – przerwała Wanda. – Ty masz wszystko, a ja? Nikogo! Siedzę sama w czterech ścianach, czekam, aż córka raczy wpaść!

– To przeprowadź się do nas! Ile razy proponowaliśmy!

– Po co? Żeby być ciężarem? Żeby wnuki patrzyły krzywo, a zięć wzdychał?

Marek chciał coś powiedzieć, ale Wanda go zagłuszyła.

– Myślisz, iż nie widzę? Jak przychodzisz, spieszy ci się, żeby wszystko załatwić i uciec. Jakbyś odbębniała karę!

Kasia zakryła twarz dłońmi. W słowach matki była gorzka prawda – i to bolało najbardziej. Naprawdę często myślała o swoich sprawach, będąc u niej.

– Starałam się pomagać – szepnęła.

– Pomagać! – Wanda prychnęła. – A pogadać ze mną jak z człowiekiem? Zapytać, co u mnie słychać, jak się czuję? Opowiedzieć o sobie?

– Przecież opowiadam…

– Co? Że w pracy koszmar, iż Zosia ma złe oceny, iż pieniędzy brak. A o tym, co czujesz? Co cię cieszy, co martwi?

Kasia podniosła głowę. Matka patrzyła na nią z rozpaczą w oczach.

– Myślałam, iż cię to nie interesuje…

– Nie interesuje? – Wanda podeszła do córki. – Każdą twoją emocję czuję! Widzę, kiedy jesteś smutna, kiedy się cieszysz. Ale ty się ze mną tym nie dzielisz!

– Nie chciałam obZostały tak we dwójkę, trzymając się za ręce, i w tej ciszy odnalazły to, co straciły lata temu – prawdziwą bliskość.

Idź do oryginalnego materiału