**Dzisiejszy wpis:**
Weronika nerwowo poprawiała sukienkę, białą, kupioną w pośpiechu na wyprzedaży za grosze. Koronki, które tak starannie wybierała, teraz wydawały się tandetne. „Niech tam”, pomyślała, „byle tylko podobało się Jakubowi”. Westchnęła. W tej właśnie sukience wyjdzie za mąż. Jakub… Był jej marzeniem, miłością od pierwszego wejrzenia. Choć, prawdę mówiąc, nie przypominał księcia na białym koniu. Raczej przypominał zbójnika – gęsta czupryna blond włosów, szerokie ramiona i te psotne, jakby zawsze uśmiechnięte oczy.
Weronika była pewna, iż prawdziwa miłość przychodzi właśnie tak – nagle, bez ostrzeżenia. Jak w romantycznych filmach. Na mniej się nie godziła.
Telefon zadzwonił, wracając ją do rzeczywistości. Oczywiście, to mama, znów będzie namawiała, by odwołała ślub.
– Weroniko, kochanie, posłuchaj mnie, posłuchaj tych, którzy żyją dłużej! – mama płakała, pewnie już od tygodnia. – Jaki ślub po miesiącu znajomości? choćby się nie znacie!
Ile można powtarzać to samo?
– Prawdziwej miłości nie potrzeba więcej czasu – odparła Weronika z przekonaniem. – To miłość od pierwszego wejrzenia! Jak w kinie!
– W kinie, Weroniko, pokazują bajki! – odpaliła mama. – A w bajkach piszą, iż „żyli długo i szczęśliwie”, do końca. Nie pokazują, co jest potem. A w życiu po „długo i szczęśliwie” przychodzą rachunki, praca, dzieci… Wiesz chociaż, gdzie on pracuje? Co planuje?
Weronika nie umiała odpowiedzieć. Z Jakubem nigdy nie rozmawiali o takich rzeczach. Ich rozmowy ograniczały się do wyznań miłości.
– Pracuje w… w logistyce, chyba – odpowiedziała wymijająco.
Gdzie pracuje? Dobrze, iż nie spytała o hobby, bo o tym wiedziała jeszcze mniej. Głównie imprezy z kumplami przy piwie i granie do rana. Ale czy to ważne, gdy serce bije tak mocno?
Tubę przejął tata.
– Weronika, co może wyjść z małżeństwa z kimś, kogo nie znasz? Nie wiesz nawet, gdzie on pracuje!
– U babci i dziadka wyszło, a poznali się jeszcze krócej!
– To był jeden przypadek na milion – westchnął ojciec. – Czysty fart.
– I mnie się poszczęści!
– Weronika!
– Przepraszam, muszę kończyć. Jakub już czeka – gwałtownie się rozłączyła.
Jakub wrócił ze sklepu w ciemnogranatowym garniturze kupionym na gwałtownie – za duży, zbyt długie nogawki, marynarka odstająca na ramionach. W ręku trzymał bukiet stokrotek przewiązanych wstążką. Polne, pewnie zebrane po drodze. Ale Weronice wydały się najpiękniejszymi kwiatami na świecie.
– Gotowa? – zapytał.
Skinęła głową, czując, jak dłonie drżą z emocji. Wzięła głęboki wdech i wyszła z mieszkania, zostawiając za sobą wątpliwości, prośby rodziców i zdrowy rozsądek.
W USC wszystko przebiegło gwałtownie i bezosobowo. Urzędniczka znużonym głosem wyrecytowała formułkę o małżeństwie. Jakub niezdarnie wsunął Weronice pierścionek na palec. Śmiali się pod błyskami fleszy od nielicznych gości Jakuba. Z jej strony nie było nikogo.
Po ceremonii wrócili do jego mieszkania, teraz już ich wspólnego. Na stole przykrytym ceratą stały kanapki, miska sałatki jarzynowej i pokrojone pomidory. Rodzina Jakuba – ciotka Halina, wujek Marek z wiecznym kacem i kuzynka Ola z zawistnym spojrzeniem – gwałtownie się rozeszli, jakby byli na stypie, a nie weselu.
Gdy zostali sami, Jakub uścisnął ją.
– Jesteśmy małżeństwem! Na zawsze!
Rozpromienił się, kręcąc ją w tańcu.
A trzy godziny później zaczął się cyrk. Jakub, znudzony, oznajmił, iż rodzinne przyjęcie to jedno, a impreza z kumplami to zupełnie co innego. I wybiegł, krzycząc:
– Wrócę szybko! Nie mogę im odmówić, to przecież mój dzień!
„Szybko” przeciągnęło się do rana. Wrócił pijany, ledwo trzymając się na nogach. Wybełkotał przeprosiny i runął na łóżko. Weronika przykryła go kołdrą.
Rano przyszedł kac i gorycz. Weronika zrozumiała, iż popełniła błąd, ale nie chciała się do tego przyznać. Przecież to miłość! Uwierzyła, iż go zmieni.
Życie z Jakubem było jak kolejka górska – nieprzewidywalne, pełne zwrotów akcji. Mógł zniknąć na weekend bez słowa, wydać całą wypłatę na konsolę, a potem krzyczeć o nieumytych naczyniach. Pewnego dnia przyniósł abstrakcyjny obraz.
– To arcydzieło! – zachwycał się. – Nie znasz się na sztuce!
Weronika patrzyła na chaotyczne linie, myśląc, iż za te pieniądze mogli kupić pralkę.
Pracował w małej firmie transportowej, narzekając na szefa. Marzył o biznesie, ale tylko w słowach. Ona pracowała w salonie kosmetycznym, starając się budować namiastkę normalności.
Pewnego dnia, gdy Jakub znów wydał pieniądze, wybuchła:
– Ile można?! Nie mamy choćby na jedzenie!
– Oj, daj spokój, też sobie coś kup! – machnął ręką.
W pierwsze rocznice przygotowała kolację przy świecach. On wrócił pijany… z Aliną.
– To Alina… jest w ciąży – wybełkotał. – Zostanie u nas.
Weronika wyszła bez słowa. Pojechała do babci.
– Myślałam, iż miłość wszystko pokona – szlochała. – A on mnie zdradził!
– Weroniko – westchnęła babcia. – Nie zawsze to, co widzimy, jest prawdą. My z dziadkiem też gwałtownie się pobraliśmy. Ale… nie było między nami wielkiej miłości. Był dobrym człowiekiem, wybaczał mi nawet… gdy miałam kogoś innego.
Weronika oniemiała.
– Po co mi to mówisz?
– Żebyś zrozumiała. Nie wolno żyć cudzym życiem. jeżeli jest ci źle – odejdź.
Następnego dnia Weronika zabrała swoje rzeczy i zostawiła Jakuba.
Po latach spotkała Dawida, swojego dawnego kolegę. Pobrali się późno, ale był inny – kochał ją taką, jaka jest.
Jakub ożenił się z Aliną, ale i ona go zostawiła. Kiedyś zadzwoniła:
– Przepraszam za tamten dzień…
– Wszystko w porządku – odparła Weronika łagodnie. – Jak dziecko?
– Źle. Jakub się nie zmienił.
Weronika odłożyła telefon.
**Lekcja na dziWeronika uśmiechnęła się do siebie, patrząc przez okno na bawiące się w ogrodzie ich z Dawidem dzieci, i pomyślała, iż czasem trzeba przejść przez burzę, by znaleźć swoje słońce.