Mąż przyprowadził inną
Kasia wpatrywała się krytycznie w swoją sukienkę. Biała, kupiona w pośpiechu za grosze na wyprzedaży, wydawała się zbyt prosta. Koronki, które tak starannie wybierała, a jednak źle dojrzała, teraz wyglądały na tandetne.
„Niech tam”, pomyślała. „Liczy się, iż podoba się Witkowi”. Westchnęła. W tej sukience wyjdzie za mąż. Witek… Był jej marzeniem, miłością od pierwszego wejrzenia. Choć, szczerze mówiąc, nie przypominał księcia na białym koniu. Raczej dzielnego wikinga z bujną, jasną czupryną, szerokimi ramionami i figlarnym spojrzeniem błękitnych oczu.
Kasia wiedziała, wierzyła, iż miłość przyjdzie właśnie tak. Niespodziewanie. Od pierwszego spojrzenia. Jak w romansach. Na mniej się nie zgadzała.
Zadzwonił telefon, wracając ją do rzeczywistości. Oczywiście, to mama, znowu będzie namawiać, by wszystko odwołać.
— Kasiu, kochanie moje, posłuchaj mnie, posłuchaj tych, którzy żyli dłużej niż ty! — mama płakała, pewnie już od tygodnia. — Jaki ślub miesiąc po poznaniu? Przecież w ogóle się nie znacie!
Ile można powtarzać to samo?
— Prawdziwej miłości więcej nie potrzeba — odparła Kasia z marzycielskim uśmiechem. — Tysiąc razy ci tłumaczyłam. To miłość od pierwszego wejrzenia! Jak w filmie!
— W filmach, Kasiu, pokazują bajki! — ripostowała mama. — A w bajkach piszą, iż po ślubie „żyli długo i szczęśliwie”. I kurtyna! I nic więcej. A w życiu po „długo i szczęśliwie” przychodzą codzienne obowiązki, praca, rachunki, dzieci… Choćbyś spytała, gdzie on pracuje? Czym się zajmuje? Jakie ma plany na przyszłość?
Kasia nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z Witkiem jakoś nie rozmawiali o takich rzeczach. Ich rozmowy krążyły wokół wyznań miłości.
— Pracuje… no, coś mówił o logistyce — wykręciła się, by nie wchodzić w szczegóły, bo mama gotowa jeszcze sprawdzić.
Gdzie pracuje, gdzie pracuje… Dobrze, iż nie spytała o hobby. Bo o zainteresowaniach Witka wiedziała jeszcze mniej. Głównie siedzenie z kumplami przy lemoniadzie i granie do późna. Ale czy to ważne, gdy czujesz, iż serce pęka z miłości?
Telefon przejął tata.
— Kasia, co może być między wami, skoro go nie znasz? Nie możesz choćby powiedzieć, gdzie pracuje!
— Ale babcia z dziadkiem się poznali i od razu do urzędu poszli, a wyszło im dobrze.
— Raz na ruski rok — odparł ojciec. — To, iż komuś się udało, to jeden na milion. Zwykłe szczęście.
— I mnie się uda!
— Kasia!
— Przepraszam, muszę kończyć. Witek przyjechał — gwałtownie powiedziała i odłożyła słuchawkę, zanim zdążyli ją przekonywać.
Witek wrócił ze sklepu w ciemnogranatowym garniturze, lekko pogniecionym i wyraźnie nie w jego rozmiarze. Marynarka odstawała na ramionach, a spodnie zwisały nad butami jak harmonijka. W dłoniach trzymał bukiet stokrotek związany wstążką. Polne kwiaty, pewnie zerwane po drodze. Ale dla Kasi były najpiękniejsze na świecie.
— Gotowa? — spytał.
Skinęła głową, czując, jak dłonie drżą z podniecenia. Wzięła głęboki oddech i wyszła z mieszkania, zostawiając za sobą wątpliwości, namowy rodziny i zdrowy rozsądek. Szła ku swojej przyszłości, jak wierzyła.
W urzędzie wszystko poszło gwałtownie i zwyczajnie. Urzędniczka znużonym głosem wyrecytowała formułkę o miłości i wierności. Witek niezdarnie wsunął Kasi pierścionek na palec, a oni uśmiechali się do fleszy aparatów nielicznych krewnych Witka. Z rodziny Kasi nikogo nie było. Wiedziała, iż rodzice obrażeni na jej upór, nie przyszli w geście protestu.
Po ceremonii pojechali do mieszkania Witka, które od wczoraj stało się także jej domem. Na stole nakrytym kolorową ceratą stały kanapki z szynką, miska sałatki jarzynowej i pokrojone w krążki pomidory z ogórkami. Krewni Witka: ciotka Halina, która to przygotowała, wujek Marek z nieustannym kacem i kuzynka Ewa z zazdrosnym spojrzeniem — powiedzieli „na zdrowie” i po krótkim czasie zaczęli się rozchodzić. Mieli miny, jakby przyszli na stypę, nie na wesele. Kasi było nieswojo, ale starała się nie zwracać na to uwagi.
Gdy ostatni gość wyszedł, Witek odetchnął z ulgą.
— No i po wszystkim — powiedział. — Teraz jesteśmy mężem i żoną! Na zawsze!
Zakręcił ją po pokoju, a Kasia zaśmiała się z radości.
Ale jeszcze tego samego wieczoru, zaledwie trzy godziny później, zaczęło się istne cyrkowe przedstawienie, jak trafnie określiłaby to Kasi mama. Witek, znudzony po wyjściu gości, oświadczył nagle, iż świętowanie z rodziną to jedno, a z kumplami — coś zupełnie innego. I bez namysłu wybrał się na imprezę, zostawiając Kasię samą w ich nowym „gniazdku”.
— Wrócę szybko! Nie mogę odmówić chłopakom, tak mnie prosili, żebym przyszedł — krzyknął, mijając ją w drzwiach.
„Szybko” przeciągnęło się do rana.
Witek wrócił pijany jak bela, nie pamiętając nic. Bełkotał przeprosiny, iż zostawił ją samą, a zanim zdążyła odpowiedzieć, zwalił się na łóżko i zasnął. Kasia milcząco nakryła go kołdrą.
Poranek przyniósł kac Witka i gorzki smak rozczarowania Kasi. Zrozumiała, iż popełniła wielki błąd, wychodząc za niego tak pochopnie. Ale przyznać się do tego przed sobą, a tym bardziej przed rodzicami — nigdy! Przecież to miłość! Postanowiła, iż go zmieni. Miłość czyni cuda, prawda? Wychowa z niego porządnego męża i ojca.
Życie z Witkiem okazało się rollercoasterem pełnym ostrych zakrętów i niespodzianek. Był nieprzewidywalny. Mógł nagle wyjechać na weekend bez słowa. Wydać całą wypłatę na konsolę albo drogą słuchawki do gier, zostawiając ich bez grosza. Urządzał awanturę o niezmyte naczynia, by pięć minut później zasypać ją komplementami.
Pewnego dnia kupił drogi obraz współczesnego artysty, którego Kasia nie rozumiała. Na płótnie chaotyczne kształty bez sensu.
— To arcydzieło! — krzyknął. — Ty się nie znasz na sztuce!
Sam też się nie znał. To był kaprys.Kasia zrozumiała w końcu, iż czas odejść, i pewnego dnia, gdy Witek znów wrócił późno i pijany, spakowała swoją torbę, zostawiła klucze na stole i zamknęła za sobą drzwi, nie oglądając się ani razu.