Aleksandra Tchórzewska, naTemat: Mija trzynaście lat od tranzycji. Czy jest pan zadowolony ze swojego wyglądu i samopoczucia?
Adam: Nie do końca. Czasem mówię o sobie, iż jestem – w pewnym sensie – okaleczonym facetem. Ale jeżeli chodzi o sprawy intymne, wiem, iż jestem w pełni sprawny i tak już zostanie. Mam wszystko, co trzeba: pe*isa i jądra. I żartuję, iż wiem, czego pragnie kobieta, bo sam nią byłem.
Lubię golić brodę. Gdy odrasta, zapuszczam ją na nowo. To daje mi radość. Niedawno przeszedłem kolejny przeszczep włosów, bo pierwszy nie dał efektów. Zacząłem łysieć przez testosteron. Dziś już nie biorę zastrzyków, bo ile można? Tabletki też mi nie służyły – źle wpływały na żołądek i wątrobę. Teraz używam żelu hormonalnego. Bardzo mi odpowiada – rano się myję, smaruję nim ciało i chodzę w podkoszulku, aż się wchłonie.
W międzyczasie wyszło, iż mam nadczynność tarczycy. Po leczeniu nadczynność zamieniła się w niedoczynność, przeszedłem terapię jodem.
Tylko z głosem bywa różnie. Zdarza się, iż ktoś przez telefon się zawaha – nie wie, czy rozmawia z kobietą, czy mężczyzną. Robiono mi już różne badania, choćby specjalistyczną aparaturą. Sam czasem się zastanawiam, jak adekwatnie brzmi mój głos. A jak pani myśli? Jaki mam głos?
Męski.
A to dobrze.
Czasem ludzie komentują też mój wzrost: "Taki mały?". Mam wysokie siostry. A ja, cóż, wdałem się w mamę.
Facetem byłem od zawsze, tylko najpierw w swojej głowie. Gdybym nie przeszedł tranzycji, pewnie już by mnie na tym świecie nie było.
Miał pan myśli rezygnacyjne związane z tym, iż urodził się pan w ciele kobiety?
Może nie wprost, ale mogło się tak skończyć, gdybym nie zdecydował się na tranzycję. Zwlekałem z tym bardzo długo – proces zmiany płci zacząłem dopiero w wieku 62 lat. Wszystko trwało trzy i pół roku.
Wcześniej zdążyłem wziąć ślub i urodzić dzieci. Czasem żartuję, iż należy mi się Nobel – no bo jak to, facet urodził pięcioro dzieci?
Z byłym mężem też potrafimy się z tego pośmiać. Mówię mu: "Zobacz, mieliśmy ślub kościelny, a Kaczyński taki przeciwny". Lepiej patrzeć na życie z humorem niż się zadręczać.
Rozstaliście się z powodu tranzycji?
Nie, zupełnie nie. Tranzycję robiłem już po rozwodzie. Powody rozstania były inne – zwykłe, ludzkie nieporozumienia. Nie było przemocy ani alkoholu. Czasem się kłóciliśmy. Ale nigdy nie doszło do bicia czy upokarzania.
Do dziś mamy dobry kontakt. Przeżyliśmy razem ponad 20 lat. Zapraszam go na święta. Jest typowym naukowcem – inteligentny, trochę dziwak, wynalazca.
Nawet kiedyś, już po rozwodzie, zażartował, iż mógłby znów ze mną być. Odpowiedziałem: "Nie ma sprawy, tylko zmień płeć, bo ja jestem facetem i podobają mi się kobiety".
Kiedy po raz pierwszy poczuł pan, iż głowa nie pasuje do ciała?
Od małego, zawsze chciałem być chłopcem. I w swojej głowie nim byłem. Tylko inni widzieli we mnie dziewczynkę. Ubierali mnie w sukienki.
Buntował się pan?
Oczywiście. Rodzice akceptowali, iż bawię się w wojnę, chcę mieć szabelkę. Lalkami też trochę się bawiłem z siostrami, ale zawsze czułem, iż jestem chłopakiem. Już jako dziecko mówiłem o sobie w męskiej formie. Koledzy wołali na mnie "Adasiek", choć miałem na imię Ewa. Po tranzycji jestem Adamem.
Był pan nieszczęśliwy, iż jest dziewczynką?
Bardzo. Strasznie zazdrościłem chłopakom, iż są facetami. Często trzymałem się właśnie z nimi – grałem w piłkę, spędzałem czas na podwórku. Pamiętam jeden mecz między drużynami z sąsiednich podwórek… Starsi chłopcy powiedzieli wtedy, iż z "babą" grać nie będą. Moi koledzy stanęli wtedy za mną murem.
Co pan czuł, kiedy zaczęło się dojrzewanie?
To był straszny czas. Chowałem się w bluzach, celowo się garbiłem, żeby ukryć piersi. Pamiętam ten moment po operacji usunięcia piersi. Obudziłem się, dotknąłem bandaży… i byłem po prostu szczęśliwy. Niektórzy zarzucali mi, iż usunąłem zdrowe piersi. Ale ja ich nie usuwałem, bo były chore, tylko dlatego, iż jestem mężczyzną.
Nawet gdy miałem męża, to zawsze prowadziłem w tańcu, jak facet. Teraz sposób, w jaki siedzę, jest już naturalnie męski – nogi szeroko, swobodnie. Kiedyś to kontrolowałem.
Przepuszczam kobiety w drzwiach, ale w rękę nie całuję i nigdy tego nie robiłem. Raz pocałowałem kobietę w dłoń, ale to było z czułości, nie z konwenansu.
Kiedy podjął pan decyzję o tranzycji?
To dojrzewało we mnie przez lata. Gdy miałem 62 lata, pomyślałem: "Nie mogę umrzeć jako kobieta". Pierwszym impulsem było przefarbowanie włosów na niebiesko. W pracy musiałem powiedzieć o wszystkim. Fakt, miałem swoje lata, ale jeszcze nie byłem wtedy na emeryturze.
Koleżanka poleciła mi znanego seksuologa, Stanisława Dulko. Zacząłem chodzić po lekarzach. Nikt mi nie odradzał, nie mówił, iż jestem za stary. Tylko psychiatra z mojego rodzinnego miasta mnie zawiódł.
Potem ruszyła formalna procedura: krok po kroku. W trakcie sprawy sądowej padło pytanie o rodziców. Powiedziałem, iż mój ojciec nie żyje. A oni na to: "Trudno, i tak musi być". Co za absurd! Co miałem zrobić? Odkopać go?
Ale udało się. Pewnie to wszystko dużo kosztowało – dosłownie i emocjonalnie.
Finansowo mnie to wykończyło, ale trudno. Nie prosiłem nikogo o pomoc. To była moja decyzja i mój wysiłek. Dziś jestem spokojniejszy, bo wiem, iż żyję w zgodzie ze sobą.
Tranzycja trwała kilka lat. Zmiany fizyczne następowały stopniowo: terapia hormonalna, operacje, zabiegi. Po jednej z nich mam teraz większą wrażliwość na zimno – nie mogę kąpać się w jeziorze, bo od razu łapię infekcje pęcherza moczowego.
Ale śmieję się, iż ani rak piersi, ani rak prostaty mi nie grozi – bo nie mam ani jednego, ani drugiego.
Jak zareagowano w pracy na zmianę?
Bardzo dobrze.
Pamiętam, jak dyrektor otworzył przede mną drzwi – tak, jak przepuszcza się kobiety. I nagle cofnął się, uśmiechnął i powiedział: "No co? Teraz przecież jesteśmy dwoma facetami".
A rodzina? Miał pan dzieci, wnuki i jeszcze mamę.
Zebrałem wszystkich w domu i powiedziałem, iż mam coś ważnego do przekazania. Byłem wtedy już w trakcie terapii hormonalnej. Syn zareagował bardzo ostro, wręcz wulgarnie. Córki go natychmiast uciszyły, ale same też były w szoku. To nie było dla nich łatwe.
Z czasem syn całkiem przestał się odzywać. Prezenty na święta początkowo przekazywałem przez rodzinę, aż ktoś powiedział: "Koniec, sam załatwiaj". No to przestałem.
Kiedyś spotkałem synową z wnuczką. Udawały, iż mnie nie widzą. A kiedyś synowa powiedziała mi: "Mamo, kocham cię". Zawsze trzymałem jej stronę, bo syn bywał wybuchowy.
Jedna z sióstr też mnie wykluczyła. To nigdy nie przestanie boleć.
Moja mama ma 98 lat, umysł sprawny – gra w tysiąca, scrabble – choć zdrowie już nie to. Zareagowała spokojnie. Stwierdziła: "Masz tyle męskich ubrań, więc nie powinno być problemu". Ale potem zwracała się do mnie przy ludziach "Ewa", a ja już wyglądem przypominałem faceta. Prosiłem, żeby tak nie mówiła, ale to nic nie dawało.
A jak dzieci i wnuki się do pana zwracają?
Najpierw było: "Mamo Adamie", a potem już po prostu: "Adam". Wnuki też tak mówią. Jestem bardzo rodzinny. Musiałem być i matką, i ojcem. Nauczyłem się gotować, choć szczerze tego nie znoszę.
Jak pan przechodził korektę płci?
To były długie, wielogodzinne operacje. Fizycznie trudne, bolesne… Po jednej z nich dostałem krwotoku – akurat byłem wtedy u córki na świętach i trzeba było jechać do szpitala. Ale proszę mi wierzyć: mimo bólu czułem radość. Ani przez chwilę nie pomyślałem: "Po co mi to było?". Do tego dochodziły zabiegi na włosy – trycholożka wbijała mi igłę w skórę głowy czterdzieści pięć razy, żeby podać osocze.
Mama czasem mówiła: "Oj, tyle się nacierpiałeś…". I miała rację – nacierpiałem się. To poważne zabiegi, po których nie wolno dźwigać.
Teraz mam 75 lat, reumatyzm daje się we znaki – powykręcane palce, bolące kolana. Dali mi trzecią grupę inwalidzką. Ale nie lubię o sobie mówić: "stary, schorowany człowiek". Tańczę, żartuję, żyję. Nie chcę być postrzegany przez pryzmat choroby.
Nie żałuje pan, iż tak późno przeszedł tranzycję?
Człowiek całe życie odkładał siebie na później. Ale dziś myślę, iż tak musiało być.
Obchodzi pan nowe urodziny?
Urodziny mam te same. To się nie zmienia. Ale PESEL już mam męski. Metrykę też. W dokumentach wszędzie figuruje mężczyzna.
A jak ktoś mnie pyta: "A co ci robili na operacji?", to odpowiadam: "Skąd mam wiedzieć? Uśpili mnie!".
Trudno było załatwić formalności? Trzeba było się tłumaczyć?
Miałem wszystkie dokumenty z sądu, to wiele ułatwiało. Na przykład przy wymianie prawa jazdy: przyszedłem, pokazałem papiery i nie było żadnych problemów.
Co chciałby pan powiedzieć osobom, które czują się obco we własnym ciele?
Kilka lat temu przyszedł do mnie student. Ktoś go do mnie skierował. Najpierw przyszła do mnie jego matka, potem on. A adekwatnie – ona. Już wtedy żyła w zgodzie ze swoją tożsamością, choć nie miała jeszcze środków na tranzycję. A to są ogromne koszty.
Była niesamowicie ciepłą osobą. Znała się na kosmetykach lepiej niż moja córka. Pożyczała od niej sukienki, chodziły razem na zakupy. Miały wyjątkową więź.
Przez jakiś czas pracowała jako kierowca autobusu, ale psychicznie nie dała rady. Nie udźwignęła tego. Wyskoczyła z okna. W sukience. Na początku myślano, iż to kobieta.
Dopiero później wyszło, iż to był chłopak, który czuł się kobietą. Dlatego powiedziałbym tym osobom, żeby o siebie walczyły. I jak najszybciej decydowały się na operację.