Miałem piękne kapłaństwo

slowopodlasia.pl 5 godzin temu
Jakie były początki księdza posługi w parafii Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Białej Podlaskiej? Czy pamięta ksiądz swoje pierwsze kazanie?Moje początki w tej parafii sięgają roku 1987. Wtedy właśnie przyszedłem tutaj jako wikariusz, pierwszy raz. Potem, po pewnym czasie, poszedłem na studia na KUL. Po powrocie znów byłem tutaj, tym razem jako prefekt w szkole - uczyłem młodzież w Zespole Szkół Zawodowych przy ul. Brzeskiej. To był dla mnie piękny czas - wspaniała młodzież, cudowny kontakt z nimi i niezapomniane lekcje.Moje pierwsze kazanie w tej parafii było bardzo symboliczne. Mówiłem wtedy o otwartych drzwiach, sercu, o tym, iż jestem otwarty i chciałbym, żeby ludzie byli na siebie otwarci. Żeby każdy mógł zawsze przyjść. I tak właśnie było. Ktoś mówił: „buty zdejmować?”, ale nigdy nie trzeba było zdejmować butów - nie o to chodziło. Chodziło o to, żeby każdy czuł się swobodnie, żeby plebania była miejscem otwartym, by można było przyjść na kawę, na rozmowę. Przychodzili bardzo różni ludzie, czasem choćby tacy zepchnięci na margines, trochę ośmieszeni, psychicznie słabsi. Ale czemu nie? Skoro dany człowiek był w Kościele - czemu nie miałby wejść? Siedzieliśmy razem, po mszy przy stole było zawsze wielu ludzi - znajomych, nieznajomych, niekiedy prosto z ulicy, spod kościoła. To było moje „drzwi, serce i okna otwarte” i za tym szły wszelkie inicjatywy integrujące parafię.Jakie wydarzenia z życia parafii najmocniej zapisały się w księdza pamięci?Tych wydarzeń było naprawdę dużo. Na pewno bardzo ważne były odpusty. One zyskały nowe życie. Kiedyś to była po prostu długa msza święta, wcześniej ludzie woleli przyjść rano, żeby nie siedzieć długo. Ale my to zmieniliśmy - organizowaliśmy poczęstunki dla dwóch, trzech tysięcy ludzi. Bardzo bogate - nikt już potem nie musiał jeść obiadu w domu. Rodziny zapraszały gości - taki powstał zwyczaj. Mówiliśmy zawsze: „zapraszajcie gości”. I to powodowało, iż po mszy ludzie zostawali, rozmawiali, wspólnie świętowali. To był nasz wspólny dom.Wydawaliśmy też gazetę parafialną - „Moja Parafia, Moja Rodzina”. Miesięcznik, czasem dwumiesięcznik, teraz raczej okolicznościowy. Ale bardzo mi na tym zależało.Jak ksiądz obserwuje zmiany w parafii i wśród wiernych na przestrzeni lat? Przez 22 lata mojej posługi jako proboszcza zaczynał się wykształcać pewien specyficzny styl - sposób myślenia parafian, podejścia do wiary, do otwartości, do gościnności. Bardzo ważnym elementem były pielgrzymki - tylko w tym roku były ich już co najmniej cztery. I po jakimś czasie nie trzeba było mówić wiele - ludzie wiedzieli, jak się zachować, jak pomagać sobie nawzajem. To zaczęło odróżniać naszą parafię od innych.Czy są jakieś inicjatywy, z których ksiądz jest szczególnie dumny?Tak - harcerstwo. To był prawdziwy ewenement. W ciągu roku potrafiło się pojawić ponad stu chłopców i osiemdziesiąt dziewcząt. Prowadziliśmy to przez dziesięć lat. To był bardzo intensywny czas. Niestety, musiałem zrezygnować po operacji - mam teraz sztuczne kolana. A harcerstwa nie da się prowadzić zdalnie. To relacja: kapelan - komendant - wychowanek. Bez obecności to nie działa.Po tym czasie pojawiła się inna inicjatywa - Wakacje z Bogiem dla dzieci. To coś w rodzaju harcerstwa - grupy, zastępy, wspólnota. Bo dzieci w mniejszych grupach bardziej się zżywają. Pamiętam chłopaka z Włoch - jak wracał do domu, tak płakał, iż myśleliśmy, iż coś się stało. A po prostu żal mu było odjeżdżać.Wspomniał ksiądz o Wakacjach z Bogiem. Czy są jakieś szczególne wspomnienia, które utkwiły księdzu w pamięci?Mamy dwóch obywateli niemieckich, którzy od kilku lat przyjeżdżają do nas na młodzieżowy turnus. W tym roku również się zapowiedzieli - chyba trzeci raz z rzędu. Coraz więcej mówią po polsku. Widać, iż zachwycił ich ten styl bycia, ta atmosfera.Czy były momenty szczególnie trudne, które ksiądz musiał pokonać - osobiście lub duszpastersko?Trudne w sensie emocjonalnym - nie. Zawsze mówię nowemu księdzu: „Życzę ci, żebyś się utrudził, zmęczył - a będziesz bardzo szczęśliwy”. Oczywiście, gdyby się zawaliła wieża w kościele, byłoby to trudne, ale nic takiego się nie wydarzyło. Zakładanie nowych grup, przygotowywanie misji, to wszystko wymagało trudu, ale był to trud radosny. Nazwałbym to po prostu euforią służby. Im więcej służyłem, tym więcej miałem radości.Nie miałem swoich urlopów przez te wszystkie lata. jeżeli już, to były one związane z obozami harcerskimi albo z Okuninką. Najdłuższy mój urlop trwał pięć dni - przez 22 lata.To naprawdę wyjątkowe poświęcenie. Czy chciałby ksiądz przekazać jakieś słowa swojemu następcy albo parafianom na pożegnanie?Tak. Moje ostatnie kazanie 29 czerwca dotyczyło właśnie Kościoła. Powołałem się wtedy na współczesnego myśliciela Yves Congara - dlaczego kocham Kościół. Ważne jest żeby kochać Kościół jak swoją matkę, jak rodzinne środowisko. Żeby czuć się w nim jak w rodzinie.Nowemu księdzu życzę, żeby się utrudził - i żeby miał z tego trudu radość. Bo wszystko, co piękne, kosztuje. euforia przychodzi wtedy, gdy jedni drugim służą. Chciałbym też odpowiedzieć na dwie współczesne bolączki: samotność i smutek. Ludzie są dziś bardzo samotni i smutni. Próbują się rozweselać na różne sposoby, ale potem wracają do domu i znów czują pustkę. Dlatego powtarzam: służmy sobie nawzajem. Wtedy pojawi się radość.Święty Jozafat był dla naszej parafii ogromnym wsparciem. Zakochaliśmy się w nim jako wspólnota. To, co on wypracował, przechodzi ludzkie pojęcie. Mamy teraz piękny kościół, odnowiony, z granitowym placem przed świątynią - coś niespotykanego w naszej diecezji. Świątynie powinny być piękne, bo one pociągają do Boga.Parafia planuje ustanowienie sanktuarium świętego Jozafata. Jak wygląda ta inicjatywa?26 czerwca rada parafialna złożyła oficjalne pismo do biskupa z podpisami - z prośbą o ustanowienie Sanktuarium św. Jozafata. Przesłaliśmy też propozycję statutu. Mamy nadzieję, iż biskup się przychyli do niej. Już teraz z całej Polski napływają do nas intencje i prośby - to pokazuje, w jakim kierunku to wszystko zmierza.To wielkie wydarzenie - można powiedzieć, iż święty Jozafat przygotował sobie ten kościół na jubileusz. Dbamy o piękno świątyni, a także o jej otoczenie. Czyli wszystko to było możliwe dzięki zaangażowaniu parafian?Tak. Trzeba koniecznie pochwalić parafian. Pierwszy raz w życiu wzięliśmy dotację z Polskiego Ładu. Do tej pory wszystko było robione z ofiarności ludzi. Wielu pracowało za darmo. Na przykład pani architekt, która robiła wszystkie projekty. Pan kościelny, który pracował po nocach - na dwa, trzy etaty. Masa ludzi się zaangażowała. Tworzyło to niesamowitą atmosferę. Kiedy ludzie działają razem, nie trzeba mówić o pieniądzach - oni po prostu widzą potrzebę i wspierają.Mogę powiedzieć tylko jedno: miałem naprawdę piękne kapłaństwo. Trudno sobie wymarzyć coś piękniejszego. Jestem szczęśliwy, iż mogłem tego doświadczyć.Pierwsze renty wdowie trafiły już do emerytów. Odmowy teżKary dla kierowców. To początek zmianOsobówka zderzyła się z motocyklem. 6 osób w szpitalu
Idź do oryginalnego materiału