Jakub Wojtaszczyk: Czy Pride Month, czyli Miesiąc Dumy osób LGBTQ+, w Poznaniu ma inny charakter niż obchody w innych dużych polskich miastach?
Mateusz Sulwiński, Grupa Stonewall: Myślę, iż to, co naprawdę wyróżnia Poznań, to jego unikalny charakter, jeżeli chodzi o wspieranie Pride przez władze. To nie jedyne miasto w Polsce, w którym samorząd jest współorganizatorem Marszu Równości, a jednocześnie jedyne, gdzie skala wsparcia – także finansowego – jest aż tak duża.
Dlatego dobrze jest mieć świadomość, iż to, co się dzieje w Poznaniu, to prawdziwy ewenement na skalę kraju – i właśnie to najbardziej go wyróżnia na tle innych miast.
JW: Na czym rokrocznie skupiacie się przy budowaniu programu?

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
MS: Przede wszystkim co roku organizujemy otwarty nabór wydarzeń, żeby program miał charakter społecznościowy. Zapraszamy do zgłaszania własnych pomysłów i wspieramy je finansowo, organizacyjnie i logistycznie.
Pride tworzymy już od dziesięciu lat. Początki wyglądały zupełnie inaczej – nie było żadnych dofinansowań. Czy przez to projekt był gorszy? Myślę, iż nie. To budowało zupełnie inne relacje z ludźmi – była większa gotowość do działania wolontariackiego.
Teraz, co zrozumiałe, ta gotowość jest mniejsza. Dlatego wsparcie ze strony miasta – te 400 tysięcy złotych – brzmi imponująco, ale w praktyce to nie jest aż tak spektakularna kwota na organizację festiwalu trwającego miesiąc, po odliczeniu podatków i różnych kosztów.
JW: Pieniądze to jedno. Ale dużą wartością wsparcia miast jest też kwestia społeczna, zmiana perspektywy mieszkańców i mieszkanek Poznania. Czy akceptację czuć w powietrzu?

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
MS: Czy klimat Poznania jest unikalny na skalę Polski? Myślę, iż do pewnego stopnia tak. Wciąż są w kraju takie marsze, które wyglądają jak te sprzed dziesięciu lat, ale są też takie, które przypominają bardziej zachodnie parady organizowane podczas Pride’u. Nie wartościuję, czy jedna impreza jest lepsza od drugiej.
Warto jednak pamiętać, iż to, jak wygląda Marsz Równości w Poznaniu, nie jest dziełem przypadku. To nie kwestia innej wody czy szerokości geograficznej. To efekt bardzo konsekwentnej, wieloletniej pracy ludzi – nie tylko Grupy Stonewall, bo przecież Marsz Równości w Poznaniu istniał, jeszcze zanim powstała nasza organizacja.
Ten klimat został tutaj po prostu wypracowany. I warto to docenić. Ostatnia sytuacja, w której doszło do poważniejszych zakłóceń Marszu, miała miejsce w 2018 roku – czyli siedem lat temu. Od tamtej pory nie notujemy większych incydentów.
JW: Przyjrzyjmy się harmonogramowi. Zaczynacie od wystawy „Strefy LGBT+. Sztuka queerowa w czasach dobrej zmiany”. To symboliczne otwarcie?
MS: W tym roku intensywnie współpracujemy z Galerią Miejską Arsenał oraz z Pawilonem, które przygotowały bogaty program na czas Pride’u. W dużej mierze koncentruje się on wokół wystawy poświęconej tzw. strefom wolnym od LGBT+, ale obejmuje również inne wydarzenia zaplanowane na czerwiec.
Czy to symboliczny początek Pride’u? Trudno powiedzieć.

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
Myślę, iż to raczej symboliczny moment na pokazanie tej wystawy, bo te strefy już nie istnieją. Ostatnia z nich – w powiecie łańcuckim – została uchylona zaledwie kilka tygodni temu. To daje przestrzeń na refleksję nad czasem, który – na szczęście – mamy już za sobą.
Natomiast fakt, iż dziś możemy odetchnąć, iż jest „fajniej” niż jeszcze kilka lat temu, nie oznacza, iż sytuacja jest idealna.
Wciąż są uzasadnione zarzuty wobec obecnej władzy, zwłaszcza jeżeli chodzi o brak sprawczości w egzekwowaniu naszych praw.
I musimy pamiętać, iż ten mroczny czas może wrócić.
Nie wiemy, kto wygra kolejne wybory parlamentarne. Dlatego to dobry moment, by spojrzeć wstecz i zobaczyć, jak społeczność zareagowała, jak walczyła z tymi strefami. Bo to był wspólny wysiłek – aktywistów i aktywistek, niektórych polityków, dziennikarzy, ale też instytucji europejskich. I to właśnie ten wysiłek doprowadził do upadku tych stref.



JW: Kolejnym ważnym i aktualnym tematem jest sytuacja osób transpłciowych w Polsce. Podczas tegorocznego Pride’u rozpatrujecie go na wielu poziomach.

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
MS: Zależy nam na tym, żeby program Pride’u odzwierciedlał to, co aktualnie dzieje się w obszarze aktywizmu. W tym roku rzeczywiście pojawia się więcej wydarzeń dotyczących osób transpłciowych. Bo to wciąż grupa, która niestety pozostaje najmniej zrozumiana w całej społeczności LGBTQ+. To grupa, wokół której narosło mnóstwo dezinformacji.
Widzimy to na przykład w działaniach administracji Donalda Trumpa w USA, czy ostatnio w Wielkiej Brytanii, gdzie Sąd Najwyższy wydał fatalny w konsekwencjach wyrok, uznający, iż o tożsamości płciowej decyduje płeć przypisana przy urodzeniu.
W Polsce te symptomy również są widoczne, choć na szczęście nie aż tak intensywnie. Temat osób transpłciowych nie stał się głównym punktem kampanii prezydenckiej, mimo prób ze strony prawicowych kandydatów.
Dlatego chcemy, aby osoby transpłciowe miały swoją widoczność i głos.

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
Współpracujemy m.in. z zespołem serwisu tranzycja.pl, który moim zdaniem jest najlepszym źródłem wiedzy o transpłciowości w Polsce. To miejsce, gdzie każda osoba znajdzie rzetelne, przystępne i wartościowe informacje.
JW: Równie istotną kwestią jest sytuacja osób uchodźczych LGBTQ+ w Polsce. Również poświęcacie temu tematowi dyskusję.
MS: Wśród osób uchodźczych i migranckich są także osoby queerowe – i wiele z nich migruje właśnie dlatego, iż w swoich krajach doświadczają represji ze względu na tożsamość płciową lub orientację seksualną.
To temat, który chcemy wyraźnie zaadresować, bo mamy świadomość, iż społeczność LGBTQ+ nie jest monolitem. To nie jest tak, iż wszyscy w niej jednomyślnie wspierają prawa osób migranckich. Wydaje mi się, iż to wciąż kwestia kontrowersyjna i dzieląca.
Dlatego zależy nam, by zasygnalizować, iż to istotny temat. I chcemy go przedstawić w odpowiedni sposób, poprzez debatę z udziałem osób, które naprawdę się tym zajmują na co dzień, a nie znają sytuację z przekazów medialnych, w których – nie oszukujmy się – często dominują uproszczenia i dezinformacja.

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
JW: Pozostawmy edukację i aktywizm, bo przecież Pride to też celebracja queerowości, nasze tęczowe święto. Co szykujecie?
MS: Pride to protest, ale też zabawa. To moment, w którym jesteśmy bardzo widoczni. Kiedy jest nas tak wielu w jednym miejscu, możemy wspólnie manifestować rzeczy, których często nie mamy odwagi wyrażać na co dzień. Bo przecież mało kto chodzi ulicą z tęczową flagą przewieszoną przez plecy – z wiadomych powodów.
A jednak Pride niesie ze sobą pewną wielką radość. Ja sam poczułem to po raz pierwszy chyba w 2012 albo 2013 roku, kiedy poszedłem na swój pierwszy Marsz Równości w Poznaniu. To był dla mnie niesamowity moment. Po raz pierwszy mogłem iść środkiem ulicy, krzycząc, iż jestem gejem, iż mam swoje prawa, których mi się odmawia, i iż nie zamierzam się z tym chować ani się tego wstydzić.
To poczucie wolności, wspólnoty i siły jest jednym z największych emocjonalnych ładunków, jakie Pride oferuje wszystkim osobom uczestniczącym. A skoro celebracja i euforia – to nie może zabraknąć dragu.
W tym roku osią naszej celebracji będą dwa duże wydarzenia dragowe, które odbędą się na Dziedzińcu Różanym przy Zamku Cesarskim – dosłownie tuż obok Lokum Stonewall.
Organizujemy Queer Night – duże plenerowe wydarzenie, które będzie rozgrzewką przed Marszem Równości (w tym roku ruszamy z okolic placu Mickiewicza). Natomiast zaraz po nim, 21 czerwca, odbędzie się Dragowy After.
To będzie też świetny moment, żeby poczuć tę atmosferę, bo tak jak w poprzednich latach Zamek Cesarski znów zostanie podświetlony na tęczowo. I to naprawdę tworzy klimat, jakiego trudno szukać gdzie indziej.
JW: W programie jest również debata o tym, czy mamy w Polsce wydarzenie, które mogłoby być uważane za nasze Stonewall, czyli za przełomowe dla tęczowej społeczności. Mamy?

Mateusz Sulwiński, fot. Krystian Daszkowski
MS: Odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista, bo polska historia ruchu LGBTQ+ rzeczywiście wygląda zupełnie inaczej niż ta amerykańska. A jednak często się do niej odwołujemy. Chociażby nasza nazwa, Grupa Stonewall, bezpośrednio odnosi się do wydarzeń z Nowego Jorku z 1969 roku. To nasza historia, ale nie do końca. W Polsce to wszystko rozwijało się inaczej, w innym kontekście społecznym, politycznym, kulturowym. Czy mamy więc jakieś własne, formacyjne wydarzenie? Niektóre osoby wymieniają tęczową noc w Warszawie w 2020 roku, związaną ze szczytową nagonką na społeczność LGBTQ+. Natomiast w Poznaniu mamy historię roku 2005, kiedy ponad 60 osób zostało zatrzymanych przez policję, bo ówczesny prezydent miasta, Ryszard Grobelny, chciał zakazać Marszu Równości, co później zostało obalone przez sąd. Takich wydarzeń, które można byłoby nazwać formacyjnymi, jest trochę. Które jest tym wyjątkowym? Do oceny potrzebujemy czasu.